Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

piątek, 29 marca 2019

216. Cena pocałunku, Linda Kage

Wiosną najchętniej sięgam po lekkie historie z romansem w roli głównej - jest to idealna pora na tego typu powieści. W powietrzu wręcz czuć miłość, dlatego nie zwlekałam długo z lekturą nowości od wydawnictwa NieZwykłego. Zwłaszcza, że poprzednia książka, którą czytałam (Ciernie Nowego Orleanu Macieja Lewandowskiego) była zupełnym przeciwieństwem lekkiej lektury. Cena pocałunku jeżeli chodzi o wspomnianą już przeze mnie lekkość, to strzał w dziesiątkę - jednak jak powieść Lindy Kage prezentuje się pod innymi względami? 

Linda Kage tworzy romantyczne historie zarówno dla młodzieży, jak i dorosłych – od obyczajowych po fantastyczne. Pisze lekkim piórem, zależy jej przede wszystkim na tym, aby dostarczyć czytelnikom rozrywki i niezapomnianych emocji. *

Nie obchodzi mnie, co mówi moja kuzynka; nie jestem królową niemożliwych związków. To, że mój ostatni chłopak próbował mnie zabić i zostawił mi bliznę na szyi, a potem zmusił do przeprowadzki na drugi koniec kraju i legalnej zmiany nazwiska na Reese Randall, nie znaczy wcale… Okej, kogo ja próbuję oszukać? Jak na świeżo upieczoną studentkę college’u, mam okropne doświadczenia z facetami. Nic dziwnego, że miłość to ostatnia rzecz, o jakiej myślę, gdy w moim życiu pojawia się Mason Lowe. Ale trudno zignorować chemię między nami. Nasza więź przeczy logice. A on jest po prostu diabelsko przystojny. W jego towarzystwie bardziej niż kiedykolwiek czuję, że żyję. Lubię się nawet z nim sprzeczać. Mógłby być moją bratnią duszą… gdyby nie jeden mały problem. Jest żigolakiem. Ja to mam szczęście do chłopaków. **


Cena pocałunku to pierwszy tom wielotomowego cyklu Forbidden Men (następne części: To Professor, with Love; Be My Hero, With Every Heartbeat, A Perfect Ten, Worth It, The Girl's Got Secrets, Priceless, Consolation Prize, The Price of Mason). 

Główną bohaterką powieści jest Teresa, która przez toksyczną znajomość musiała zmienić nazwisko i opuścić rodzinne strony. Od tego momentu jest powszechnie znana jako Reese Randall. Już pierwszego dnia w Waterford County Community College jej uwagę zwraca niejaki Mason Lowe.  Niestety za chłopakiem ciągnie się zła sława - ponoć jest żigolakiem; chłopcem, który zaspokaja żądze znudzonych swymi nadzianymi i wysoko postawionymi mężami kuguarzyc. Reese to totalna gaduła obdarzona magnetyczną osobowością - jej towarzystwo to czysta przyjemność. Czytelnik bardzo szybko przekonuje się, że ma do czynienia z główną bohaterką oraz narratorką, mającą tysiąc myśli na sekundę a jej usta nigdy się nie zamykają. To zabawna, pozytywna i zakręcona dziewczyna, która nawet po traumatycznych przeżyciach potrafi czerpać z życia garściami. Jej energia szybko udziela się czytelnikowi - już po kilku stronach powieści Lindy Kage czułam, jak moje endorfiny budzą się z zimowego snu. Było mi lekko i przyjemnie, a karty historii Reese i Masona wręcz same się przewracały. 

Bohaterowie wykreowani przez Lindę Kage są niezwykle barwni, sympatyczni i autentyczni. Autorka zwyczajne, codzienne sytuacje doprawia sporą dawką humoru, ciepła i uroku, przez co książkę czyta się z błogim uśmiechem na twarzy. Dodatkowo wątek przeszłości głównej bohaterki  oraz sytuacji Masona intryguje i dodaje całości dramatyzmu, a także mocnego przekazu. Cena pocałunku to powieść idealna na spokojny wieczór z kieliszkiem wina. Relaks i oderwanie od rzeczywistości gwarantowane. 


Cena pocałunku to w sporej mierze historia słodkiej, młodzieńczej miłości.  Autorka stopniowo buduje relacje pomiędzy nastolatkami, dzięki czemu czytelnik bez problemu może dostrzec nić porozumienia, która z biegiem czasu zmienia się w prawdziwą więź. Znajomi, przyjaciele, kochankowie. Miłość, emocjonalne wsparcie, namiętność, akceptacja. Niestety romantyczny obraz burzy brutalna i nieobliczalna rzeczywistość. Bohaterowie muszą walczyć nie tylko o związek, ale również o samych siebie. Przed Reese i Masonem stoi wróg o wielu obliczach - rówieśników wytykających ich palcami, przeszłości, która nieprzerwanie daje o sobie znać; obowiązku zapewnienia rodzinie dostatecznego bytu, nawet ceną własnej godności.  

Jest lekko i przez większość książki zabawnie, co jednak wcale nie świadczy o banalności tej historii. Choć Cena pocałunku idealnie wpasowuje się w literaturę młodzieżową z miłością w roli głównej, to czytelnik ma do czynienia z zupełnie innym wymiarem romansu. Jeszcze nie czytałam powieści, w której zetknęłabym się z tematem... kuguarzyc, milfów i ich ofiar, także pod względem fabularnym pierwszy tom cyklu Forbidden Men w moim mniemaniu wypada naprawdę dobrze.  Styl autorki również wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Jest luźny, swobodny i przyjemny w odbiorze.  Właściwie tylko najbardziej pikantna scena miłosna nie przypadła mi tutaj do gustu. Niemniej jednak łatwo zatracić się w tej historii i szczerze polubić bohaterów. Powieść Lindy Kage rozgrzewa serce, bawi i porusza do głębi. 

* opis wydawcy
** opis wydawcy

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe! 


wtorek, 26 marca 2019

215. Cienie Nowego Orleanu, Maciej Lewandowski

Wydawnictwo Uroboros całkiem niedawno poszerzyło swoją ofertę o literaturę grozy. Ponad miesiąc temu recenzowałam powieść Magdaleny Kubasiewicz o enigmatycznym i sugestywnym tytule Gdzie śpiewają diabły. Tym razem dane mi było zapoznać się z piórem Macieja Lewandowskiego. Jego książka (Cienie Nowego Orleanu) zbiera raczej średnie opinie, dlatego nieco obawiałam się jej lektury - jednak jak wypadła ona w moim mniemaniu? 

