Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

piątek, 29 grudnia 2017

83. Randka z homo sapiens, Penny Reid

Janie Morris poznajemy w najgorszym dniu jej życia. Rozstała się z wieloletnim partnerem, straciła dach nad głową i właśnie wyrzucono ją z pracy. W dodatku upokorzenie związane z utratą stanowiska odbyło się na oczach Pana Ciacho - ochroniarza przystojniaka, który wpadł w oko Janie. Wydaje się, że gorzej być już nie może... a jednak może. Po szalonej nocy w klubie Janie budzi się obok NIEGO - Quinna Sullivana, znanego już nam jako Pan Ciacho.

Autorka powieści - Penny Reid to badaczka w zakresie biomedycyny. Po godzinach pracy zajmuje się powieściopisarstwem. Dzięki swym powieścią kobiecym zdobyła już nie lada uznanie. Randka z homo sapiens to pierwsza książka Reid, która trafiła na polski rynek. 

Jak wiecie, nie jestem zbytnio fanką romansów, jednakże ta książka wpadła mi w oko jeszcze przed premierą. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Poradnia K mogłam ją przeczytać i przekonać się, czy było warto. Randka z homo sapiens opowiada o zmaganiach z rzeczywistością pociesznej Janie Morris - rudowłosej, krągłej, wysokiej kobiety, która sama siebie określa jako neandertalczyka. Janie jest... dosyć specyficzną osobą. Obdarzoną nietypowym poczuciem humoru, uwielbiającą komiksy oraz przechowującą w głowie tony informacji, które większość z nas uznałaby za kompletnie zbędne. Kobiecie brak pewności siebie - ma to związek z jej burzliwym dzieciństwem, jak i wyglądem. 

Quinn Sullivan to szef w wielkiej firmie. Bogaty, przystojny, tajemniczy... mający nie lada powodzenie u kobiet. Odkąd ich losy się skrzyżowały, pomiędzy parą wytworzyła się wręcz namacalna nić porozumienia. Janie nie wie, czego Quinn od niej właściwie oczekuje, dlaczego zwrócił uwagę akurat na nią? 

Największym plusem tej powieści jest kreacja głównej bohaterki. Janie Morris jest wręcz niesamowita! Zdecydowanie dziwaczna, ale i jedyna w swoim rodzaju. Uwielbia komiksy, nie wierzy w telefony komórkowe, ma fotograficzną pamięć i dar do matematyki - nie wiem, czy gdziekolwiek spotkacie tak oryginalną bohaterkę.  Janie jest zarówno główną bohaterką, jak i narratorką powieści. 

- Niektórzy faceci po prostu nie są dobrym materiałem na chłopaka. 
- Tylko na co? Na zasłony?

Głównym tematem powieści jest romans pomiędzy Janie a tajemniczym Quinnem Sullivanem - mężczyzną, który niejedynej z nas potrafiłby namącić w głowie. Więź pomiędzy bohaterami stopniowo się tworzyła na oczach czytelnika. Penny Reid udało się wytworzyć romantyczny nastrój, wciągnąć mnie do swego świata oraz nie pozwolić z niego wyjść, dopóki nie dotarłam do ostatniej strony. Czytanie Randki z homo sapiens było ogromną przyjemnością. Błyskotliwy humor, kapitalne dialogi, niestereotypowa kreacja bohaterów oraz lekki styl autorki to mocne atuty tej powieści. Randka z homo sapiens nie jest typowym romansem, lecz swego rodzaju komedią romantyczną, a historię głównych bohaterów z chęcią obejrzałabym w kinie. 

Cieszę się, że zdecydowałam się przeczytać tę książkę. Historia głównych bohaterów urzekła mnie i oczarowała. Wątki związane z tytułowym kółkiem singielek miejskich również mocno przypadłby mi do gustu. Randka z homo sapiens to nie tylko historia nietypowej znajomości, ale również i opowieść o sile przyjaźni - a co za tym idzie, wsparciu oraz trosce o drugą osobę. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Poradnia K! 


środa, 27 grudnia 2017

82. Ślubowanie Lenobii, P.C. Cast + Kristin Cast

XVIII-wieczna Francja. Lenobia Whitehall, córka majętnego barona wychowuje się w jego zamku. Zarówno ona, jak jej matka znane są z ogromnej urody. Jednakże panna Whitehall wyróżnia się nie tylko urodą, ale i dobrocią serca. Scenariusz niemalże jak z bajki, lecz niestety, życie Lenobii wcale nie jest tak piękne, jakby się wydawało na pierwszy rzut oka, bowiem Lenobia jest bękartem - córką barona z nieprawego łoża. Tylko wyjątkowa uroda jej matki pozwoliła im pozostać na włościach szlachcica, jednak na jakich warunkach? Kobiety muszą znosić nienawiść rodziny barona, wściekłe spojrzenia i opryskliwe uwagi. 

Tym razem duet Cast postanowił przybliżyć czytelnikom Lenobię Whitehall - jedną z nauczycielek w Domu Nocy, uczącą jeździectwa. Tak samo jak Neferet, poznajemy ją przed naznaczeniem, w czasach dla niej właściwych. 

Akcja opowiadania rozpoczyna się w momencie gwałtownej śmierci Cécile de La Tour d'Auvergne - przyrodniej siostry Lenobii, właściwej córki barona, niesamowicie podobnej do panny Whitehall. Matka Lenobii postanawia wykorzystać sytuację, zmuszając Lenobię do przyjęcia tożsamości Cécile oraz opuszczenia rodzinnego Évreux - tak jak miała uczynić Cécile. Lenobia wyrusza na Minervie do Nowego Świata, aby jako Cécile poślubić Thintona de Silégne. Sytuacja komplikuje się, gdy Lenobia odkrywa, że pokładzie statku płynie biskup Évreux, Charles de Beaumont, znający rodzinę barona. 

,,Śmierć uderza szybko i znienacka - odparła matka Lenobii - I nie rozróżnia między panem a sługą, po każdego w końcu przyjdzie.''

Ślubowanie Lenobii było pierwszym opowiadaniem z cyklu Domu Nocy, jakie przeczytałam. Tak samo jak w przypadku Klątwy Neferet spodziewałam się czegoś zupełnie innego - czegoś znacznie gorszego. Lenobię pokochałam już w pierwszym tomie przygód Zoey Redbird za dobroć, wrażliwość, wyrozumiałość i niemalże matczyną troskę, dlatego to jej losy chciałam poznać w pierwszej kolejności.  Tym razem na pierwszy plan wysunęli się wyraźnie zarysowani i odwróceni bohaterowie  - Lenobia, pełna dobra i niewinności, aż ciężko uwierzyć w to, że  pochodziła z grzechu - cudzołóstwa; biskup Charles, uosobienie zła, karykatura duchownego. 