Maciej Lewandowski - urodzony w roku, w którym Regan został powtórnie prezydentem, a świat dowiedział się, co to Terminator. Gdyby wierzyć mądrości „jesteś tym, co jesz”, skojarzenie z porośniętym pizzą krzakiem chmielu było by całkowicie na miejscu. Z wykształcenia człowiek wielu zawodów, najbardziej dziennikarz (choć ostatnio już nie). Wielki fan prozy H.P. Lovecrafta, usilnie starający się terminować u Kinga, z nadzieją na dyplom z grozy stosowanej. *

John Raymond Legrasse, doświadczony nowoorleański policjant, podczas policyjnego nalotu na przemytników trafia do dziupli handlarzy żywym towarem. Znajduje tam makabrycznie okaleczone zwłoki młodej kobiety. Tropy prowadzą do niewyjaśnionej sprawy z przeszłości, rytualnego mordu dokonanego przez tajemniczą sektę. Zamordowanej dziewczynie wyryto na skórze tajemnicze znaki oraz zdarto płat skóry z pleców. Odsunięty od sprawy Legrasse prowadzi własne śledztwo. Podążając śladem handlarzy żywym towarem, dociera do zakładu fotograficznego, w którym znajduje nagrania brutalnych gwałtów i tortur czarnoskórych kobiet. Kolejny ślad prowadzi do Kaznodziei, przywódcy sekty przywołującej demony… **


Blogerzy recenzujący tę książkę wielokrotnie wspominali, że przypomina ona nieco twórczość H.P. Locvecrafta - ja niestety nie czytałam prawie nic od tego autora (właściwie tylko jedno opowiadanie Koty Ultharu w oryginale), więc nie jestem w stanie odnieść się do tego porównania. Jednakże w powieści Cienie Nowego Orleanu odnalazłam gęstą atmosferę uwielbianego przeze mnie filmu -  Harry Angel. A mianowicie mroczny klimat doprawiony sporą dawką okultyzmu i symboliki, wymieszanego z czystym, przerażającym szaleństwem. Powieść Lewandowskiego trudno przypisać mi do jednego konkretnego gatunku, ponieważ czytelnik otrzymuje czarny kryminał, satanistyczny horror i thriller okultystyczny w jednym. Zmysłowy, hipnotyczny, który przypomina podróż do piekła i z powrotem. 

,,Co innego okrutna i zdehumanizowana wojna, a co innego sadystyczny mord. Ponownie spojrzał na oliwkową skórę, smukłe kształty i plątaninę ran. Przysiągłby, że dostrzega pajęczynę bólu oplątującą ciało."

Cienie Nowego Orleanu to powieść, która wywarła na mnie wrażenie pełne sprzeczności. Do teraz nie potrafię określić, czy książka ta właściwie mi się podobała. Z jednej strony owszem, z drugiej jednak - miejscami bardzo się nudziłam, odlatywałam myślami, by po chwili wrócić i ponownie wertować bezmyślnie przeczytany fragment. Jest to powieść, przy której trzeba mocno się skupić.  Bardzo łatwo zatracić się w gęstym i ciężkim klimacie, mrocznym świecie czarnej magii i obrzędów voodoo. Akcja toczy się wolnym tempem a diabeł tkwi w szczegółach. Atmosfera emocjonalna cechuje się dużym nasyceniem różnorodnych doznań - od strachu, żalu, szaleństwa, przez krzywdę i wyrzuty sumienia. Jak zapewne zauważyliście - są one negatywne. Nie znajdziemy tu bohaterów krańcowo dobrych ani złych, gdyż w ich postawy ingeruje wiele czynników zewnętrznych - choćby środowisko społeczne czy otrzymane wychowanie - jak i wewnętrznych. Mowa tu o cechach osobowości oraz doświadczeniach. Podobnie jest z miejscem akcji - dychotomiczny podział świata na dobry i zły w rzeczywistości Lewandowskiego nie istnieje. Wszystko jest podobnie brudne, zepsute, nadgniłe. Porucznik Legrasse nie jest jednym z tych głównych bohaterów, z którym czytelnik może się zżyć - jedynie obserwować jego często chaotyczne postępowanie. 


Mroczny i pokręcony setting wciąga czytelnika bez reszty. Nowy Orlean to miasto znane z jazzu, karnawału Mardi Gras oraz pięknych cmentarzy - ale również czarnej magii i kultu voodoo. Przez fabułę przewijają się nazwiska okryte czarną sławą, m.in. Królowa Voodoo Marie Laveau, czy Delphine LaLaurie, nowoorleańska zabójczyni czarnych niewolników (jej historia stała się inspiracją dla trzeciego sezonu amerykańskiego serialu American Horror Story: Sabat. W rolę LaLaurie wcieliła się zdobywczyni nagrody Oscara Katy Bates. Nagrodę otrzymała za rolę Annie Wilkers w ekranizacji thrillera psychologicznego Stephena Kinga, Misery). Autor zdobył mnie doskonałą znajomością kulturową, historyczną oraz społeczną miejsca akcji - zobrazował kondycję amerykańskiego społeczeństwa, jak i samego państwa - w latach 20. XX wieku Stany Zjednoczone wcale nie przypominały ówczesnej stolicy wolności i równości. Alkohol i tzw. blue movies (filmy pornograficzne) były stanowczo zakazane, a ich posiadanie oznaczało więzienie a nawet karę śmierci.

Cienie Nowego Orleanu to ciekawe dzieło naszpikowane tajemniczością oraz pieczołowicie garnirowane sugestywną symboliką, jednakże nie do końca odnalazłam się w tak ciężkim klimacie. Niemniej jednak jest to książka warta uwagi. 

* opis wydawcy
** opis wydawcy

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uroboros!  

niedziela, 24 marca 2019

214. Nomen omen, Marta Kisiel

Pod wpływem fali uwielbienia do Oczu urocznych postanowiłam sięgnąć po kolejną powieść Marty Kisiel. Nomen omen to powieść, która zaprezentowała mi nieco inne oblicze gwiazdy polskiej fantastyki, pieszczotliwie zwanej przez swoich fanów ałtorką. 

Marta Kisiel-Małecka (ur. 18 października 1982 we Wrocławiu) – polska pisarka fantasy, z wykształcenia polonistka. Zadebiutowała opowiadaniem Rozmowa dyskwalifikacyjna na łamach internetowego magazynu literackiego „Fahrenheit” (nr 53/2006). W 2010 roku wydawnictwo Fabryka Słów opublikowało jej pierwszą książkę Dożywocie, należącą do serii „Asy Polskiej Fantastyki”. Trzykrotnie została nominowana do Nagrody Zajdla – powieści Nomen omen (2015), Siła niższa (2016) oraz opowiadanie Szaławiła, za które otrzymała nagrodę w 2018 roku. Fani autorki określają ją słowem ałtorka. *

Salomea Przygoda ucieka od zwariowanej rodziny, chcąc rozpocząć samodzielne życie. Gdy okazuje się, że jej stancja przypomina posiadłość z filmów grozy klasy B, prowadzona jest przez siostry w dość podeszłym wieku i papugę, a w telefonie słychać głosy, Salka zaczyna zastanawiać się, czy to aby na pewno był dobry pomysł. Pojawienie się młodszego brata jedynie komplikuje i tak niełatwą już sytuację – zwłaszcza, gdy pewnego dnia próbuje utopić siostrę w Odrze... **

,,Człowiek człowiekowi panią z dziekanatu."


Aktualnie mam fazę na twórczość Marty Kisiel. Z jej piórem po raz pierwszy zetknęłam się w zeszłym roku - przeczytałam wtedy książkę Małe Licho i tajemnica Niebożątka, która wprowadziła mnie w nietuzinkową wyobraźnię autorki. Następnie sięgnęłam po zbiór opowiadań Pierwsze słowo. Tu z kolei miałam okazję poznać tę dojrzalszą twórczość Marty Kisiel, oraz sprawdzić jak Polka radzi sobie z krótką formą (za którą została nagrodzona) oraz w innych gatunkach, niżeli moja ukochana fantastyka. Po kilkumiesięcznej przerwie w moje ręce trafił egzemplarz jej najnowszej książki, będącej trzecią częścią cyklu Dożywocie oraz kontynuacją opowiadania Szaławiła o Odzie Kręciszewskiej. W tej książce zatraciłam się bez reszty i wręcz musiałam sięgnąć po kolejną powieść Marty Kisiel - padło na Nomen omen. Choć z wyrażeniem funkcjonującym tutaj jako tytuł, zetknęłam się niejednokrotnie, to tak naprawdę nigdy nie zagłębiałam się w jego znaczenie. Teraz już wiem, że nomen omen w dosłownym tłumaczeniu oznacza znak i pochodzi z języka łacińskiego. Według słownika PWN jest to wyrażenie zwracające uwagę na to, że użyta nazwa, zwykle nazwisko, charakteryzuje omawianą osobę lub rzecz. Główna bohaterka dzisiaj recenzowanej przeze mnie powieści Marty Kisiel nazywa się nomen omen Przygoda - zgodnie z nazwiskiem przeżywa niesamowite przygody.