Duet Cast zadbał o to, aby czytelnik się nie nudził. Porcjowały nietuzinkową akcję, utrzymując ją na zadowalającym poziomie. Dla fanów Domu Nocy nowelka ta stanowi nie lada gratkę, gdyż dzięki niej w końcu poznajemy Martina, o którym Lenobia niejednokrotnie wspominała we właściwym cyklu oraz odkrywamy okoliczności jej przemiany. Autorki skupiają się na wątku miłosnym, z kolei elementy fantastyki idą na bok. W efekcie dostajemy spójną historię opowiadającą o losach niewinnej dziewczyny, uciekającej przed życiem w poniżeniu, zakochującej się w Mulacie - Kreolu, którego nie mogła poślubić przez chore różnicowanie ludzi względem koloru skóry. Autorki zwracają uwagę na to, jak wielką moc ma prawdziwa miłość i dane słowo. 

niedziela, 24 grudnia 2017

81. Klątwa Neferet, P.C. Cast + Kristin Cast

P.C. Cast to autorka bestsellerowej serii młodzieżowej Dom Nocy, którą stworzyła ze swoją córką, Kristin Cast. Dom Nocy podbił zagraniczny rynek i trafił prosto w serca młodych czytelników, ogarniętych sympatią do wampirzych opowieści, zapoczątkowanych przez Stephenie Meyer i jej hitową sagę Zmierzch. Pracę nad cyklem rozpoczęto w 2005 roku, a do tej pory wydano dwanaście tomów Domu Nocy oraz cztery przyboczne nowelki: Przysięga Smoka (2011), Ślubowanie Lenobii (2012), Klątwa Neferet (2013), Upadek Kalony (2014). Swego czasu byłam ogromną fanką Domu Nocy - pochłaniałam tom za tomem, a do dziś moją sztandarową półkę z książkami zdobi ten cykl. 

Klątwa Neferet odsłania przed czytelnikami mroczną historię jednej z czołowych postaci Domu Nocy: Tajemniczą Neferet. Poznajemy ją jeszcze przed naznaczeniem, zanim wstąpiła w szeregi wampirów. Muszę przyznać, że po tylu latach od czasu mojej fascynacji tą serią trochę bałam się ponownie wstąpić w świat stworzony przed duet P. C. Cast + Kristin Cast.

XIX- wieczne Chicago. Szesnastoletnia Emily Wheiler traci swą ukochaną matkę, która umiera w połogu. Od tego wydarzenia życie córki majętnego bankiera diametralnie się zmienia. Emily zostaje zmuszona do przejęcia roli swej matki w domu oraz w organizacjach charytatywnych (tak popularnych w tamtych czasach), do których należała jej rodzicielka. Dziewczyna tęskni za swym dawnym trybem życia - przyjaciółkami, wolnym czasem, jednakże zdaje sobie sprawę z tego, iż ów zmiany były konieczne. Emily podporządkowuje się wymaganiom ojca, którego wkrótce poznaje z zupełnie innej strony - jako pijaka i despotę. Niestety, ojciec nie poprzestaje na alkoholu i tyradach. Niezdrowa obsesja ojca na punkcie córki wkrótce przeradza się w chore pożądanie... Prawdziwe oblicze mężczyzny przeraża jego córkę, która zaczyna marzyć o ucieczce. 

,,Chociaż przeszłam przez ogień piekielny i spojrzałam prosto w oczu diabłu, ręce wcale mi nie drżą.''

Zacznę od tego, iż sięgając po Klątwę Neferet byłam przekonana, że dostanę tak zwany totalny odmóżdżacz - tymczasem autorki kompletnie mnie zadziwiły. Klimat XIX- wiecznego Chicago jest nad wyraz prawdziwy. Cast skupiły się nie tylko na kreacji bohaterki, lecz także wytworzyły niemalże magiczną i mroczną otoczkę wokół panny Wheiler. Życie Emily poznajemy za pomocą jej notatek, które sporządzała od czasu śmierci jej mamy, Alice. Do tej pory znaną nam z Domu Nocy Neferet odbierałam jako negatywną postać, jednak po przeczytaniu tej nowelki moja opinia na temat tej bohaterki nieco się zmieniła. Przede wszystkim w pełni zrozumiałam jej osobę. Zrozumiałam jej nienawiść do ludzi - ponieważ wszyscy ją zawiedli; oraz żądzę kontroli, gdyż niegdyś ów kontrolę zupełnie utraciła. Emily przeżyła dramat, który odbił się na jej całej egzystencji. 

P.C. Cast + Kristin Cast poruszyły tutaj ogromnie ważny i trudny temat - molestowanie seksualne. Pomimo tego, iż Klątwa Neferet to nowelka z gatunki fantastyki młodzieżowej, to zawarta w niej opowieść jest brutalnie prawdziwa. W słowie dla czytelnika Phyllis Christine Cast nawołuje do młodzieży, by w sytuacji, gdy są wykorzystywani nie zamykali się w sobie, lecz szukali pomocy u rodziców, terapeutów. Już od pierwszych stron Klątwa Neferet całkowicie mnie porwała. Nowelkę czytało się niezwykle przyjemnie, lekko i szybko. 

~*~

W tym ważnym dniu każdemu z Was życzę Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w gronie najbliższych osób, dużo zdrowia, miłości, samozadowolenia, pomyślności oraz wspaniałych doświadczeń literackich w 2018 roku.  

poniedziałek, 18 grudnia 2017

ŚWIĄTECZNY TAG

Święta to magiczny czas, w którym mam tak dużo pracy, że ledwo potrafię znaleźć chwilę na przeczytanie kilkunastu stron aktualnie pochłanianej przeze mnie powieści. Może uda mi się wypełnić moje postanowienie i wraz z zakończeniem tego roku zamknąć większość (bo o wszystkich już nawet nie myślę) rozgrzebanych przeze mnie spraw. Tymczasem postanowiłam umilić sobie chwilkę i wypełnić Świąteczny TAG książkowy. Serdecznie zapraszam do lektury. 

Coś na zimowe wieczory...
Ta trywialna kategoria przysporzyła mi nieco kłopotu - znam wiele powieści, które idealnie nadawałyby się na jesienne wieczory. Po namyśle zdecydowałam się na Pogromcę Lwów Camilli Läckberg. Czytałam ją, co prawda, dawno temu, ale zdecydowane ta książka nadaje się na zimowe wieczory, bowiem historia w niej opisana potrafi zmrozić krew w żyłach. 