Dosłownie kilka dni temu rozpływałam się nad piórem Marty Kisiel - wychwalałam jej wspaniałe i inteligentne neologizmy, równie inteligentny, kąśliwy i nieco czarny humor, umiejętność wytworzenia niesamowitego klimatu, oraz kreację oryginalnych bohaterów często wykraczających poza naszą szarą rzeczywistość. Jednakże tym razem zetknęłam się z inną odsłoną ałtorki - nieco sentymentalną, miejscami nawet nostalgiczną. Główną bohaterką jest (kolejna) nietuzinkowa - zarówno dosłownie jak i w przenośni - kobieta, Salomea Klementyna Przygoda.  Salka opuszcza rodzinny dom i przeprowadza się do Wrocławia na Aleję Lipową pięć. Szybko przekonuje się, że właścicielom domu daleko do normalności. Z kolei na czytelnika czeka cała gama wyjątkowych i barwnych postaci - począwszy od gadającej papugi imieniem Roy Keane, po filologa o romantycznej duszy. Autorka przeplata mroczną tajemnicę rodzinną, brutalne zabójstwo i nieuzasadnione napady ze sporą dawką czarnego humoru i WarcraftemNa ciele pojawia się gęsia skórka, jednak kąciki ust mimowolnie się unoszą. Jeżeli chodzi o Kisiel, to nie może być zbyt poważnie. Historia rozpoczyna się niepozornie, właściwie zapowiada się na całkiem normalną powieść, jednak czytelnik szybko przekonuje się, że nie ma do czynienia z obyczajówką. Zastosowano tu narrację trzecioosobową, a każdy bohater posiada swój własny styl mówienia. Akcja powieści przyśpiesza z każdym rozdziałem. Do pewnego momentu nie wiadomo o co chodzi, kto jest sprawcą tego bałaganu - jednakże poznanie tożsamości sprawcy wiele nie wyjaśnia. Powód jest stary, niełatwy w zrozumieniu, dawno zakopany w nieoznakowanym grobie, do którego bohaterowie muszą dotrzeć, zanim będzie za późno. 

W przypadku powieści Nomen Omen Marta Kisiel inspiracji nie szukała w mitologii, lecz w brutalnych faktach historycznych. Polka zabiera czytelników w podróż po po swoim mieście - Wrocławiu, z krótkim aczkolwiek zapadającym w pamięć spacerem po niemiecki, zniszczonym rzeczywistością wojenną Breslau. Naprawdę mało jest takich książek, które czyta się lekko i jakby od niechcenia, a z których można wynieść wartościową wiedzę - informacje, które na swój sposób wstrząsną odbiorcą. Kisiel w swej powieści zaprezentowała brutalne oblicze II Wojny Światowej - niby nic odkrywczego, bowiem na rynku tego typu książek przybywa niczym kotów na wiosnę, jednak obecne tu krótkie opisy bardzo mocno we mnie uderzyły.


Lektura tej książki przyniosła mi ogromną frajdę, jednakże nie ukrywam, że moim bezsprzecznym faworytem wciąż jest najnowsze dzieło Marty Kisiel: Oczy uroczne. Czy was też oczarowała okładka nowego wydania powieści Nomen omen?

* opis wydawcy
** opis wydawcy

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uroboros!
 

piątek, 22 marca 2019

213. Płynąc ku przeznaczeniu, Weronika Tomala

Bardzo chętnie sięgam po debiuty różnorakie - zwłaszcza te w gatunku fantastyki, ale i obyczajówek, czy romansów wcale się nie boję. Zazwyczaj trafiam na dobre debiuty, w których trudno dostrzec raczej niewielkie doświadczenie autora, jednakże czasem zdarzą się i te gorsze. Jak było w przypadku pierwszej powieści naszej koleżanki z blogosfery - Weroniki? Zobaczmy.  

Weronika Tomala - początkująca pisarka, zapalona blogerka. Z wykształcenia nauczycielka angielskiego, na co dzień żona i mama. * Płynąc ku przeznaczeniu to jej debiutancka powieść. 

Skromna studentka, Dominika, wyjeżdża na pierwsze, zagraniczne wakacje. Hiszpania do której jedzie z serdecznymi przyjaciółkami, zmieni jej życie na zawsze. To właśnie tam poznaje pracującego w hotelu, polskiego ratownika.  Dawid przyjechał do Calelli w celach zarobkowych. Nie pierwszy już i nie ostatni raz. Oczekujący od losu spontanicznych przygód nie planuje miłości, bo wiedziony doświadczeniem boi się kochać. Pewny siebie, opryskliwy, egoistyczny. Czy to tylko pozory? **

,,Kiedy w grę wchodzi miłość, rozum ucieka, jak gdyby nagle przestraszył się serca."


Jako że jestem sroką okładkową pozwolę sobie na wstępie zwrócić uwagę na wydanie debiutanckiej powieści Weroniki Tomali. Powieść Płynąc ku przeznaczeniu niezmiernie przypadła mi do gustu pod względem oprawy graficznej - klasyczna czcionka, użyte fotografie oraz kolorystyka zgrabnie się ze sobą zgrywają, tworząc spójną i estetyczną całość. Jednakże jako szanująca się sroka okładkowa wiem, że nie wszystko złoto, co się świeci. Ładna oprawa graficzna wcale nie musi oznaczać, że zawartość książki będzie równie ładna. 


Już w pierwszym rozdziale na pierwszy plan wysuwa się styl autorki. Jest to element - a właściwie fundament, do którego nie mogłabym się przyczepić. Weronika Tomala jak na początkującą autorkę, posługuje się niezwykle zgrabnym i lekkim piórem. Tworzy trafne i inteligentne porównania, chętnie sięga po różnorakie środki stylistyczne. Ewidentnie dostrzec tu można zmysł estetyki i plastyczność wszelakich opisów - czy to miejsca akcji, czy stanów emocjonalnych bohaterów. Jednakże fabuła oraz kreacja bohaterów to już inna bajka. Zacznijmy od głównej bohaterki - Dominiki Linkler. Skromna i nieśmiała studentka, która pod wpływem impulsu i chęci przeżycia czegoś nowego, decyduje się na wakacyjny wyjazd do Hiszpanii wraz z dwójką przyjaciółek - Wiktorią i Kasią. Dominika ewidentnie odstaje od swoich koleżanek - jest rozważna, ostrożna i raczej niechętnie podchodzi do jakichkolwiek atrakcji. A przynajmniej taka miała być, ponieważ analizując zachowania Dominiki z łatwością można dostrzec niekonsekwencje, sporą rozbieżność pomiędzy tym, jak główna bohaterka została nam przedstawiona, a jaka okazała się być. Dominika ucieka przed czynami, na które większość z nas zdobyłaby się (i to nawet z uśmiechem na twarzy), tylko po to, by po chwili wejść w paszczę lwa. Poza tym, która z was (pytam dziewczyny o zdrowych zmysłach) stwierdziła, że kocha jakiegoś chłopaka po jednym dniu znajomości - i to w dodatku mało intensywnej i raczej nieprzyjemnej? Przyjaciółki i towarzyszki wakacyjne Dominiki, niestety również nie wkradły się w moje łaski. Były płytkie i lekkomyślne. Gwałtowny wątek romantyczny także nie trafił w moje serce. Wszystko działo się stanowczo zbyt szybko, przez co nie było to ani trochę wiarygodne, czy ujmujące. Rozumiem, że autorkę w pewien sposób ograniczał termin wakacji Dominiki, Wiktorii i Kasi, jednak nie zmienia to efektu, jaki uzyskaliśmy, czyli... miłości wyssanej z palca. 