Bohater, na którego myśl robi Ci się zimno...
Zdecydowanie zmarła lokatorka pokoju 217 z najsłynniejszej powieści Stephena Kinga Lśnienie. Zarówno jej książkowa wersja, jak i filmowa przeraziła mnie całkowicie. Do tej kategorii pasują mi jeszcze bohaterki książki Tori Telfer Seryjne zabójczynie - zwłaszcza, że wszystkie panie były prawdziwe, a nie wymyślone. 



Osoba, która najwięcej pomogła w danej serii...
Zrobię teraz dosyć duży skok w przeszłość przeczytanych przeze mnie powieści. Dymitr z Akademii Wampirów. Zawsze gotowy do pomocy Rose. Ach... aż naszła mnie ochota na dokończenie tej młodzieżówki. Stanęłam na trzeciej części (tylko dlatego, że dostępność czwartej części jest bardzo kiepska... do dziś nie mogę jej dostać).

 Jaka potrawa z książek powinna się znaleźć na świątecznym stole?
Z przyjemnością skusiłabym się na te cudowne wypieki z książki Amandy Prowse Świąteczne marzenie. Same ich opisy sprawiały, że ciekła mi ślinka.  

Prawdziwy bohater, wspaniały towarzysz...
Stevie Rae Johnson z serii Dom Nocy autorstwa P.C. Cast + Kristin Cast. Wybrałam ją ponieważ Stevie Rae wykazała się niejednokrotnie wielką odwagą i lojalnością - pomimo tego, iż była uznawana za osobę raczej kruchą i delikatną niż skorą do walki. Kurcze... kolejny raz mam ochotę sięgnąć po młodzieżówkę, którą czytałam bardzo dawno temu! Tym bardziej, że mam kilka nieprzeczytanych tomów Domu Nocy...

Z kim warto byłoby pośpiewać kolędy?
Z Sutterem z powieści Cudowne tu i teraz  Tima Tharpa! Ten nad wyraz pozytywny gość od razu przyszedł mi na myśl po przeczytaniu tego pytania. Myślałam jeszcze o Joshu z Psiego najlepszego, ale uważam, że Sutter bardziej by się do tego nadawał, ponieważ kolędy kojarzą mi się z czymś radosnym, beztroskim - a właśnie taki jest ten gość. 


Książka, która wzbudziła w Tobie nadzieję.

To chyba nie jest pierwszy raz, kiedy wstawiam tę powieść do tagu. Linia Serc, Rainbow Rowell. Ta powieść zdecydowanie wzbudziła we mnie nadzieję na to, że wspólnymi siłami da się odbudować nawet coś niemalże straconego.

poniedziałek, 11 grudnia 2017

80. Gargantua i Pantagruel (Księgi I, II, III), François Rabelais

Jedno z najtrudniejszych dzieł literackich z jakimi zmierzyłam się do tej pory. Kipiąca absurdem i dowcipem. Lśniąca erudycją autora, którą teraz określono by słowem: niespotykana. 

François Rabelais to francuski pisarz satyryczny, duchowny i lekarz. Urodził się około 1494 roku w La Devinière koło Chinon w Turenii. Autor książki Gargantua i Pantagruel, która do tej pory cieszy się ogromną popularnością oraz budzi ogólne kontrowersje. Dzieło już za życia cieszyło się sławą, jednakże było potępiane przez środowisko paryskiej Sorbony. Powieść została wydana w pięciu księgach, które były drukowane od 1532 do 1564 roku. Alcofribas Nasier to akronim nazwiska autora, którym podpisał się Rabelais.

Lepiej śmiechem jest pisać niż łzami.

Krótkie rozdziały opowiadają nam o losach dwóch olbrzymów: Gargantui i jego syna Pantagruela. Już sama kreacja głównych bohaterów jest niezwykle nietypowa, a nawet i groteskowa. Ich celem życia jest jedzenie, picie oraz hulanka. Na pierwszy rzut oka powieść ta wydaje się być swoistym żartem, jednakże po jej przeczytaniu nadchodzi refleksja, która skłania czytelnika do stwierdzenia, iż Gargantua i Panagruel ma w sobie ukryty sen, prześmiewcze znacznie. Całość ujęta w baśniową konwencję przenosi czytelnika do zupełnie innego świata - niby realnego, jednak niezupełnie. 


François Rabelais zabłysnął swą niesamowitą wyobraźnią oraz odwagą. Gargantua i Pantagruel to utwór przepełniony prześmiewczym humorem, krytykujący wady ludzkie, stosunki społeczne oraz obyczaje, w którym hierarchia wartości zostaje drastycznie odwrócona. Autor za pomocą dowcipu krytykuje ówczesne czasy, nie boi się wulgaryzmów, bawi się nad wyraz żywym językiem. Choć powieść nie wywarła na mnie ogromnego wrażenia, to i tak zdecydowanie zaliczam ją do ciekawych i nietypowych doświadczeń literackich, bowiem dotąd nie spotkałam się z tak dziwną i w specyficzny sposób zabawą lekturą. Niestety, Gargantua i Pantagruel to dzieło miejscami trudne w odbiorze, jednak potrafiące rozbawić i wciągnąć do innego świata - świata rubasznych olbrzymów, dla których przyjemność stanowiła główny cel egzystencji. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu MG!

poniedziałek, 4 grudnia 2017

79. Seryjne zabójczynie, Tori Telfer

Całkiem niedawno w moje ręce trafiła nowość wydawnicza Poradni K. Jest to książka autorstwa Tori Telfer pod tytułem Seryjne zabójczynie. Tytuł w tym przypadku mówi bardzo wiele, bowiem w książce znajdziemy czternaście krwawych historii opartych na faktach, popartych imponujących researchem autorki. Każda historia opowiada czytelnikowi o mordercy w spódnicy (bądź sukni) i udowadnia, że kobiety wcale nie są delikatniejsze od mężczyzn - a nawet wręcz przeciwnie. 

,,Nie ma kogoś takiego jak seryjna zabójczyni"

Zazwyczaj gdy posługujemy się terminem seryjny zabójca mamy na myśli mężczyznę.  Drogi czytelniku, czy potrafisz wymienić więcej niż jednego seryjnego mordercę? Kuba Rozpruwacz, Zodiak, Wampir z Zagłębia, Ted Bundy. A teraz pomyślmy o seryjnych zabójczyniach. Zanim przeczytałam książkę Teri Telfer z ręką na sercu potrafiłam wymienić jedną kobietę, która spełniała te kryteria. Elżbieta Batory. Dlaczego o kobietach, które przelewały krew z chorym uśmiechem na twarzy tak łatwo społeczeństwo zapomina? Dlaczego każda kolejna seryjna morderczyni jest określana mianem pierwszej, bądź najgorszej. Seryjnych morderczyń jest wiele na kartach historii. Morderstwa przez nie dokonywany nie były ani mniej krwawe, ani wyszukane, brutalne czy sprytne niż te zaplanowane przez mężczyzn. 

Czytając książkę Telfer można wiele się dowiedzieć zarówno o sławnych seryjnych morderczyniach sprzed wielu lat, dekad, stuleci oraz odkryć prawdopodobne motywy dokonywanych przez nie zbrodni. Autorka dokładnie analizuje zebrany na drodze badań materiał, dorzucając swoje odczucia i przemyślenia; prezentuje portery śmiercionośnych kobiet z wielu zakątków świata, odrębnych czasów, środowisk i klas społecznych. I tak też poznajemy Nanny Doss - uśmiechniętą babcię z przedmieścia, którą niejedna rodzina z chęcią najęłaby do opieki nad dziećmi; siostry Rayę i Sakinę, właścicielki nielegalnego burdelu w Aleksandrii, których zbrodnie wstrząsnęły Egiptem. Okrytą mroczną sławą Elżbietę Batory, rzekomo kąpiącą się w krwi dziewic, by zachować swą piękną urodę. Niektóre śmierć przynosiły całkiem subtelnie - za pomocą arszeniku, dusząc swe ofiary. Inne czerpały przyjemność z zadawanego bólu, pastwiły się nad swą ofiarą, wyrywały palce, odcinały kończyny, tłukły na śmierć. Jedne zabijały najbliższe swemu sercu osoby: mężów, matki, siostry, własne dzieci. Drugie na swe ofiary wybierały przypadkowych ludzi. Zabijały z wielu powodów, lecz zawsze łączyła je jedna cecha - bezwzględność. 

Seryjne zabójczynie czytało się nadzwyczajnie szybko. Książka wciągnęła mnie już od samego wstępu. Wzbudziła nie tylko moje zainteresowanie, ale i osób z mojego otoczenia. Dużym plusem dzieła Telfer jest to, iż historie kobiet wcale nie trzeba czytać po kolei. Możemy swobodnie skakać po rozdziałach, ponieważ każdy z nich opowiada zupełnie inną, mroczną historię kobiet, którym śmierć nieustannie towarzyszyła. Treść tej książki naprawdę mnie zszokowała. Zachwiała moim przekonaniem, że kobiety z natury mają łagodniejsze usposobienie niż mężczyźni. Tymczasem autorka przedstawia nam kobietę (Mary Ann Cotton), która bez skrupułów zabijała swe niedawno narodzone dziecko, a kilka lat później kolejnemu dziecku nadawała imię wcześniej zamordowanego. 

Seryjne zabójczynie to mocna lektura dla ludzi o silnych nerwach. Autorka w powstanie książki włożyła wiele pracy, której wyniki poparła wieloma źródłami. Imponująca, brutalna, prawdziwa -  zdecydowanie godna polecenia.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Poradnia K! 

poniedziałek, 27 listopada 2017

78. Świąteczne marzenie, Amanda Prowse

Niezwykle klimatyczna, wprowadzająca w czas świąt powieść o sile gwałtownego uczucia, oraz o tym, że marzenia się spełniają. Zwłaszcza te świąteczne. Samotna matka pragnie podarować swojego synkowi coś, czego nigdy nie miała - cudowne Boże Narodzenie w otoczeniu pełnej, kochającej się rodziny. 

Megan Hope życie nigdy nie oszczędzało. Najpierw dysfunkcyjna rodzina, następnie szereg rodzin zastępczych, w których dziewczynka nigdy nie czuła się potrzebna i kochana. Brak swojego miejsca na świecie, bliskich osób, strach przed bezdomnością... Życie Meg zmienia się, gdy poznaje Billa - mężczyznę, w którym całkowicie się zakochuje. Będąc w narzeczeństwie Megan odkrywa, że jest w ciąży. Niestety, Bill ginie w wypadku, a po śmierci mężczyzny wychodzą brudy z jego życia. Megan zostaje przygarnięta przez Milly i Pru - kuzynki prowadzące sieć cukierni Plum Patisserie. Kobiety dają jej pracę, dom i rodzinę. Cztery lata później Megan jest zmuszona wyjechać do Nowego Jorku tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Tam spotyka mężczyznę, który całkowicie rzuca ją na kolana

Choć nie jestem fanką ckliwych historii o miłości, która nie ma żadnego fundamentu, to historia opisana przez Amandę Prowse naprawdę trafiła w moje serce. Ogromnym plusem powieści jest jej świąteczny klimat. Sam pomysł - samotna matka pracująca w sieci cukierni prowadzonych przez podstarzałe kuzynki niezwykle mi się spodobał. Nieczęsto sięgam po powieść obyczajową jednak te, które dane było mi przeczytać spełniły moje oczekiwania. Tak też był w przypadku Świątecznego marzenia.  Przygotowałam się na lekką powieść, oprószoną miłością z dozą naiwności. W tym przypadku naiwność proszę nie odbierać w sposób negatywny. Właśnie dzięki niej Świąteczne marzenie zyskało urok. 

,,Myślę, że rzuciłeś mnie na kolana...;
- To dobrze? - zapytał z lekkim skrępowaniem.
- Bardzo dobrze."

Meg i Edd poznają się w zabawnych okolicznościach. Później ich losy zupełnie przypadkowo (a może i nieprzypadkowo) się krzyżują. Para spędza ze sobą intensywny w emocje i uczucia czas. Nie ukrywam, że akcja powieści zdecydowanie pędziła za szybko - wszystko działo się z godziny na godzinę. Złość, sympatia, miłość, pożądanie. Ale czy nie potrzebujemy właśnie takich historii? Historii, w których mężczyzna i kobieta spotykają się i wystarczy zaledwie dzień, by mogli stwierdzić, że to jest właśnie to. Naiwne, ale czyż nie urocze? 

Kreacja bohaterów wyszła autorce całkiem nieźle. Meg to ciepła osoba, pełna dobra i współczucia dla innych osób. Jedyne co mogę zarzucić głównej bohaterce to, to że była nieco mało rozgarnięta. Jednakże pomimo tego, Megan bardzo polubiłam. Pomimo wielu przeciwności losu zachowała ona wiarę w dobro ludzi oraz nadzieję na to, że jej marzenia kiedyś się spełnią. Edd Kelly to niezwykle miły facet.  Zabawny, uroczy, również skrywający swoje smutki. Przypadkowa znajomość zmienia się w niezwykle intensywny romans, którego czas trwania jest ograniczony, a jedna i druga strona marzy o długo i szczęśliwie. Wkrótce Megan musi stoczyć walkę z sobą - święta z synkiem, czy święta z ukochanym mieszkającym za oceanem...