Do pewnego momentu debiutancka powieść Weroniki Tomali zapowiadała się bardzo obiecująco. Zgrabne pióro, gorąca Hiszpania w tle, niemy zwiastun intensywnego romansu rodem z kinowej komedii romantycznej z inteligentnym przesłaniem. Niestety gdzieś po drodze wdarły się tu kiepskie sceny z disneyowskich musicali młodzieżowych oraz pseudo-dramatyzm polskich telenoweli, czyli w każdym odcinku, w przypadku książki: rozdziale koniecznie musi się zdarzyć coś dużego. To właśnie dramaty są wyznacznikiem i motorem napędowym fabuły. Jest ich po prostu za dużo. Po dwustu stronach byłam zmęczona i zirytowana - zwłaszcza główną bohaterką.


 W ostatecznym rozrachunku muszę napisać, że powieść Płynąc ku przeznaczeniu Weroniki Tomali nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia, przez co jest mi właściwie... przykro, ponieważ bardzo chciałam wychwalić ten debiut, lecz gdybym to zrobiła, nie byłoby to zgodne z moimi osobistymi odczuciami, a chyba nie na tym to polega, czyż nie? Nie da się jednak ukryć, że w piórze autorki drzemie potencjał, który szkoda byłoby nie wykorzystać. Niech zatem moja recenzja będzie swego rodzaju radą, że więcej wcale nie znaczy lepiej, oraz przestrogą - że bardzo łatwo przedobrzyć w akcji, czy emocjach, które autor stara się wywołać w czytelniku. 

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu dla.czemu!

poniedziałek, 18 marca 2019

212. Oczy uroczne, Marta Kisiel

Dlaczego dobre książki czyta się tak szybko? Od wczorajszego wieczoru mam silnego kaca książkowego, z którego powoli wyciąga mnie Maciej Lewandowski ze swoją powieścią Cienie Nowego Orleanu. W świecie wykreowanym przez Martę Kisiel spędziłam ledwo jeden fantastyczny i niepowtarzalny dzień pełen śmiechu i wrażeń - tylko jeden, bo tyle zajęła mi lektura tej ponad trzysta stronicowej książki. 

Marta Kisiel-Małecka (ur. 18 października 1982 we Wrocławiu) – polska pisarka fantasy, z wykształcenia polonistka. Zadebiutowała opowiadaniem Rozmowa dyskwalifikacyjna na łamach internetowego magazynu literackiego „Fahrenheit” (nr 53/2006). W 2010 roku wydawnictwo Fabryka Słów opublikowało jej pierwszą książkę Dożywocie, należącą do serii „Asy Polskiej Fantastyki”. Trzykrotnie została nominowana do Nagrody Zajdla – powieści Nomen omen (2015), Siła niższa (2016) oraz opowiadanie Szaławiła, za które otrzymała nagrodę w 2018 roku. Fani autorki określają ją słowem ałtorka. *

Wraz z nieoczekiwanym atakiem zimy nadciągają równie niespodziewane kłopoty. Ktoś lub coś grasuje po okolicy, atakując przypadkowe osoby. Tymczasem Bazyl wyraźnie coś knuje i w tej intrydze niespodziewanie zyskuje sprzymierzeńca, zaś przyjaźń Ody z Rochem zostaje wystawiona na poważną próbę. Lecz wszystko to blednie w obliczu tajemnic sprzed wielu lat, jakie skrywa pobliski cmentarz — i niewielki staw w samym sercu ciemnego lasu. Nadciąga czas nieprzejednanej nocy. Czas śmierci. ** 


Oczy uroczne omamiają czytelnika już od pierwszych stron. Ledwo zabrałam się za czytanie, a już po chwili znalazłam się na setnej stronie, co wcale mnie nie ucieszyło, bo takich książek chce się po prostu więcej! Właściwie ciężko stwierdzić, gdzie autorka - przepraszam, ałtorka wypadła najlepiej. Czy to w kreacji głównych bohaterów, świata przedstawionego, czy może w wytworzeniu niesamowitego klimatu, ni to grozy, ni komedii, bowiem na każdej płaszczyźnie Marta Kisiel zabłysnęła niczym latarka Imalent w bezgwiezdną noc pośród szczerego pola. Zarówno pomysł na tę książkę, jak i jej realizacja wypadły po prostu obłędnie. Jest inteligentne, fantazyjnie i przede wszystkim z humorem! Marta Kisiel ma humor jak mało kto - swojski, kąśliwy i jednocześnie ciepły. Naprawdę rzadko kiedy zdarza mi się śmiać w głos przy lekturze, ale tutaj nie mogłam się wprost powstrzymać od robienia z siebie błazna. Prócz tego Kisiel uwielbia tworzyć neologizmy i nie boi się gimnastyki fleksyjnej. Oj ałtorko, ałtorko - czy ty wiesz, że przez Bazylka o mało seplenienia się nie nabawiłam?

,,Wszystko, co ujarzmiamy, prędzej czy później próbuje wyrwać się spod naszej kontroli...''


Oczy uroczne to kontynuacja Szaławiły - opowiadania, za które Marta Kisiel zdobyła Nagrodę Zajdla, oraz trzecia część bestsellerowego cyklu Dożywocie. Oda Kręciszewska powraca w pełnej krasie, a wraz z nią jej nietuzinkowi i dalecy od normalności przyjaciele: Bazyl, słodka koza z piekła rodem, trzy-nożna Kuleczka oraz Roch, ponury i intrygujący zarazem. Do niedawna moje serce było zajęte przez Licho, jednakże po lekturze najnowszej powieści Kisiel zdecydowanie jego miejsce zajął Bazyl. To właśnie ten mały, parzystokopytny czorcik uwielbiający słodkości oraz symulację komputerowe, okazał się być najciekawszym i najzabawniejszym elementem trzeciej części Dożywocia. Dawno nie zetknęłam się z tak fantastycznym i zarazem realistycznym bohaterem literackim. Co do Ody Kręciszewskiej - to bardzo sympatyczna i autentyczna główna bohaterka. Wiła-szaławiła, lekarka nie tylko pomagająca ludziom, a przy tym kobieta niespokojna, wyzwolona i... osamotniona. Gdzieś w tle przemyka nam Roch i kilku innych bohaterów drugoplanowych, dodających powieści wyjątkowości i swojskiego smaku. 

W swej powieści Marta Kisiel sięgnęła po niebanalne źródło - mitologię słowiańską. W Oczach uroczych magii i istot nie z tego świata jest naprawdę wiele. Właściwie cała książka ocieka paranormalnym ekstraktem. Ałtorka ożywia dawno zapomniane przez Słowian mary, licha, demony i potwory. 