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece! 

piątek, 24 listopada 2017

77. Psiego najlepszego. Był sobie pies na święta, W. Bruce Cameron

Urocza historia o miłości, pogodzeniu się z przeszłością oraz rozpoczęciu nowego etapu w życiu, z psią gromadką na pierwszym planie i świętami w tle. Zapraszam na recenzję kolejnej książki autora Był sobie pies, która tego roku trafiła na ekrany kin. 

Josh Michaels nie potrafi pogodzić się z rozstaniem ze swoją ukochaną Amandą. Mieszka w domu rodzinnym w górach zupełnie sam - rodzina mężczyzny rozpadła się, gdy ten był nastolatkiem. Jak widać, autor stawia przed czytelnikiem nieszczęśliwego mężczyznę, któremu los postanowił jeszcze raz dokopać. Pewnego dnia ktoś podrzuca mu ciężarną suczkę. Pies, to ostatnie o czym marzy Josh, jednakże pod wpływem impulsu postanawia się nim zaopiekować. Mężczyzna nie ma pojęcia, że ta gwałtowna decyzja zupełnie odmieni jego życie. 

Jestem ogromną miłośniczką zwierząt, więc nic dziwnego, że ta powieść trafiła prosto w moje serce. Psiego Najlepszego. Był sobie pies na święta opowiada losy dwójki bohaterów - Josha oraz suczki Lucy. Autor skupia się na więzi pomiędzy psem a człowiekiem - więzi silnej, pełnej miłości, wzajemnego wsparcia. Posługuje się lekkim stylem, prowadząc narrację trzecioosobową, wnikającą w odczucia, emocje oraz myśli bohatera. Josh otacza troską Lucy oraz szczeniaki, niesamowicie się do nich przywiązuje - otwiera dawno zamkniętą szufladkę w swoim sercu. Dzięki decyzji podarowania domu Lucy na drodze mężczyzny staje Kerri pracująca w lokalnej lecznicy dla zwierząt. Śledzimy ich relacje, która raz rozgrzewa serca, a innym razem je łamie. 


,,Nigdy wcześniej o tym nie myślał, ale teraz musiał przyznać: psy kochają człowieka. Nawet przez myśl by im nie przeszło szukanie "nowego związku".


Początkowo Josh jest pewnego rodzaju zagadką dla czytelnika. Nie do końca wiadomo co stało się pomiędzy nim a Amandą, czemu mieszka zupełnie sam. Bohater powoli otwiera swoją duszę i myśli, zostawiając swą przeszłość za sobą. Staje się lepszym człowiekiem, śmielej patrzy przed siebie. Jednakże autor skupia się również na czworonożnych bohaterach powieści. Każdemu pieskowi przyporządkowuje charakter, a ich imiona idealnie do nich pasują. 

Umiarkowana akcja powieści bez nagłych zwrotów akcji. Fabuła przebiega spokojnie. Psiego najlepszego to książka o tym, że warto otworzyć serce i wpuścić do swojego świata czworonoga, który odwdzięczy się swą miłością z nawiązką. Prócz tego mamy wątek miłosny oraz zbliżające się wielkimi krokami Święta Bożego Narodzenia. Mnie ta powieść całkowicie urzekła, a Was?



Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece! 

poniedziałek, 20 listopada 2017

76. Dziadek do orzechów, E.T.A. Hoffmann

Klasyczne świąteczne opowiadanie, rozgrzewające dziecięce serca od 1816 roku w niesamowitym ilustrowanym wydaniu MG. O prezencie bożonarodzeniowym, jakie otrzymali Klara i Fred od swojego ojca chrzestnego do dziś marzy niejedno dziecko na świecie - zabawki, które ożywają! 

Opowiadanie niemieckiego pisarza na język francuski przełożył sam Aleksander Dumas (ojciec), z kolei która stała się inspiracją do skomponowania baletu Piotra Czajkowskiego pod tym samym tytułem. Pierwsze polskie wydanie ukazało się w 1906 roku i nosiło tytuł Historia Dziadka do orzechów. W wydaniu pojawił się błąd, wedle którego autorem utworu był Aleksander Dumas. Kolejne wydanie baśni trafiło na rynek dopiero w 2006 roku, a jego tytuł brzmiał: Dziadek do orzechów i Król Myszy. 

Święta to magiczny czas, w którym nawet najśmielsze marzenia się spełniają, zwłaszcza te dziecięce. Niewinne, trywialne, pełne nadziei na spełnienie. Klara i Fred z niecierpliwością oczekują momentu odkrycia co kryje się pod choinką. Jakież to cuda sprawił im w tym roku ich ojciec święty, sędzia Droselmajer, zegarmistrz i wynalazca? Okazuje się, że ich krewny w tym roku ofiarował im w prezencie cudowny, mechaniczny zamek, lalki, pułk ołowianych huzarów, konia na biegunach oraz dziadka do orzechów. Mały człowieczek o dużej głowie niezwykle przypada do gustu Klarze, która postanawia zaopiekować się tą zabawką. Dzięki owej zabawce Klara przenosi się w świat fantazji, swych największych dziecięcych marzeń. 

,,Zwracam się teraz do Ciebie, Czytelniku; i proszę, żebyś przypomniał sobie swoją ostatnią Gwiazdkę i podarunki, które otrzymałeś."

Dziadek do orzechów budzi świąteczny nastrój. To niesamowita historia o dziecięcej wyobraźni, o tym, że marzenia się spełniają. Utrzymana w baśniowej konwencji przenosi czytelnika w zupełnie inny świat - nieco wstecz i zupełnie na opak. Autor miesza rzeczywistość, sen i fantazję tworząc niezwykle barwną baśń przeznaczoną w sam raz dla młodego czytelnika. Narrator powieści zwraca się do czytelnika, jednocześnie dając znać, że owym czytelnikiem jest dziecko. Twarda okładka książki  o nietypowej fakturze, przypomina opakowanie na świąteczny prezent. Dodatkowo, wydanie wzbogacone jest o reprodukcje drzeworytów autorstwa Charlesa Alberta d'Arnouxa. 

Jestem pewna, że gdybym poznała tę baśń w dzieciństwie kompletnie zakochałabym się w niej. W moim wieku już mniej zachwyca, ale na pewno wciąga i zadziwia. Jeżeli szukacie prezentu dla dziecka w postaci książki, to ta pozycja nada się w sam raz! 


Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu MG!

czwartek, 16 listopada 2017

75. Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów, Deborah Feldman

Książka, którą przed chwilą odłożyłam na półkę to jedno z najciekawszych doświadczeń literackich tego roku. Nie przypuszczałam, że ta lektura aż tak przypadnie mi do gustu, aż tak mnie wciągnie i aż tak mną wstrząśnie. Jak to jest, że my - ludzie zwykli, którym nie brakuje wolności, jedzenia, dachu nad głową, miłości ze strony bliskich nam osób, wciąż narzekamy jaki to los jest okrutny? Przecież mamy pełną władzę nad własnym życiem - władzę, która dla niektórych osób jest tak obca i przez to niezrozumiała, iż nie potrafią wyobrazić sobie funkcjonowania w ten sposób. 

Dewojre urodziła się w rodzinie ortodoksyjnych Żydów. Od samego początku musiała podporządkować się pod zakazy i nakazy, całkowicie oddać się religii, tradycji oraz powierzyć swój los krewnym. Nigdy nie mogła mieć swojego zdania, nigdy nie mogła robić to, co chciała. Przez całe dzieciństwo pilnie się uczyła, by uzyskać choć jedną pochwałę od dziadków, ciepłe spojrzenie... daremnie. Jej ojciec okazał się być człowiekiem chorym psychicznie, matka porzuciła ją i stała się gojką, czyli nie-Żydówką. Wydaje się, iż jej osoba już od samego początku została naznaczona przez okrutny los. Jednakże lata życia w zupełnej szarości nie złamały ducha tej kobiety. 

,, Zajde upiera się, bym mówiła w jidysz, języku moich przodków, który Bóg pochwala; Zajde o tym nie wie, że ja już nawet nie myślę w jidysz."

Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów to wstrząsająca lektura, przenosząca czytelnika w świat, który dla większości jest niedostępny. Autorka i jednocześnie narratorka-główna bohaterka na wiele godzin pozwoliła czytelnikowi wejść do niego, poznać jego strukturę i wręcz chore zasady. Przedstawiła kulturę i tradycję chasydzkiej społeczności za pomocą swoich wspomnień. Wydanie zdobią fotografie z życia Feldman. Niezwykle ciężko jest mi uwierzyć w to, że tak hermetyczne i rygorystyczne społeczności wciąż funkcjonują tuż obok nas. Dlaczego coś takiego ma miejsce? Czy to jest faktyczny cel religii - ubezwłasnowolnić jednostkę? 


Z każdą kolejną stroną docierało do mnie to, co przeżywała autorka powieści. Była zamknięta,  całkiem sama. Nikt z bliskich nie mógł jej pomóc, ponieważ to właśnie jej rodzina wrzuciła ją w otchłań chorych zasad. Ucieczką miało być zamążpójście - oczywiście w pełni zaaranżowane przez krewnych. Autorka sądziła, że dzięki temu ucieknie od swojej rygorystycznej rodziny, zniknie im z oczu... jednakże wpadła w sidła kolejnego ortodoksyjnego rodu, w którym była tylko kobietą, marną istotą, której zadaniem było tylko rodzenie kolejnych dzieci.  

Unorthodox. Jak porzuciłam świat ortodoksyjnych Żydów to wspaniała książka dla każdego dojrzałego czytelnika, który jest otwarty na nowe doświadczenia. Traktuje o potrzebie wolności, ważności kierowania własnym losem, szacunku i miłości. Miejscami przerażająca, wzruszająca, jednakże całościowo piękna i jedyna w swoim rodzaju. Serdecznie polecam. 


Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Poradnia K! 

czwartek, 9 listopada 2017

74. Zaina, Wanda Szymanowska

Temat uchodźców jest teraz zdecydowanie na czasie. Problemy Bliskiego Wschodu były zbyt długo zamiatane pod dywan, uciszane i bagatelizowane - nic dziwnego, że to w końcu wybuchło. Sytuacja polityczna świata uległa drastycznym zmianą, które w większości przypadków wywołują u ludzi przede wszystkim strach, odrzucenie i złość. Z kolei autorzy coraz chętniej sięgają po ten temat w swych powieściach - i tak też stało się tym razem. 

Zaina pochodzi z Syrii, z której musiała uciekać wraz se swoją rodziną przez wojnę. Jest dziewczynką w wieku szkolnym, ciepłą i otwartą. Pochodzi z wykształconej rodziny. Akcja powieści skupia się na pierwszych dniach Zainy w polskiej szkole. Autorka w swej powieści prezentuje różne postawy dzieci względem inności jej koleżanki. Głównie Wojtka, chłopca, który akceptuje etniczną odrębność dziewczynki z Syrii, oraz Jadzię - samolubną, zadufaną w sobie uczennicę, która wyśmiewa się z Zainy i  na każdym kroku daje do zrozumienia, że nie akceptuje i nie szanuje jej pochodzenia. 

Zaina Wandy Szymanowskiej to bardzo krótka opowieść o tolerancji, szacunku oraz zrozumieniu innych osób. Powieść ta zdecydowanie ukierunkowana jest na młodszych odbiorców, będących w wieku głównej bohaterki, ale i nieco starszy czytelnik również może wynieść z tej powieści wartości oraz wiedzę, gdyż autorka zgrabnie wplata w fabułę ciekawostki geograficzne na temat miejsca, z którego pochodzi dziewczynka. Dodatkowo, na końcu powieści Szymanowska umieściła kilka zadań sprawdzających zrozumienie treści oraz zapamiętanie informacji. Czytając, odniosłam wrażenie, że im więcej lat ma odbiorca, tym więcej wartości i przekazów potrafi odczytać. Niektóre są jak najbardziej wyraźne i przeznaczone są właśnie do tej młodszej publiki. Starszy czytelnik dostrzeże smutek, samotność i odrzucenie głównej bohaterki. Zaina już na samym początku swego pobytu w Polsce spotkała się z negatywnymi opiniami na swój temat, i to zupełnie bez powodu. Dla dziewczynki w tak młodym wieku, taka ocena może być druzgocąca. Jedna z bohaterek dziecięcych, Jadzia, prezentuje postawę, którą bardzo dużo osób (i to niezależnie od wieku) przyjmuje względem etnicznej odrębności. Z kolei Wojtek, sam wyśmiewany przez swoją tuszę, z chęcią zaprzyjaźnia się z nową koleżanką - nie kieruje się stereotypami, gdyż właśnie nimi kierowano się w jego przypadku. 

Wanda Szymanowska posługuje się bardzo lekkim językiem, dzięki czemu powieść wręcz się pochłania. Przeczytanie tej książki zajęło mi niecałą godzinę. Polecam wszystkim młodym czytelnikom, rodzicom oraz osobom, które szukają prezentu na święta, bowiem Zaina to nie tylko przyjemna lektura, ale również i nośnik wartości, które tak zbyt często są pomijane. 