Zabawa językiem polskim, klimat grozy oraz odpowiednia ilość strategicznie rozstawionych zwrotów akcji  to kolejne atuty zarówno tej, jak i innych książek gwiazdy polskiej fantastyki. Mam już na koncie kilka utworów Marty Kisiel - zarówno tych krótkich, jak i długich (z czego tych krótkich znacznie więcej) i mniej-więcej orientuję się w jej stylu, jednakże za każdym razem ałtorka potrafi mnie zaskoczyć. W dodatku bezbłędnie wplata ona w słowa emocje, uczucia, aktualne problemy społeczne. Przez większość książki chichrałam się jak nastolatka, w niektórych momentach zaciskałam mocniej paluchy na egzemplarzu, a i zdarzyło mi się uronić łzę gdzieś przy końcu. Oczy uroczne są niczym trzysta-stronicowy PMS - i dzięki Uroborosowi, że na półce czeka Nomen omen, bo takiego Kiślu to ja chcę więcej. 

* opis wydawcy
** opis wydawcy

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uroboros!
 

sobota, 16 marca 2019

211. Księga wiedzy w pytaniach i odpowiedziach

Nie zawsze mamy czas i ochotę na to, aby czytać często nudne książki o historii, zalewające czytelnika datami; lub też o biologii czy anatomii, wypełnione skomplikowanymi nazwami. Czasami chcemy poszerzyć swoją wiedzę na konkretny lub losowy temat w sposób szybki, łatwy i nieinwazyjny. I właśnie w takiej sytuacji świetnie sprawdzić się może pozycja, z którą przychodzę do was dzisiaj.

Księga wiedzy w pytaniach i odpowiedziach to pięknie wydana książka, w której znajdziecie wybrane informacje na zróżnicowane tematy - zwierzęta, sztuka i literatura, ciało człowieka, odkrycia geograficzne, geografia, muzyka i film, natura i środowisko, nauka i technika, historia, kosmos. W każdym dziale znajduje się po kilka lub kilkanaście intrygujących zagadnień związanych z głównym tematem, na przykład - w dziale poświęconym kosmosowi znajdziemy informacje na temat podboju kosmosu, księżyca, obserwacji nieba, Układu Słonecznego, czy Wszechświata. Odkrycia geograficzne składają się z sześciu zagadnień - mapy geograficznej, wyprawy Magellana, odkrycia biegunów, osoby Marca Pola, odkrycia Ameryki oraz źródła Nilu. W przypadku działu poświęconemu historii mamy takich zagadnień aż  36, więc jak na książkę niepoświęconą konkretnemu tematowi, całkiem nieźle to wygląda. Co więcej - twórcy postanowili również zamieścić w swej księdze wiedzy informacje bardziej nam bliskie pod względem czasu. 


Bardzo cenię sobie takie pozycje - w swych zbiorach mam podobną, ale ta zdecydowanie wygrywa pod względem przejrzystości. Szata graficzna jest miła dla oka, nie przytłacza odbiorcy, a wręcz przeciwnie - zachęca go do dalszej eksploracji księgi. Znajdziemy tutaj mnóstwo fotografii i  ilustracji! Główne treści, jak i dodatkowe (ciekawostki, itd) różnią się kolorem tła. Wszystko jest pięknie wyeksponowane. Na każdej stronie znajdziemy nieco więcej, niżeli oczekiwaliśmy. Interesujący nas temat bardzo łatwo znaleźć dzięki jasnemu spisowi treści, znajdującemu się na początku wydania. Z kolei na końcu znajdują się dwa dodatki: Indeks alfabetyczny oraz systematyka zwierząt. Kolejny element, który ogromnie przypadł mi do gustu, to wybór tematów i ich oryginalne treści. Osoba, która już co nieco wie i tak ma szansę dowiedzieć się czegoś nowego. Księga wiedzy w pytaniach i odpowiedziach to mieszanka wiedzy popularnej z tą mniej popularną zawarta w pigułce. Na przykład, skąd się wzięły konie? Gdzie leżą Hawaje? Skąd pochodzi nazwa Ameryka?  Które z dzieł Szekspira jest najsłynniejsze? Kim był szogun? Jaki jest skład szczepionki? Czym trudnili się Fenicjanie? Co nazywamy najstarszą mapą nieba?

Przejdźmy teraz do ciekawej formy księgi wiedzy. Już tytuł informuje, że czytelnik wiedzę będzie zdobywał poprzez pytania i następujące po nich odpowiedzi. Wyżej zaprezentowałam wam dosłownie cząsteczkę tego, co znajdziemy wewnątrz. Na każde z pytań autorom udało się odpowiedzieć w sposób konkretny i lakoniczny. Bez zbędnych dat, skomplikowanych nazw. Czyste fakty ujęte w prostych i łatwych do zrozumienia słowach, których młodszy czytelnik nie musi wyszukiwać w słowniku. 


Księga wiedzy w pytaniach i odpowiedziach to pozycja, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Niezależnie od wieku, czy zainteresowań. To książka dla osoby ciekawej świata - prezentuje wiedzę, którą pozornie nie potrzebujemy do życia codziennego, ale dzięki której czujemy się bardziej świadomi tego, co nas otacza i otaczało. Obrazuje również dorobek ludzkości oraz rysuje obraz tego, jak nasz świat może wyglądać za kilka lat. Ciekawa, lekka i zaskakująca. Wspaniała pozycja dla dziecka, nastolatka - która być może obudzi w nim pasję. 

Jeżeli o mnie chodzi, to jestem zachwycona tą książką. Spełniła ona moje wszystkie oczekiwania, dowiedziałam się z niej całkiem sporo i na pewno nie zakurzy się ona na półce. Jeszcze nieraz do niej wrócę. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu IBIS!



środa, 13 marca 2019

210. LOVE Line, Nina Reichter

Przed twórczością Niny Reichter zapierałam się rękami i nogami. Raz za czas zdarza mi się pałać do jakiejś książki, serii bądź autora silną i niewytłumaczalną w racjonalny sposób awersją. Było tak z Johnem Greenem i właśnie z autorką serii Ostatnia spowiedź oraz Love line. Jednakże gdy wydawnictwo Novae Res zaproponowało mi zrecenzowanie najnowszej serii Reichter, postanowiłam się przełamać i dać jej szansę. 

Nina Reichter jest polską pisarką, od lat mieszkającą poza granicami swojej ojczyzny. Dzięki trzytomowej, bestsellerowej serii powieściowej zatytułowanej Ostatnia spowiedź autorka ta znalazła się w zaszczytnym gronie najbardziej poczytnych twórców literatury młodzieżowej i kobiecej w Polsce. Nina Reichter pochodzi z Polski, jednak już od lat wraz ze swoim mężem mieszka w Niemczech. Z wykształcenia jest prawniczką, natomiast pisarstwo określa mianem swego zawodu, a nie pasji – jak sama autorka mawia, lubi ukończone dzieła, lecz nie sam proces twórczy. *

Matthew Hansen - przystojny młody psycholog - doradza kobietom, jak zbudować satysfakcjonujący je związek i nie pozwolić sobą manipulować. Jest twórcą popularnej internetowej audycji LOVE Line, a jego charyzma i celne rady przyciągają miliony słuchaczek. Zrządzeniem losu spotyka Bethany McCallum, będącą w trakcie rozwodu dziennikarkę luksusowego magazynu dla kobiet. Otrzymuje ona zlecenie napisania artykułu obnażającego metody stosowane przez hermetyczną grupę tak zwanych pick-up artists, czyli trenerów podrywu. Nieetycznych manipulantów, którzy szkolą mężczyzn, jak zaciągnąć kobiety do łóżka. Ich drogi krzyżują się przy stoliku pewnej bardzo nietypowej restauracji. Wzajemne przyciąganie sprawia, że Matt postanawia zbliżyć się do Bethany. Aby to zrobić, będzie musiał podzielić się z nią swoją wiedzą. Tymczasem napięcie między nimi staje się coraz silniejsze. Ale oboje coś ukrywają. **


Na polskim, jak i zagranicznym rynku wydawniczym co miesiąc przybywa ogromna ilość książek z gatunki literatury obyczajowej. W tym gatunku trudno się wyróżnić, napisać coś naprawdę wyjątkowego i odkrywczego, jednakże już w samym opisie książki można zauważyć, że pomysł Niny Reichter banalnym nazwać nie można. Ale koncept konceptem, a realizacja to już zupełnie inna sprawa. Już po kilku rozdziałach LOVE Line okazało się być książką niezwykle inteligentną - zaskakującą swoją głębią i nietuzinkowymi bohaterami. Powieść w pełni angażuje czytelnika  - wymaga myślenia i empatii. Zazwyczaj gdy czytamy książki polskich autorów, których akcja osadzona jest za granicą (w przypadku LOVE Line są to Stany Zjednoczone), przypomina to teatralną dekorację - z zewnątrz całkiem ładna, ale wewnątrz pusta. Jednakże Nina Reichter naprawdę przyłożyła się do przedstawienia miejsca akcji, czyli Nowego Jorku. Autorce udało się oddać specyficzny klimat tego pięknego miasta, dzięki czemu czytelnik mentalnie przenosi się do wielkiego jabłka. 

,,To, ile komuś dajesz, powinno być odbiciem tego, ile on daje tobie. A nie tego, jak bardzo chcesz z nim być."

Ciężko zdefiniować styl Niny Reichter. Nie jest on lekki, ani też ciężki. Umiejscowiłabym go gdzieś po środku. LOVE Line nie należy do tych książek, po które należy sięgnąć po całym dniu ciężkiej pracy w celu odprężenia się i zapomnienia o problemach życia codziennego, ponieważ jej lektura wymaga zaangażowania i pełnego skupienia. Nieraz, gdy moje myśli wędrowały gdzieś w bok, zwyczajnie gubiłam się w fabule lub dialogach. Przyznam, że pod koniec książki czułam się zmęczona tą historią. Pierwszy tom liczy sobie blisko pięćset stron - i według mnie jest to za dużo. W trakcie lektury nie dostrzegłam tego tak wyraźnie, jak po, ale Nina Reichter niepotrzebnie rozwlekła tę historię. Czterysta stron spokojnie by tu wystarczyło, a nawet nieco mniej. Większą część książki czytałam z ogromnym zainteresowaniem, jednakże końcówka pierwszego tomu była nieco mdła, nawet pomimo emocjonujących wydarzeń, będących głównym punktem drugiego tomu. Niemniej jednak jest to historia, która wwierca się w umysł czytelnika i prędko go nie opuści. To jedna z tych książek, których treść pozostaje w pamięci. LOVE Line to ambitna powieść poruszająca niebanalną problematykę. 

Bardzo spodobała mi się kreacja głównych bohaterów oraz wielkomiejski klimat. Bethany to zagubiona młoda kobieta, która właśnie rozwodzi się z mężem. Przeżyła zawód życiowy i miłosny. Życie wcale nie wygląda jak z bajki, a książę przyprawił jej rogi z inną księżniczką. Jej życie odmienia tajemniczy Matthew, psycholog prowadzący audycję internetową LOVE Line, w której doradza kobietom w sprawach sercowych. Matthew wydaje się być idealny, jednakże jak każdy człowiek, ma swoje tajemnice. 


,,Wiesz, co kiedyś usłyszałem? Że znacznie łatwiej jest udawać miłość, gdy jej nie ma... niż ukryć, że kogoś kochasz, gdy tak jest."

Dzięki Reichter odkryłam subkulturę, o której kilka dni temu nie miałam zielonego pojęcia. PUA (Pick-up artist) to trenerzy podrywu, artyści uwodzenia, którzy pomagają mężczyznom w zdobyciu atencji płci przeciwnej. To zamknięty krąg, hermetyczne grono z wyraźnie wytyczoną hierarchią. PUA zdobywają coraz większą popularność na całym świecie, także strzeżcie się kobietki! Subkultura ta posiada swój własny slang, a w dodatku organizowane są kursy i zjazdy. 


Klimatem ta powieść przypomina film Między słowami ze Scarlett Johansson w roli głównej. Pełno tu przemilczeń, niedopowiedzeń; wyraźnie czuć delikatny i niemy sentymentalizm oraz zagubienie pomieszane z rozczarowaniem głównych bohaterów. Negatywne emocje i rozterki codzienności nie opuszczają Beth i Matthewa - a ciemne chmury ustępują słońcu, tylko gdy są razem. Jednak czy będzie dane im być razem?

* merlin.pl
** opis wydawcy

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Novae Res!

wtorek, 12 marca 2019

Sroki okładkowe #2 Brandon Sanderson; Saga o Ludziach Lodu; Mistrz i Małgorzata

Druga odsłona cyklu SROKI OKŁADKOWE. Tym razem moimi gośćmi są: Dorota, czyli nietoperz który czyta i ogląda; Marta z bloga Stacja Książka oraz Kulturalna Meduza! W dzisiejszym poście blogerki przybliżą czytelnikom ewolucje okładek Sagi o Ludziach Lodu, wspaniałego i ponadczasowego Mistrza i Małgorzaty oraz książek Brandona Sandersona. 

Dorota: Saga o ludziach lodu 

Znacie może Sagę o Ludziach Lodu autorstwa Margit Sandemo? Wiecie że w Polsce doczekała się aż trzech różnych wydań? Pierwsze, wydane przez nieistniejące już Wydawnictwo Pol-Nordica na początku lat 90-tych, drugie dostępne wraz z gazetą Fakt, wydane przez Wydawnictwo Axel Springer Polska, ok 10lat temu, i trzecie, najnowsze, opublikowane w 2015 roku przez Wydawnictwo Nordi-Press. Każde z wydań posiada inne okładki, i o okładkach właśnie chciałam dziś powiedzieć.



Najstarsze wydanie, i przygotowane do niego, malowane farbami okładki idealnie oddają duszę książek, mrok, tajemnicę, magię, charakter postaci, ich piękno albo brzydotę, której mimo wszystko ciężko się oprzeć. Nawiązują one też swoim klimatem do czasów, w których dzieje się akcja książek, od XVI wieku do współczesności, ukazują też wydarzenia, które pojawiają się w treści danego tomu. 


Kolejne wydanie, tzw wydanie Faktu... Mam wrażenie, że osoba, która je projektowała nawet w minimalnym stopniu nie zainteresowała się treścią książek, ponieważ zupełnie odbiegają one od opisywanych wydarzeń, a nawet postaci nie przypominają swoich słownych portretów, zupełnie jakby okładki były tworzone w ciemno. Same obrazki jako takie są ładne, to grafiki w klimatach fantasy i gothic, ale wcale nie pasują jako okładki Sagi


Najnowsze wydanie i jego okładki częściowo wzorowane są na wydaniu Pol-Nordici, ale są bardzo ugrzecznione, udelikacone, całkowicie tracąc swój pierwotny charakter. To ładne obrazy, ale nie znajdziemy na nich emocji bohaterów, nie znajdziemy odbicia ich przeżyć na twarzach, zupełnie jakby Saga była jedynie czymś na wzór telenoweli o miłości i rodzinnych losach, a nie serią pełną magii, czarów, istot nadprzyrodzonych, i ludzi, których często nie sposób ocenić jednoznacznie.

Kulturalna Meduza: Brandon Sanderson

Najlepszy dowód na to, że jestem sroką okładkową stanowi wydanie książek Brandona Sandersona przez Wydawnictwo MAG. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłam nową okładkę Z mgły zrodzonego, nawet za bardzo nie skupiłam się na opisie, uznając, że strona graficzna jest tak zachęcająca, iż po prostu muszę to przeczytać. Szybko zrozumiałam, że błędu nie popełniłam, ponieważ Sanderson stał się moim ulubiony pisarzem.

Stare wydanie

Bardzo dużo robią tutaj grafiki Dominika Brońka, który zadbał nie tylko o niesamowitą spójność prezentowanych postaci na okładkach, doskonale odwzorowując ich wygląd, ale także przekładając klimat wykreowanego świata na jedną ilustrację. Zresztą kunszt nie kończy się na okładce, bowiem w przypadku „Z mgły zrodzonego” grafika ciągnie się również na grzbietach, które zestawione obok siebie stanowią wizerunek miasta opisywanego przez Sandersona.


Nowe wydanie

Niedługo później Wydawnictwo MAG postanowiło zabrać się za inne książki tego autora, ujednolicając okładki. A zatem nową szatę graficzną otrzymały również Elantris oraz Rozjemca (wcześniej Siewca wojny). Wszystkie powieści zachowane są w podobnym klimacie – na okładce znajduje się jeden (bądź kilku) z głównych bohaterów narysowany charakterystyczną kreską Brońka, której nie sposób pomylić z niczyją inną. Zadbano również o to, aby tytuły oraz nazwisko autora znalazło się na jednej wysokości, co jest niby niczym szczególnym, ale sprawia, że wizualna strona powieści zyskuje na spójności.



Biorąc pod uwagę, jak fatalnie wyglądały wcześniej te powieści, odświeżenie grafik było doskonałym pomysłem! Wcześniejsze wydania wpisywały się w jedną z trzech kategorii. Po pierwsze mogły być nijakie (Elantris), po drugie ich kolorystyka przyprawiała o oczopląs (Z mgły zrodzony) albo były zwyczajnie brzydkie (Siewca wojny). Brakowało również spójności w zapisie tytułów (szalone czcionki żyły własnym życiem). Teraz jednak okładki książek Sandersona cieszą oko i od razu zachęcają do kupna!

Stacja Książka: Mistrz i Małgorzata

Mawia się, żeby nie oceniać książki po okładce. Jednak dla niektórych czytelników barwna lub po prostu interesująca grafika zdobiąca tom, jest jedną z głównych przyczyn chęci zakupu lektury. Sroki okładkowe, do których i ja należę, potrafią kupić książkę w ciemno, nie znając jej treści, tylko ze względu na intrygującą, błyszczącą lub zwyczajnie piękną ilustrację na obwolucie. Chciałabym Wam pokazać okładki jednej z moich ulubionych powieści Mistrza i Małgorzaty Michaiła Bułhakowa. Ta kultowa, rozgrywająca się w świecie realizmu magicznego powieść jest ogromnym polem do popisu dla ilustratorów. Z jednej strony mamy tu diabolicznego Wolanda, latającą nago Małgorzatę, teatr iluzji i przerośniętego gadającego czarnego kota, a z drugiej strony walkę Jezusa z Piłatem. Sami zobaczcie, jak twórcy okładkowych grafik poradzili sobie z tym tematem zarówno w Polsce, jak i na świecie.

Polskie okładki 
Zagraniczne okładki

W dzisiejszym poście to już wszystko. Bardzo dziękuję dziewczynom za przesłanie kolejnych świetnych tekstów (warto odwiedzić ich strony, gdzie znajdziecie więcej), które zapewne przypadną do gustu i wam - czytelnikom! Zachęcam do powiększenia sobie grafik oraz zajrzenia do poprzedniego postu z tego cyklu. Wkrótce kolejne wyznania srok okładkowych. 

niedziela, 10 marca 2019

209. Moja dzika Syberia, Karolina Kozioł

Refleksyjny reportaż o podróży - tej dosłownej, najdłuższą koleją świata poprzez mroźną Syberię; oraz w ujęciu metaforycznym, po meandrach ludzkiej psychiki - słabostkach, marzeniach i lękach człowieka. Odważna młoda autorka oraz podróżniczka w jednym, zabiera czytelnika w niesamowitą przygodę, podczas której nie tylko dowiemy się, jak wygląda podróż Koleją Transsyberyjską, ale również poznamy nietuzinkowych ludzi. 

Karolina Kozioł to polska producentka, reżyserka, aktywistka Stowarzyszenia na rzecz Praw Człowieka, aktywna członkini UNICEF. Od kilku lat kręci filmy dokumentalne m.in. o życiu w Wielkiej Brytanii, Indiach, Francji, a ostatnio Brazylii. W 2016 roku ukończyła Uniwersytet Walijski w Aberystwyth na kierunku filmowo-teatralnym. Podczas studiów otrzymała stypendium na Uniwersytet w Stanach Zjednoczonych, w stanie Ohio, gdzie otworzyła Dream Cathedra Film Studio. Studio przyniosło jej pierwsze sukcesy filmowe w USA za kampanie antybullingowe, które tworzyła. Od września 2016 roku mieszka w Londynie i uczęszcza na studia magisterskie na Uczelni Artystycznej w Londynie o kierunku telewizyjno-filmowym z językiem francuskim. Podczas studiów zaczęła współpracować z brytyjską telewizją — Channel 4. *

Reportaż o rozmowach z (nie)zwykłymi ludźmi, życiu na krawędzi i o prawdziwym odrodzeniu. Podróż koleją transsyberyjską licząca ponad 9000 kilometrów. Wydawać by się mogło, że podróż pociągiem to przeżytek w dobie rozwijających się linii lotniczych. Nic bardziej mylnego. Karolina Kozioł na podstawie własnych przeżyć zdaje relację z podróży koleją transsyberyjską prowadzącą z Moskwy aż do Władywostoku. Dzięki autorce poznajemy cienie i blaski tej podróży. Każda stacja to nowa opowieść, nowy człowiek, nowe, cenne refleksje. Moja dzika Syberia to reportaż pełen wartościowych obserwacji, wzruszających historii i wiedzy praktycznej o takim sposobie przemieszczania się z dalekiego miejsca do drugiego. To droga, podczas której zmieniają się nie tylko krajobrazy, lecz także sposób patrzenia na życie. Reportaż pełen autentycznych historii, głębokich refleksji, ale także uwag technicznych, które pozwalają wgłębić się w tajniki podróżowania tym środkiem transportu. **


Reportaż to gatunek literacki, po który sięgam od święta. Myślę, że na palcach jednej ręki mogłabym zliczyć wszystkie tego typu książki, które przeczytałam w ciągu całego swojego życia. Do tej pory unikałam, ale po przeczytaniu Mojej dzikiej Syberii autorstwa Karoliny Kozioł, koniecznie będę musiała to zmienić, bowiem autorka zaszczepiła we mnie ciekawość i sympatię do tego typu publikacji. Moja dzika Syberia to książka, którą czyta się błyskawicznie - nie jest to niestety grubasek (ledwo ponad 100 stron), w dodatku wewnątrz znajdziemy sporo intrygujących zdjęć z podróży koleją Transsyberyjską. Niestety są one czarno-białe, przez co nie oddają w pełni magii wykonanych ujęć. Tematyka reportażu, jak i sposób jego wykonania wciągają czytelnika bez reszty. Karolina Kozioł nie tylko relacjonuje swą podróż, ale również zwraca uwagę na fakty historyczne. Prócz tego częstuje czytelnika sporą porcją informacji związanych z kulturą i tradycją odwiedzanych miejsc. Całość ma charakter bardzo osobisty - przez całą lekturę wyraźnie czuć obecność autorki. Nie jest ona tylko biernym obserwatorem, lecz aktywnym uczestnikiem wszystkich zdarzeń mających miejsce w reportażu. 

,,Chcę poczuć, że żyję i wyciągnąć z życia całą kwintesencję."

Karolina Kozioł już od pierwszych stron zaraża czytelnika swym umiłowaniem do wolności, chęcią celebrowania życia, wyciśnięcia z niego jak najwięcej. To typ człowieka, który musi być w ruchu, aby być szczęśliwym. Stabilizacja i bezpieczeństwo przegrywają z przygodą, wolnością, dzikością. Polka już na początku reportażu zdradza, że jest całkowicie uzależniona od podróżowania i towarzyszącej temu adrenaliny - już w wieku szesnastu lat odbyła swą pierwszą podróż w nieznane, i od tego czasu nie może przestać. Nie może i wcale nie chce. Tym razem celem podróży aktualnie dwudziestoczteroletniej Polki był Władywostok, rosyjskie miasto będące końcowym punktem Kolei Transsyberyjskiej. Karolina Kozioł startuje z Londynu, następnie przemieszcza się do Moskwy, gdzie wraz z przyjaciółką Lizą rozpoczyna podróż przez mroźną Syberię. Kolej Transsyberyjska obejmuje ponad 9000 kilometrów. Główny szlak (Moskwa - Władywostok) prowadzi przez Niżny Nowogród, Perm, Jekaterynburg, Omsk, Nowosybirsk, Krasnojarsk, Irkuck, Ułan Ude i Czytę. W trakcie podróży pasażerowie przekraczają 8 stref czasowych, a zanim dotrą z Moskwy do Władywostoku minie 6 dni. Autorka wyposaża czytelnika w praktyczną wiedzę dotyczącą podróży Koleją Transsyberyjską, przez co Moja dzika Syberia z pewnością przyda się osobom, które takową podróż planuję. W trakcie podróży Karolina Kozioł poznaje nietypowych ludzi - mężczyznę-lwa, chłopca o wielkich marzeniach, Amerykanina uczącego swego języka w Rosji, czy młodego mężczyznę pogrążonego w żałobie. Każda z osób posiada swoją unikalną i wzruszającą historię, która zmusza czytelnika do kontemplacji oraz zwrócenia uwagi na aktualne problemy naszego świata. Najmocniej trafiła do mnie historia Andrewa - nauczyciela języka angielskiego pochodzącego ze Stanów Zjednoczonych. Mężczyzna pomimo napiętej sytuacji politycznej na linii Rosja - USA odważył się spełniać swe marzenie, jakim było nauczanie języka angielskiego. Kozioł opisała jego zmagania z codziennością, szarą rzeczywistością wypełnioną uprzedzeniami i inwigilacją ze strony władz państwa, tylko i wyłącznie ze względu na pochodzenie mężczyzny. 


Autorka prezentuje szczególne znaczenie tradycji w codziennym życiu Rosjan. Nie sądziłam, że jest to naród tak mocno wierzący w, tzw. zabobony. Ze wszystkich ciekawostek kulturowych, to właśnie ta informacja zaskoczyła mnie najbardziej. Im bliżej końcowego przystanku, tym ciekawiej się robi. Kozioł zanurza się w kulturze Syberii. W Irkucku udaje się na tereny dawnych gułagów, miejsca narodowej tragedii oraz niezaprzeczalnego dowodu ludzkiego okrucieństwa. Poznaje mroczne historie związane z siłami nadprzyrodzonymi jeziora Bajkał, odwiedza jednocześnie przerażającą i zachwycającą wyspę Olchon, na której można zetknąć się z szamanizmem - oraz doznaje odrodzenia. 

Moja dzika Syberia to reportaż, który polecam wam z całego serca. Autorce (mojej rówieśnicy) życzę samych sukcesów i wspaniałych podróży, które dla nas - czytelników, będą oznaczać kolejne fascynujące reportaże pełne uczuć i autentyczności. Bezpiecznej podróży!

* opis wydawcy
** opis wydawcy

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Psychoskok!



środa, 6 marca 2019

208. Zwierzęta wokół nas

Od dziecka byłam ogromną fanką zwierząt. Uwielbiałam zaglądać do encyklopedii i oglądać programy przyrodnicze. Swego czasu, moim ogromnym marzeniem było wstąpienie w szeregi policji dla zwierząt, jednakże skończyłam w edukacji. Niemniej jednak, moje zamiłowanie do tych niesamowitych i jakże różnorodnych istot pozostało do dzisiaj. Swoją pasją staram się zarażać moich małych podopiecznych i przyznam się nieskromnie, że naprawdę mi to wychodzi. 

Zwierzęta wokół nas to 128-stronicowa ilustrowana encyklopedia zwierząt, która zabiera czytelnika w niesamowitą podróż po polach, łąkach, rzekach i ogrodach, zamieszkanych przez niesamowite gatunki. Z okładki spogląda na nas kilka z zaprezentowanych wewnątrz książki zwierząt, m.in. żubr, sowa uszata, wilk szary, czy wiewiórka ruda. Egzemplarz jest wykonany w formacie A4 i zawarty w twardej, porządnej oprawie. Za teksty odpowiada Anna Skrok oraz zespół wydawnictwa IBIS, z kolei za okładkę Luba Ristujczina. 


Zwierzęta wokół nas zawiera intrygujące opisy aż 122 gatunków zwierząt. Mamy tutaj jednego pancerzowca - stonogę murową; jednego ślimaka - winniczka; 19 owadów (m.in. ważkę), 4 gady, 5 płazów, 8 ryb, aż 55 ptaków i 29 ssaków. Na każdej stronie znajdziemy nieco krótki, jednak intrygujący i łatwo zapadający w pamięć tekst na temat innego zwierzęcia. Odnajdziemy w nim informacje na temat wyglądu, cech charakterystycznych, zachowania, stylu życia oraz terenów zamieszanych przez dane stworzenia. Prócz tego, w tabelce Najważniejsze dane czytelnik może szybko sprawdzić, do jakiej rodziny należy zwierzę, jaka jest jego długość ciała, preferowane pożywienie, obszar występowania - a co ciekawsze, czy jest jadowite. 


Obszerne ilustracje każdego zwierzęcia występującego w tej encyklopedii, bez wątpienia przyciągają wzrok. Pozwalają czytelnikowi dokładnie przyjrzeć się opisywanemu stworzeniu, dzięki czemu samodzielnie może dostrzec charakterystyczne cechy wyglądu. Bardzo się cieszę, że w Zwierzętach wśród nas odnalazłam tyle ciekawych informacji na temat ryb oraz ptaków, ponieważ o nich właściwie wiem najmniej. Większość gatunków opisanych w encyklopedii Zwierzęta wśród nas można znaleźć na terenie Polski, czy Europy. 

Zwierzęta wokół nas to bogate i atrakcyjne źródło wiedzy zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych. Encyklopedia ta bezbłędnie prezentuje, że każde zwierzę jest intrygujące i jedyne w swoim rodzaju. Zdradza tajniki świata, do którego większość z nas nie ma dostępu w czasach ciągłego pośpiechu. Uzupełnia i poszerza wiedzę, odpowiada na pytania, które nas nurtują. 


Encyklopedia zwierząt to książka, którą każdy z nas powinien mieć w domu. Zwierzęta otaczają nas z każdej strony, są nieodłącznym i pięknym elementem naszego świata. Bez nich Ziemia byłaby pusta i na pewno mniej intrygująca, więc warto o nich wiedzieć więcej!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu IBIS!