Za e-booka dziękuję Autorce!

piątek, 3 listopada 2017

73. Improwizator, Hans Christian Andersen

Hans Christian Andersen głównie jest znany ze swojej twórczości baśniopisarskiej. Jego baśnie znają i kochają tysiące dzieci na całym świecie. Sama wychowałam się na jego opowieściach o Królowej Śniegu, Choince czy Dziewczynce z zapałkami. Twórczość duńskiego pisarza określana jest mianem klasyki literatury dziecięcej. Jednakże Andersen swoich sił próbował również w powieściach przeznaczonych dla dojrzałych czytelników. Do jego najbardziej znanych powieści należą: Tylko Grajek (1837), OT (1836) oraz Improwizator (1837), którego recenzję znajdziecie poniżej.

,,...ludzie rzadko mają łzy dla cudzych cierpień, jeżeli te nie budzą podobnych w ich własnej piersi.''

Improwizator opowiada o losach Antonia, włoskiego chłopca obdarzonego anielskim głosem i darem do tworzenia poezji na zadany mu temat. Już sam tytuł powieści kreśli nam zarys postaci głównego bohatera, bowiem improwizator to osoba, która wykonuje coś bez wczesnego przygotowania. Narracja pierwszoosobowa pozwala nam dogłębnie poznać bohatera, jego sposób postrzegania świata i osób w nim występujących. Już na samym początku powieści można dostrzec, że Antonio nie jest typowym chłopcem - wychowany w silnej wierze już od najmłodszych lat swoją twórczość kierował ku Bogu. Wykazywał się dojrzałością emocjonalną oraz talentem pochodzącym niemalże z niebios. Jednakże i tu los spłatał figiel (i to nie byle jaki), rzucając ubogiego włoskiego chłopca raz w skraj ubóstwa, raz w przepych.


Ogromnym plusem tej powieści jest niepowtarzalny styl autora przesączony darem wręcz rzeczywistego kreowania obrazów. Improwizator tętni smakiem, zapachem oraz barwami Italii. Andersen stara się pobudzić wszystkie zmysły czytelnika. Malarskie opisy Włoch, kultury, tradycji oraz ówczesnego życia społecznego. Nie będę ukrywać, że Improwizator był dla mnie trudny w odbiorze. Musiałam robić sobie przerwy w trakcie czytania, ponieważ miejscami się nudziłam, ale zawsze chętnie sięgałam po tę książkę. Dla czytelnika w wieku studenckim ta książka może być zbyt przytłaczająca, jednakże osoba nieco starsza lubiąca zmysłowe opisy, wolne tempo powieści z pewnością zachwyci się tym dziełem. Improwizator to powieść dla romantyków; osób charakteryzujących się marzycielstwem, idealizmem, nadmierną uczuciowością.

,,Jesteśmy wszyscy nawet w największych troskach i boleściach samolubni.''

Fundamentem do napisania tej powieści stanowi podróż Hansa Christiana Andersena do Włoszech. Autor za pomocą oczu narratora wędruje z czytelnikiem przez gorącą Italię, czyta Dantego, zachwycając się jego artyzmem, wdrapuje się na Wezuwiusza, podziwia cudne obrazy, słucha cudnych występów włoskich twórców, bierze udział w święcie kwiatów. 

Improwizator może i nie jest powieścią porywającą, czy zaskakującą, ale z pewnością niezwykle oryginalną, całkowicie jedyną w swoim rodzaju. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu MG!

piątek, 27 października 2017

JESIENNY TAG

Jesień w pełni - deszczowa pogoda, wielobarwne liście oraz długie, nudne wieczory, które zapewne większość z Was spędza z książką w ręku (tak jak ja). Jesień sprzyja czytelnictwu, zwłaszcza ta nasza polska jesień. 

Tag autorstwa Sam z vloga Novels and Nonsense

Szeleszczące liście – świat jest pełen kolorów: wybierz książkę z jesiennymi barwami na okładce.

Pierwszą książką jaka przyszła mi na myśl jest Ucieczka w dzicz autorstwa Erin Hunter. Książkę czytałam rok temu - idealnie wpasowała się w jesienny klimat i całkiem nieźle się przy niej bawiłam, choć jest to fantastyka młodzieżowa. Okładkę książki można zobaczyć na zdjęciu mojego autorstwa. Pozwolę sobie dodać tutaj jeszcze jeden tytuł - Dwór Cierni i Roż Maas. Barwy pierwszego tomu również nasuwają mi jesień. 

Cieplutki sweter – w końcu jest na tyle zimno, by chodzić w grubych, ciepłych swetrach: która książka wywołuje w tobie uczucie puchatego ciepełka?


Zdecydowanie Linia serc Rainbow Rowell. Choć na pierwszy rzut oka ta powieść jest raczej smutna, to gdy przyjrzymy się jej bliżej, niesie za sobą niesamowitą fabułę - uczucie, który zanika zaczyna powoli się odbudowywać. No i chociaż raz to baba jest winna, a nie facet. 

Jesienna burza – wicher wieje, deszcz się leje: wybierz książkę do czytania w burzowy dzień.


Tutaj najbardziej odpowiadają mi powieści Stephena Kinga. Ich klimat idealnie pasuje do burzowego dnia - mroczne, zaskakujące, a często i przerażające. Cmętarz Zwieżąt, Rok Wilkołaka, Lśnienie, Misery... oraz na pewno wiele, wiele innych, których jeszcze nie poznałam.  


Chłodne, rześkie powietrze: wskaż najciekawszą fikcyjną postać, z którą zamieniłabyś się miejscami (w oryginalnym wyzwaniu polecenie dotyczyło „the coolest person”).


Bardzo trudne pytanie. Raczej nie chciałabym się z nikim zamienić. Jestem zadowolona ze swojego życia. NO ALE JAK JUŻ MUSZĘ to niech to będzie... Celaena Sardothien. Podobają mi się jej umiejętności oraz charakter. Ale pod warunkiem, że zamiana byłaby chwilowa.


Gorący cydr jabłkowy: która książka jest według ciebie niedoceniana i chcesz, by stała się kolejnym bestsellerem?

Seria Niezwyciężona Marie Rutkoski. Świetna trylogia, nietuzinkowi bohaterowie, niepowtarzalny klimat. Szkoda, że w Polsce nawet nie doczekaliśmy się premiery OSTATNIEGO tomu, który w wolnych chwilach czytam po angielsku na telefonie. Jednakże rzadko kiedy się to zdarza, ponieważ mam masę książek w wersji papierowej i naprawdę nie znoszę czytać na urządzeniach. 


Pumpkin Spice: jaki jest twój ulubiony, jesienny posiłek?
Cóż... kanapki z nutellą i kakao. Rozgrzewająco, pocieszająco. Moje jesienne guilty pleasure.

wtorek, 24 października 2017

72. Lab girl, Hope Jahren

"Ta książka będzie wspaniała" - to była moja pierwsza myśl po przeczytaniu zaledwie wstępu Lab girl, dzieła amerykańskiej autorki, Hope Jahren - wielokrotnie nagradzanej biolożki, prowadzącej badania w dziedzinie paleontologii. Jej pierwszym dokonaniem w nauce było odkrycie tego, że minerałem wzmacniającym każde nasionko wiązowca jest opal. Choć Jahren głównie określa siebie jako naukowca, to jej książka-autobiografia osiągnęła status międzynarodowego bestsellera. 

Lab girl składa się z trzech zasadniczych części: Korzenie i liście, Drewno i sęki oraz Kwiaty i owoce. Każda wymieniona część ma dualistyczny charakter - odnosi się do cyklu życia rośliny, jak i życia autorki książki, Hope Jahren, która skrupulatnie przedstawia swoje życie czytelnikowi. Opisuje swoje dzieciństwo, młodzieńczy wiek, studia oraz dorosłość nie starając się nic zatuszować.

Ludzie są jak rośliny: rosną w stronę światła.

Korzenie i liście przedstawiają przede wszystkim dzieciństwo, młodzieńczy wiek oraz studia Hope. Autorka skupia się tu na swoich korzeniach oraz liściach - efektach, które się pojawiły. Jak dowiadujemy się z części pierwszej, Jahren wychowała się w laboratorium, które prowadził jej ojciec. To właśnie dzięki niemu pokochała naukę. Choć jej rodzina mieszka w stanie Minnesota w USA, to jej przodkowie przybyli do Stanów w czasie masowych emigracji z Norwegii. Hope wychowała się w rodzinie, w której wyrażanie sobie uczuć nie było na porządku dziennym, przez co jej usposobienie było raczej powściągliwe. Można powiedzieć, że warunki rodzinne sprzyjały jej rozwojowi w stronę nauk ścisłych. Już na studiach dało się zauważyć determinację Hope. Kobieta zostawiła za sobą wszystko - rodzinę, przyjaciół, dom, by móc spełniać swoje marzenia - niczym roślina rosnąć w stronę światła. Studentka pracowała w wielu miejscach - między innymi w szpitalu, gdzie pełniła rolę najpierw gońca transportującego mieszanki leków pomiędzy dołem (apteką, w której dana mieszanka powstawała) a górą (oddziałem szpitalnym, gdzie na mieszanki czekali pacjenci), a później osoby, która te mieszanki tworzyła. W uniwersyteckim laboratorium dokonała swojego pierwszego, niezwykle ważnego odkrycia, które utwierdziło ją w przekonaniu, że droga którą idzie jest odpowiednia. Podczas studiów Hope Jahren odkryła nie tylko wiedzę z zakresu geologii czy medycyny, ale nauczyła się również, że rozwój człowieka jest niezwykle powolny, zajmuje dużo czasu zanim ujrzy się pierwsze efekty naszej pracy; że sukces (nawet ten najdrobniejszy) kosztuje wiele wysiłku, samodyscypliny oraz determinacji - oraz tego, jak ważna jest przyjaźń. Autorka opisując swoje życie dyskretnie wplata do fabuły ciekawostki dotyczące świata roślin - tego, jak niezwykłą rolę pełni nawet najmniejsza roślinka, czy korzonek. 


W części Drewno i sęki autorka opisuje czasy, w których budowała swoje pierwsze laboratorium. Wraz ze swoim przyjacielem z czasów studenckich stawiała swoje pierwsze, nieco niepewne kroki w roli naukowca. Jako duet pracowniczy sprawdzali się doskonale. Po raz kolejny zostawiła za sobą wszystko co znała - miejsce, w którym czuła się bezpiecznie, po to by móc się rozwijać. Hope Jahren była już pewna swojego powołania - to, czym się zajmowała, było jej pasją, a laboratorium jej prawdziwym domem - w jego budowę włożyła całe swoje serce, wysiłek i intelekt. Niestety, autorka dostrzegła również i wady zajmowania się nauką - ograniczony budżet, permanentne obawy o fundusze przeznaczone na badania. Jahren sprawdziła się w roli pedagoga, naprowadzała studentów na dobrą drogę i pragnęła przekazać im choćby cząstkę jej miłości do nauki. Po raz kolejny Hope Jahren zaprezentowała upór godny pozazdroszczenia. Szła niczym burza, potykając się i niejednokrotnie zarywając noce przez zmartwienia. Pomimo trudności nie zrezygnowała z tego co kocha - ba! Była jeszcze bardziej przekonana w słuszność swojej pasji. 

Najbardziej ryzykowny moment to uświadomienie sobie, kim jest prawdziwy naukowiec, a następnie postawienie pierwszych niepewnych kroków na ścieżce, która stanie się drogą, która stanie się autostradą, która pewnego dnia zaprowadzi nas do domu.

Ostatnia część nosi tytuł Kwiaty i owoce - to właśnie tutaj Hope Jahren opisuje efekty swojej pracy oraz życia - tego co udało jej się osiągnąć na drodze zawodowej, jak i w życiu prywatnym. Jahren zbiera tytułowe owoce swoich dokonań - satysfakcję zawodową, miłość oraz spełnione marzenia. Trud, upór, samodyscyplina oraz determinacja w połączeniu z talentem do nauk ścisłych doprowadziły kobietę do punktu, o którym nawet nie śniła. Autorka udowodniła, że zdobyty tytuł naukowca nie przypadł jej przypadkowo - jest w pełni uzasadniony i zasłużony. Lab girl to historia wzbudzająca do refleksji, ucząca tego, że nic co dobre nie przychodzi łatwo. Treść wzbogacona jest o niezwykłe traktaty o życiu roślin, które nie nudzą - a wręcz przeciwnie, są niezwykle ciekawe. Nie jest to książka obdarzona wartką akcją, raczej odprężająca historia pewnej kobiety, która stała się wyjątkowa. Idealna na spokojne, jesienne wieczory.  


Szczerze mówiąc, po kobiecie obdarzonej umysłem ścisłym nie spodziewałam się wspaniałego warsztatu pisarskiego, jednakże Hope Jahren nie mam w tej kwestii nic do zarzucenia. Pióro autorki jest przyjemne, pomimo naukowego wydźwięku historia jest łatwa w odbiorze. W roli prozaika Jahren sprawdziła się dobrze, ale na pewno nie lepiej niż w roli naukowca. Dokonania tej kobiety są naprawdę imponujące. Lab girl okazała się być książką bardzo dobrą, prezentującą wspaniała osobę. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece!