Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

niedziela, 28 lutego 2016

Liebster Blog Award (część druga)



Hej, hej, hej! W końcu zabrałam się za nadrabianie TAGów. Zacznijmy od Liebster Blog Award, do którego po raz kolejny zostałam nominowana. Jestem mi oczywiście bardzo miło, dziękuję. Ze względu na fakt, iż mam tych TAGów do nadrobienia, postaram się wstawiać jeden post przeznaczony na tego typu rzeczy w tygodniu. Innego wyjścia nie ma, bo zakopię się pod ich stertą. Poza tym cierpię na kompletny brak czasu. Wciąż egzaminy i ciągłe wkuwanie. Okropnie chciałabym zająć się czytaniem, recenzowanie, odwiedzaniem waszych blogów, ale niestety PÓKI CO mam bardzo ograniczone możliwości. Za niedługo to się zmieni, jestem już przy końcu sesji. Zaczynamy!


Zestaw pytań od Wiktorii:

1. Jaka książka opisuje twoje życie? 
Długo się zastanawiałam nad odpowiedzią i niestety nie potrafię wskazać książki, która odpowiadałaby tej kategorii. Póki co, nie spotkałam się z taką.

2. Najgorsza książka jaką czytałaś/czytałeś? 
Ciężko stwierdzić. Myślę, że była to Bestia Alex Flinn. Będę robić drugie podejście do tej książki - być może moja opinia się zmieni. 

3. Najładniejsza okładka jaką widziałaś/widziałeś? 
Dziewczyna z Pomarańczami ma przecudną okładkę. Cały koncept jest niezwykły. Myślę, że to jest ta najładniejsza okładka, z jaką póki co się spotkałam. 

4. Co teraz czytasz ? 
Aktualnie czytam Między Książkami autorstwa Gabrielle Zevin.  

5. Od razu po przeczytaniu piszesz recenzje czy odczekujesz parę dni? 
Bywa różnie. Wszystko sprowadza się do czasu, jakim dysponuję. Zazwyczaj przeczytam książkę i od razu siadam do pisania recenzji. Niestety, aktualnie walczę z sesją i przez to pisanie zeszło na drugi plan. 

6. Książka jaką dobrze wspominasz z dzieciństwa albo ta która zapoczątkowała twoją pasje czytelniczą? 
Myślę, że mogę tu śmiało wymienić Anię z Zielonego Wzgórza oraz komiksy, tzw. Giganty z Kaczorem Donaldem i resztą bandy Disneya. Do dziś mam ich całą półkę i na pewno się nich nie pozbędę. Zbyt duży sentyment. 

7. Czy jest jakaś książka, którą żałujesz, że przeczytałaś? Jaka? 
Nie wydaje mi się, żebym żałowała przeczytania jakiejkolwiek książki. Bywały słabe i naprawdę kiepskie wybory, ale mimo wszystko nie żałuję.

8. Jeśli miałabyś znaleźć się na bezludnej wyspie jakie 3 książki byś ze sobą zabrała? 
Przypadki Robinsona Crusoe. Tak klimatycznie, żeby pocieszyć się, że  nie tylko ja znalazłam się w tak beznadziejnej sytuacji. Infinite Jest autorstwa Davida Fostera Wallace. Ta książka ma ponad tysiąc stron, więc byłaby idealnym zabijaczem czasu. Trzecia książka, którą zabrałabym na bezludną wyspę to Królowie Przeklęci. Bo wątpię, że cokolwiek innego zmobilizuje mnie do przeczytania takiej cegły!

9. Co oprócz czytania można zrobić z książką? 
Wąchać. Oj tak, zdecydowanie można wąchać. I głaskać - głaskanie książek też jest fajne.  

10. Jakie książki powinny być wg Ciebie zekranizowane? Jak miałoby to wyglądać? Kto miałby to wykonać? 
Myślę, że na ekranizację zasługują Kroniki Czerwonej Pustyni. Czytanie tej książki było samą przyjemnością.  Jak miałoby to wyglądać? TAK JAK W KSIĄŻCE. Wspaniałe efekty, trzymać się fabuły i powstałby naprawdę kasowy film. Nie wiem kto mógłby się tego podjąć, być może ekipa odpowiadająca za Zmierzch? Naprawdę dobrze im to wyszło. 

11. Książka, która wg Ciebie jest najbardziej kontrowersyjna?
Kolejne trudne pytanie. Kontrowersyjność zaczęła umierać. Teraz już coraz mniej spraw szokuje, bo wszystkie dewiacje są tłumaczone jako nowa normalność. Dla mnie temat trans-płciowości jest tematem bardzo kontrowersyjnym, także pozycja Mam na imię Ania  tzw. Anny Grodzkiej (i ogólnie tego typu dzieła) stanowią odpowiedź. 

~*~


Zestaw pytań od Lekkość Pióra:

1. Wymień trójkę ulubionych bohaterów męskich.  
Niestety potrafię wymienić tylko dwóch. Mikael Blomkvist z serii Millennium, Peeta z Igrzysk Śmierci.

2. Czytałaś książki Johna Greena? Jesteś nimi zachwycona jak większość czy raczej nie podzielasz zachwytów? 
John Green? To ten od Gwiazd naszych wina? Nie  no, wygłupiam się oczywiście. Znam autora, bo ciężko byłoby nie znać po tym ogromnym boomie na jego twórczość, ale nie czytałam żadnej jego książki. Mam na półce od czasu premiery wcześniej wspomnianą książkę, ale po dzisiejszy dzień jej nie tknęłam - na początku przeczytałam tylko kilka stron, ale jakoś mnie nie wciągnęło. I dalej mnie nie ciągnie do tej historii. 

3. Często kupujesz książki czy raczej korzystasz z innych źródeł, by przeczytać jakieś opowiadanie? 
Rzadko kiedy sięgam po opowiadania. Mam kilka kupionych zbiorów opowiadań Stephena Kinga, którego uwielbiam. 

4. Z jakiego gatunku książki najczęściej goszczą przed twoimi oczami? 
Normalnie odpowiedziałabym, że fantastyka, ale ostatnimi czasy bardzo często zaczęłam sięgać po kryminały oraz literaturę obyczajową, więc odpowiedź jest nieco skomplikowana. Myślę, że coś pomiędzy tymi trzema gatunkami. 

5. Jest autor, który twoim zdaniem ma ogromny rozgłos mimo, iż jego książki to nic specjalnego? 
Wiem, że nie powinnam wypowiadać się na temat twórczości, której nie poznałam, ale pierwszą myślą, jaka pojawiła się w mojej głowie to John Green. Jakoś nie trawie tego autora. Najprawdopodobniej właśnie przez rozgłos. 

6. Wypisz jakie seriale oglądasz w kolejności od najlepszego do najgorszego. 
Kości, Wikingowie... I to tyle. Póki co, nie mam czasu na więcej.

7. Zwracasz uwagę w jakim wydawnictwie jest wydana dana książka? Jeśli tak, to dlaczego? 
Zazwyczaj nie, choć szczególnie lubię książki wydane przez Prószyński i -Ska. Są bardzo dobrej jakości i wszystkie elementy (okładka, czcionka, kolor stron) jak najbardziej mi odpowiadają. 

8. Jakie posty lubisz czytać najbardziej ? Podsumowanie miesiąca, recenzję, tagi czy może coś jeszcze innego? 
Zdecydowanie recenzję. Lubię odkrywać nowe książki i czytać opinie innych ludzi. Wiem, że recenzje zasługują na uwagę - bo każdy z nas poświęca mniej bądź więcej czasu na napisanie tych wypocinek.  

9. Bierzesz udział w wyzwaniach książkowych czy może uważasz, że takie akcje to głupstwo? 
Nie biorę, ale również nie uważam, że to głupstwo, a wręcz przeciwnie. To bardzo fajny pomysł i na pewno sama za niedługo dołączę do jakiegoś wyzwania.  

10. Propagujesz recenzje pisemne czy te w formie filmiku? Które są dla ciebie lepsze w odbiorze? 
Ogólnie propaguje i jedne i drugie, choć sama kurczowo trzymam się formy pisemnej. Taka mi odpowiada i nie mam zamiaru tego zmieniać. Jeżeli chodzi o odbiór - jest on ściśle powiązany z autorem. Zdarza się, że nerwy mnie biorą jak oglądam video-recenzję, a zdarza się i tak, że oglądam po kilkanaście filmików na raz. Tak samo mam z formą pisemną.

11. Dobrze gotujesz czy raczej twoje popisowe danie to tosty? 
Ha, ha, ha. I tu mnie masz. Umiem co nieco ugotować - nie powiem, że nie. Ale na pewno nie jestem biegła w kuchni. Pani domu ze mnie żadna, ale mocno wierzę, że niedługo opanuję sztukę kulinarni! 


Nie nominuję nikogo.
W najbliższym czasie możecie spodziewać się recenzji Aż do dna autorstwa Renaty Chaczko. Najprawdopodobniej będzie to gdzieś w środku tygodnia.    

poniedziałek, 22 lutego 2016

17. Motylek, Katarzyna Puzyńska

Ostatnio coś często sięgam po kryminały i to zupełnie nieświadomie! Motylek to pierwszy tom serii o Lipowie, z którego słynie autorka Kasia Puzyńska. Poza tym jest to pierwszy przedstawiciel gatunku, jakim jest kryminał w polskim wykonaniu, z jakim mam styczność - a przynajmniej tak mi się wydaję.


Nie zawsze trzeba być efektownym, aby być efektywnym.

W mroźny zimowy poranek na skraju mazurskiej wsi zostaje znalezione ciało zakonnicy. Początkowo wydaje się, że kobietę potrącił samochód. Brzmi całkiem niewinnie, czyż nie? Właśnie tak zaczyna się Motylek autorstwa Katarzyny Puzyńskiej. Jej twórczością zainteresowałam się, gdy przeczytałam opis piątej części cyklu o Lipowie: Utopce. Jednak zamiast sięgnąć po Utopce, postanowiłam rozpocząć przygodę z autorką od Motylka. Chciałam poznać losy bohaterów tej serii od samego początku - i to była naprawdę bardzo dobra decyzja. Mam za sobą 600-stronicowe tomiszcze i zdecydowanie CHCĘ WIĘCEJ. Szybko okazuje się jednak, że ktoś ją zabił i potem upozorował wypadek. Kilka dni później ginie kolejna osoba....



Motylek to świetny debiut literacki*, kawał dobrego kryminału i wciągająca historia społeczno-obyczajowa. Akcja dzieje się w Lipowie - sielskiej, typowej polskiej wsi, gdzie ośrodkiem życia społecznego jest kościół, remiza strażacka oraz lokalny sklepik; wieś, gdzie budzi Cię kompletna cisza, a wokół nic się nie dzieje. Psy szczekają, koguty pieją, ludzie plotkują. Lipowo to wieś, którą śmiało porównać można do Reymontowskich Lipiec. Aż tu nagle ktoś przyjeżdża i ktoś ginie. Porządek zostaje gwałtownie zachwiany. 

Motyl to symbol duszy, szczęścia, piękności, przemiany, lekkości oraz natchnienia. Na kartach powieści śledzimy poszukiwanie tytułowego motylka - wyjątkowego piękna zarówno fizycznego, jak i duchowego, źródła jakże ulotnego szczęścia oraz natchnienia, przyczyny przemiany człowieka w potwora. Poprzez zastosowanie zabiegu retrospekcji powoli poznajemy sprawcę - poznajemy go, choć w gruncie rzeczy nie wiemy o nim nic. Nie znamy jego tożsamości, dostajemy tylko krótkie wątki z jego życia. Krótkie, acz niezwykle tragiczne. 

Puzyńska częstuje czytelników sporą porcją bohaterów. Na kartach powieści Motylek przetacza się ich naprawdę bardzo dużo. Portrety psychologiczne bohaterów są dopracowane, dopięte na ostatni guzik. Możemy to przeczytać już na okładce i gwarantuje wam prawdziwość tych słów. Każda z osób pojawiająca się w książce jest indywidualna, nieprzewidywalna, ma własny, wielowarstwowy charakter i cechuje ją realizm psychologiczny. Autorka spaceruje po ludzkiej psychice, zwinnie operując jej mechanizmami. Rodzina Kojarskich zdobyła moje serce. Dawno nie spotkałam się z takimi osobliwymi osobowościami, którzy samą swoją obecnością wprowadzają suspens. Szczególnie w pamięci zapadła mi tajemnicza Róża Kojarska, która, mam nadzieję, pojawi się w dalszych częściach cyklu Lipowo. Z przyjemnością lepiej ją poznam.


Ówczesnym debiutantom można zarzucić bardzo wiele - najczęściej schematyzm i sztywność wybranej formy. W przypadku Katarzyny Puzyńskiej nie dopatrzymy się ani jednego, ani drugiego.  Autorka idzie własnym tokiem, operuje unikalnym stylem narracji oraz potrafi utrzymać czytelnika w stanie nieważkości przez bardzo długi okres. Zazwyczaj w kryminałach coś zwraca moją uwagę na tyle, iż tworzę własną teorię dotyczącą sprawcy, motywu, okoliczności. W Motylku nic a nic nie poprowadziło mnie w kierunku rozwiązania tajemnicy - oczywiście miałam kilku podejrzanych, ale zmieniali się jak biegi w samochodzie. Bezapelacyjnie świadczy to o tym, iż Motylek jest pięknie skonstruowaną, dopracowaną powieścią kryminalną. Początkowo miałam mieszane uczucia co do tego dzieła. Nie zdążyłam się przekonać do polskiej literatury. Czułam się jak mała dziewczynka, która odkrywa coś zupełnie nowego, co w gruncie rzeczy okazało się być czymś bardzo dobrym. Obawiałam się tej polskości. Jednak Katarzyna Puzyńska tchnęła we mnie wiarę w polskich autorów i na pewno za niedługo na blogu pojawi się recenzja innej jej książki. 

Bardzo lubię książki wydawane przez Prószyński i S-ka. Zazwyczaj mają przepiękne, chwytliwe okładki, przystępną czcionkę, są praktycznie wydane - uwielbiam te skrzydełka; oraz mają odpowiedni dla oczu papier. Wolę pożółkłe strony od tych śnieżnobiałych.  I właśnie to wszystko znajduję w wydaniach Prószyńskiego i S-ka. I tym razem okładka nie zawiodła. Mamy tutaj motylka na tle plam krwi - odnosząc się do fabuły, na pewno jest to trafna grafika. 


*debiut? Ta książka jest stanowczo za dobra, by być debiutem.

Motylek Katarzyny Puzyńskiej zasługuje na ocenę 8,5/10 

wtorek, 16 lutego 2016

Mój must-read 2016 roku

Cześć wszystkim. W tym tygodniu mam istny pogrom na studiach. 6 zaliczeń w dwa dni. W związku z tym w dzisiejszym poście recenzji nie będzie - ale za to będzie lista książek, które muszę przeczytać w tym roku. Moja lista must-read jest naprawdę bardzo, ale to bardzo długa. Tutaj postanowiłam przedstawić Wam te pozycje, które w pierwszej kolejności chcę pochłonąć.  


„Motyl” to jedna z najpiękniejszych powieści ostatnich lat. Alice Howland zaczyna tracić pamięć. Lekarze kładą to na karb zmęczenia i stresu. Ale mylą się. Alice jest profesorem Harvardu, uprawia Jogging i korzysta z życia, jest spełnioną kobietą. Diagnoza, Alzheimer o wczesnym początku, jest dla niej wyrokiem. Kobieta musi pogodzić się z tym, że niebawem straci swoją tożsamość. Zapomni kim jest, co kocha, a czego nienawidzi. Przestanie poznawać swoje dzieci. Próbuje się przed tym bronić tworząc w swoim komputerze, niczym dodatkowy dysk pamięci, specjalny folder o nazwie: Motyl… „Motyl” to powieść o której nie da się zapomnieć. Powieść o sednie człowieczeństwa i o heroicznej walce o zachowanie godności w obliczu nieuleczalnej choroby. 


Numerem jeden jest Motyl autorstwa Lisy Genova. Rok temu oglądałam film, ponieważ nie miałam pojęcia, że jest książka, ale ta historia była tak piękna, że wcale nie przeszkadza mi w sięgnięciu po książkę. 

Dwudziestosześcioletnia Lou spotyka na swej drodze Willa. Ona właśnie straciła pracę i rozstała się ze swoim chłopakiem, a on po wypadku samochodowym nie ma chęci do życia i chce je sobie odebrać. Will nie wie jeszcze, że Lou wtargnie w jego życie niczym kolorowy ptak. Czy wielka miłość, nawet bolesna, naprawdę może przezwyciężyć frustrację, zniechęcenie i natarczywe myśli o samobójstwie? Doskonale rozegrana psychologicznie, sugestywna powieść o sile uczuć i magicznym wpływie człowieka na człowieka.

Na jednym z blogów recenzenckich trafiłam na tę książkę. Sam jej opis mnie zachwycił. Poza tym widziałam zwiastun filmu, który pojawi się w kinach za niedługo i... tak, to coś dla mnie. Niestety, nie mogę nigdzie na nią trafić, więc jeżeli ktoś z Was znajdzie ją dostępną w formie papierowej na stronie którejś z księgarń internetowych to proszę o informację. 

  

- Mare Molly Barrow, urodzona siedemnastego listopada 302 roku Nowej Ery, córka Daniela i Ruth Barrowów – recytuje z pamięci Tyberiasz, streszczając moje życie. – Nie masz zawodu i w dniu następnych urodzin masz wstąpić do wojska. Chodzisz do szkoły nieregularnie, osiągasz słabe wyniki i masz na swoim koncie wykroczenia, za które w większości miast trafiłabyś do więzienia. Kradzieże, przemyt, stawianie oporu podczas aresztowania to zaledwie początek listy. Ogólnie rzecz biorąc, jesteś biedna, nieokrzesana, niemoralna, mało inteligentna, zgorzkniała, uparta i przynosisz hańbę swojej wiosce i królestwu. […]
– A mimo to jest w tobie coś więcej. – Król wstaje, ja zaś przyglądam się z bliska jego koronie. Jej końce są nieprzeciętnie ostre. Jak sztylety. – Coś, czego nie mogę pojąć. Jesteś jednocześnie Czerwoną i Srebrną. Ta osobliwość pociąga za sobą potworne konsekwencje, których nie jesteś w stanie zrozumieć.
                                    
Książkę mam już na półce od czasu premiery, ale ciągle mi z nią nie po drodze. Mam nadzieję, że umieszczenie jej w tym poście zmobilizuje mnie do przeczytania zwłaszcza, że wielkimi krokami zbliża się premiera Szklanego Miecza. 


Termin "ekspozycja" ma przynajmniej pięć znaczeń. Podobnie wieloznaczny jest każdy krok mordercy.

Pewnego ranka turyści odkrywają na Giewoncie makabryczny widok – na ramionach krzyża powieszono nagiego mężczyznę. Wszystko wskazuje na to, że zabójca nie zostawił żadnych śladów.

Sprawę prowadzi niecieszący się dobrą opinią komisarz Wiktor Forst. Zanim tamtego ranka stanął na Giewoncie, wydawało mu się, że widział w życiu wszystko. Tropy, jakie odkryje wraz z dziennikarką Olgą Szrebską, doprowadzą go do dawno zapomnianych tajemnic… Winy z przeszłości nie dadzą o sobie zapomnieć. Okrutne zbrodnie muszą zostać odkupione.


Przyszedł czas na Mroza. Nie czytałam jeszcze nic tego autora, a to już podchodzi pod wstyd. W tym roku chcę to koniecznie zmienić i dowiedzieć się, o co tyle zamieszania, i czy jego książki faktycznie zasługują na tyle uwagi.


Lekkie love story utrzymane w konwencji romansu akademickiego. Emely, obdarzona odrobinę sarkastycznym poczuciem humoru studentka literaturoznawstwa, szczerze cieszy się z przeprowadzki jej najlepszej przyjaciółki do Berlina. Nie wie jeszcze, że szalona Alex zamierza zamieszkać w mieszkaniu swojego brata, przystojnego, szmaragdowo-okiego bruneta, z którym Emely łączą niemile wspomnienia. Na szczęście wkrótce dziewczyna otrzyma romantyczny mail od tajemniczego wielbiciela...

Lato Koloru Wiśni Cariny Bartsch to kolejna książka, którą znalazłam dzięki Wam, która czeka już na swoją kolei i której wprost nie mogę się doczekać.





Wren i Cath to siostry bliźniaczki „podobne” do siebie jak ogień i woda. Wren chce w życiu spróbować wszystkiego. Lubi imprezować, randkować i poznawać nowych ludzi. Cath woli siedzieć w ich wspólnym pokoju i pisać fanfiction do książki, która zawładnęła całym jej światem. Jest fanką nastoletniego czarodzieja Simona Snowa. Wróć! Jest Prawdziwą Fanką, która… ma swoich własnych fanów, bo pisze fanfiki o Simonie. Mimo że tak różne, dziewczyny są nierozłączne. Gdy bliźniaczki rozpoczynają naukę w college’u, ich drogi się rozchodzą – Wren nie chce już mieszkać z siostrą. Cath musi opuścić swój bezpieczny świat i stawić czoła rzeczywistości. 



Och, no! Kolejna książka, która wylądowała na mojej liście przez Was. O autorce jest teraz bardzo głośno, a ja jak zwykle w tyle. 





Edgar Freemantle w ciężkim wypadku samochodowym traci rękę i zdrowe zmysły. Nękany niekontrolowanymi napadami szału, musi zacząć życie od początku. Za radą psychologa wyrusza na Duma Key, olśniewająco piękną i odludną wyspę na wybrzeżu Florydy, należącą do sędziwej Elizabeth Eastlake. Wynajmuje tam dom, wiedząc tylko jedno: chce rysować. Tworzone z chorobliwą pasją obrazy Edgara są owocem talentu, nad którym stopniowo przestaje mieć kontrolę. Kiedy tragiczne dzieje rodziny Eastlake’ów zaczynają wyłaniać się z mroków przeszłości, nieposkromiona moc dzieł Freemantle’a objawia swe coraz bardziej przerażające i niszczycielskie możliwości.

Żeby nie było tak słodko, czas na powieść grozy. Dawno nie czytałam nic autorstwa Stephena Kinga, a jak zapewne większość z Was wie, to mój ulubiony autor. To wielkie tomisko to moje prywatne wyzwanie na ten rok.


Od pięciu stuleci trolle nie mogą opuszczać miasta pod ruinami Samotnej Góry. Więzi je klątwa czarownicy. Przez wieki wspomnienia o ich mrocznej i złowrogiej magii zatarły się w ludzkiej pamięci. Niespodziewanie pojawia się przepowiednia o związku, który złamie potężne zaklęcie. W Cécile de Troyes rozpoznano kobietę z przepowiedni. Zostaje więc porwana i uwięziona pod górą. Od pierwszej chwili w podziemnym mieście dziewczyna myśli tylko o jednym – o ucieczce. Trolle, które ją uprowadziły, są jednak inteligentne, szybkie i nieludzko silne. Porwana musi czekać na właściwy moment i stosowną okazję.


Zwróciłam uwagę jeszcze przed premierą na tę książkę i po prostu MUSZĘ ją mieć. 


Mały chłopiec, Heathcliff, jako osierocone dziecko trafia do domu Earnshawów. Wychowując się w tej zamożnej rodzinie, obdarza odwzajemnioną miłością Katarzynę, córkę swoich przybranych rodziców. Prześladowany przez przyszłego dziedzica Hindleya, poznaje też smak nienawiści. Gdy przekonuje się, że konwenanse mogą pokonać nawet najsilniejszą miłość, znika na trzy lata, aby powrócić jako dysponujący fortuną niewiadomego pochodzenia, demoniczny i bezwzględny mściciel. Od tego momentu nikomu w rodzinie nie będzie łatwo znaleźć własne szczęście.


Na sam koniec klasyk. No cóż, klasyk prędzej, czy później musiał się tutaj pojawić. Padło na Wichrowe Wzgórza





Tak mniej-więcej wygląda to, co ogromnie chcę przeczytać w tym roku. Która pozycja najbardziej Was zaciekawiła? A może macie dla mnie coś jeszcze, na co powinnam koniecznie zwrócić uwagę w tym roku?

sobota, 13 lutego 2016

16. Kości Niezgody, Charlaine Harris


W 2014 roku umieściłam na blogu recenzję pierwszego tomu serii Aurora Teagarden. Mamy 2016 i to chyba najwyższa pora, by powiedzieć coś na temat drugiej części. Podczas czytania drugiego tomu dowiedziałam się m.in., że przygody Aurory zostały zekranizowane - uwierzcie mi, że tego kompletnie się nie spodziewałam i już nie jestem tak pewna tego, czy sięgnę po kolejną część. Mam za sobą jeden egzamin, jutro kolejny - ustny, którego naprawdę się obawiam. Materiał jaki obejmuje to zaliczenie jest naprawdę ogromny. W dodatku przyszły tydzień to chyba kulminacja tej sesji: sześć zaliczeń w dwa dni. Trzymajcie za mnie kciuki - będzie mi to bardzo potrzebne. 

Jak Prawdziwe Morderstwa posiadały jeszcze całkiem rozbudowany wątek kryminalny (chociaż i tak był bardzo ubogi), tak Kości Niezgody mają go tyle, co kot napłakał. Właściwie nie wiem dlaczego Kości Niezgody są uważane za kryminał. Jak dla mnie, jest to powieść obyczajowa wzbogacona delikatnym wątkiem kryminalnym, ubogo zarysowanym, pojawiającym się sporadycznie, chociaż wydawałoby się, że jest to element prowadzący powieści. Przez niecałe 270 stron śledzimy trywialne życie Aurory Teagarden, prawie trzydziestoletniej panny, do której los w końcu się uśmiechnął. Aurora dziedziczy dom i majątek zmarłej Jane Engle, którą poznajemy w pierwszej części. Niestety, wraz ze spadkiem dostaje również nie lada tajemnicę do rozwiązania. I znowu mamy do czynienia z tym, co krytykowałam w pierwszej części. Kompletny brak klimatu, tajemnicy, suspensu. Jak zwykle Aurora-Sherlock rozgryza wszystko znacznie szybciej, niż powinno być rozgryzione, nie dając możliwości wciągnięcia się w historię. Kolejny raz towarzyszyło mi wrażenie, że wnioski wyciągane przez Roe pojawiały się znikąd. 



Pomimo ciekawego tła, jakim jest klastyczny klimat prowincjonalnych kryminałów, gdzie akcja dzieje się w małej miejscowości, jakim jest Lawrenceton i wszyscy sąsiedzi są podejrzani,  to powieść wcale nie budzi ciekawości. Charlaine Harris rzuca nazwiskami, co chwile pojawiają się jacyś bohaterowie drugoplanowi, którym brakuje charakteru. Początkowo wszystko idzie dobrym torem, ale później autorka coś sknociła. Mam wrażenie, iż zapomniała, że pisze kryminał, a nie powieść obyczajową. Skupia się na nieistotnych sprawach: koty, ubrania, koty, mężczyźni, koty. Ciągle te kociska. Naprawdę uwielbiam te stworzenia - wierzcie mi, że uwielbiam, ale bez przesady. Wtrącone są wątki, które w żaden sposób nie wpływają na historię, nawet jej nie wzbogacają. Są, bo są - i tyle. Choć powieść jest krótka, to zdecydowanie autorka mogła znacznie więcej umieścić w tych dwustu-siedemdziesięciu stronach. 



Kości Niezgody to, niestety, gorsza powtórka Prawdziwych Morderstw. Zbliżając się do końca kompletnie zatraciłam sens czytania tej powieści - a chyba powinno być zupełnie przeciwnie. Zbliżamy się rozwiązania tajemnicy, która towarzyszy nam od początku! Dlaczego więc nie jestem ciekawa?  Zakończenie. O jejku, ludzie. Jak można tak zepsuć zakończenie? Wszystko zostało podane na tacy. Dosłownie. W dodatku, w tak idiotyczny, banalny i irracjonalny sposób. Nie odczuwałam żadnych emocji. Właściwie w mojej głowie pojawiła się myśl kończmy to, chcę sięgnąć po coś innego. 

Zawiodłam się. Uważam, że z tej powieści można było wycisnąć znacznie więcej. Koncept bowiem jest dobry. Jedyne co ratuję tę powieść to moja sympatia do autorki, jak i fakt, że jest to dobra, lekka odskocznia od nauki. Spodziewałam się znacznie więcej po Kościach Niezgody, zwłaszcza, że spotkałam się naprawdę z pozytywnymi opiniami na temat drugiej części przygód Aurory Teagarden. Poza tym po średnim rozpoczęciu, miałam nadzieję na dobrą kontynuację. Teraz wyobraźcie sobie piękny, czerwony balon, z którego gwałtownie schodzi powietrze. Właśnie tak plasują się moje odczucia, co do tej powieści. 

ocena: 4/10

Na zdjęciu mój wierny towarzysz broni: Feliks, aka Felicjan, który nieprzypadkowo pojawił się w tym wpisie. Pozdrawiam. 


~*~
Prawdziwe Morderstwa ~ Kości Niezgody

czwartek, 11 lutego 2016

15. Cudowne tu i teraz, Tim Tharp



Cześć wszystkim! Jak zapewne wszyscy wiedzą zbliżają się Walentynki, które ja spędzę... na uczelni. Sesja niszczy życie osobiste - potwierdzone. No, ale mniejsza z tym. W związku ze zbliżającym się świętem miłości postanowiłam zabrać się za książkę, w której miłość wysuwa się na pierwszy plan (a przynajmniej tak sądziłam zanim zabrałam się za czytanie - w efekcie wyszło całkiem inaczej). I tak oto kilka dni temu zabrałam się za powieść Tima Tharpa Cudowne tu i teraz, która już troszkę przesiedziała na mojej półce. 


Cudowne tu i teraz to przede wszystkim mega pozytywna książka z mega pozytywnym głównym bohaterem, którego nie da się nie polubić. Sutter Keely to równy gość. Zawsze wszystkim pomaga, nigdy nie krytykuje, tryska poczuciem humoru, jest czarujący, potrafi poprawić humor nawet w najgorszym momencie i rozkręcić nawet najnudniejszą imprezę. To nie tylko dobry materiał na kumpla, ale i chłopaka. A przynajmniej takie wrażenie sprawił na początku. Ciąg wydarzeń i kilka przypadków sprawia, że Sutter - dusza towarzystwa, trafia na Aimee - towarzyską porażkę. Fankę science-fiction, która uwielbia książki i komiksy, marzy o pracy w NASA i pisze własną książkę. Aimee jest całkiem inna niż wszystkie dziewczyny, które dotąd pojawiły się w życiu Suttera. I potrzebuje jego pomocy. Wspaniały i jedyny w swoim rodzaju Sutterman przybywa na ratunek! I nie, tu wcale nie chodzi o seks, czy miłość - Aimee musi zacząć żyć, mówić to co myśli i poznać, czym jest dobra zabawa.


,,Cieszę się każdym nowym dniem; jeśli ktoś tego nie potrafi, to równie dobrze może już teraz położyć się na wznak, skrzyżować ręce na piersi i podziwiać wzory na wieku trumny"


Cudowne tu i teraz porusza tematy okresu dojrzewania i wkraczania w dorosłość. Zahacza o miłość, przyjaźń i więzy rodzinne. Zdecydowanie mocną stroną powieści są wyraźnie nakreśleni bohaterowie. Pomimo tego, że mamy do czynienia z dosyć schematyczną fabułą: gwiazda i szara myszka, to powieść ta wcale nie należy do szablonowych. Spotykamy się tutaj z czymś innym, nowym, zaskakującym. Główny bohater jednocześnie pełniący rolę narratora to kolejny plus - choć muszę przyznać, że czasami miałam ochotę na niego nakrzyczeć, no bo to przecież facet. Spoglądanie na świat z jego perspektywy było niczym patrzenie przez różowe okulary. Sutter to chodzący optymizm! W Cudownym tu i teraz pojawiają się wątki, które choć nie są pozytywne nie wpływają negatywnie na powieść. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi. Dobra książka to nie taka, która od początku do końca wywołuje uśmiech na twarzy czytelnika, prawda? I tak też jest w tym przypadku. Tu nie wszystko jest idealne, a teraz nie zawsze odbywa się w dobrym momencie. Kolejne strony powieści różnią się od początkowo perfekcyjnej opowieści. Co mnie najbardziej irytowało? A raczej kto? Cassidy, moi drodzy. Ta przemądrzała, zbyt pewna uczuć, które żywi do niej Sutter, małpa. Te jej złote rady, notoryczne wtrącanie się w związek Suttera i Aimee oraz świadome bądź nie wywyższanie się nad nią doprowadzało mnie do szału - zresztą tak samo jak samą Aimee.

Powieść Tima Tharpa jest idealną egzemplifikacją tego, że miłość zmienia - ale niekoniecznie na lepsze. Podczas lektury moje opinie na temat bohaterów ewoluowały. Początkowo Aimee mnie irytowała, jednak szybko dostrzegłam jej pozytywne strony oraz podobieństwo do mnie. Stałam po jej stronie, nawet pomimo tego, że historia była opowiadana z perspektywy Suttera. Może to kwestia żeńskiej solidarności? Aimee to przede wszystkim marzycielka. Jest nieśmiała, żyje w swoim świecie, z którego gwałtownie wyrywa ją ekscentryczny Sutter. Wraz z rozwojem fabuły można dostrzec, że Aimee traci swoją osobowość. Już nie jest taka jak wcześniej. Stała się tworem Suttera. Nowa Aimee to dziewczyna ulepiona przez dłonie jej chłopaka, którego tak bardzo chciała mieć przy sobie, że utraciła siebie. Jeżeli chodzi o odczucia względem Suttera są one zupełnie przeciwne - na początku go uwielbiałam (chłopak żyje wedle reguły tu i teraz - chyba każdy chciałby brać z życia garściami), później mój entuzjazm co do jego osoby stopniowo słabł, aż w końcu dotarł do punktu, w którym chciałam, by dał spokój Aimee a drugi tom (który zapewne nigdy nie powstanie, więc no) był pisany z jej perspektywy.

Historia nie należy do tych, w których obfitują nagłe i szalone zwroty akcji. Fabuła toczy się spokojnie, powoli. Zamierzałam sięgnąć po gorącą historię o miłości, a dostałam książkę, w której miłości jest zaledwie odrobinkę. Ale wiecie co? Jakoś wcale nie czuję się zawiedziona, czy oszukana. Zaskoczona na pewno. Cudowne tu i teraz to książka przede wszystkim o wchodzeniu w dorosłość, której się nie chce. Muszę przyznać, że czytanie tej książki było naprawdę przyjemne. Przede wszystkim pióro Tharpa potrafił oddziaływać na emocje czytelnika. Śmiałam się, złościłam i smuciłam razem z bohaterami powieści. Czas poświęcony tej książce był z pewnością dobrym czasem. 

W 2013 roku na ekrany kin trafiła ekranizacja powieści pod takim samym tytułem  (Cudowne tu i teraz, The Spectacular Now). W rolę Suttera wcielił się nagrodzony Miles Teller (m.in. Whiplash, Projekt X, Niezgodna, Fantastyczna Czwórka) oraz Shailene Woodley (m.in. Gwiazd Naszych Wina, Niezgodna, Spadkobiercy). Film w reżyserii Jamesa Ponsoldta.  Film również mam za sobą. 

Ocena:  7/10

Wow! Jest już was setka. Nie mogę w to uwierzyć, że tyle osób chce czytać, to co piszę. Bardzo Wam dziękuję za każdą wizytę i za każde miłe słowo. Pozdrawiam!

poniedziałek, 8 lutego 2016

14. Diabelski Walc, Jonathan Kellerman


Tę pozycję przeczytałam w zeszłym roku, jednak postanowiłam poruszyć tu jej temat z kilka powodów, a mianowicie (a) ta książka zasługuje na znacznie więcej uwagi niż jej otrzymuje, ze względu na temat w niej zawarty, (b) istnieje naprawę niewielka grupka ludzi zdająca sobie sprawę, że jest coś takiego jak zespół Münchausena, (c) jest po prostu dobra. 

Diabelski Walc to thriller psychologiczny z medycyną w tle. Nie zrażajcie się! To tylko tak groźnie brzmi. Prócz tego znajdziemy tu elementy lekkiej sensacji i kryminału. Istna mieszanka smaków. Tak naprawdę książka Kellermana to opowieść dosyć prosta, ale wstrząsająca, przybliżająca rzadko poruszany temat, jakim jest choroba z grupy zaburzeń pozorowanych, zespół Münchausena. W tym poście na pewno nie tylko dowiecie się o książce i autorze, ale również zdobędziecie kilka ciekawych informacji.

Czym jest zespół nchausena? Cytując Wikipedię, to choroba z grupy zaburzeń pozorowanych polegająca na wywoływaniu u siebie objawów somatycznych w celu wymuszenia na personelu medycznym hospitalizacji. Pacjenci domagają się operacji chirurgicznych, aby doprowadzić do deformacji zdrowego organizmu. Zespół występuje u osób, które mają zaburzenia osobowości, zwłaszcza w psychopatii, oraz osób z tendencjami masochistycznymi lub obsesyjnymi. Celem zachowania jest wejście w rolę chorego. Zachowanie to często wiąże się ze znacznymi nieprawidłowościami w zakresie związków z innymi ludźmi.

Kim jest Jonathan Kellerman? To nie tylko amerykański pisarz, laureat Nagrody im. Edgara Allana Poe oraz Anthony Award ale również psycholog, klinicysta, dla którego zespół nchausena jest obiektem badań. Cykl powieści z Alexem Delawarem składa się z 28 części. 

Jonathan Kellerman w swej powieści skupił się na odmianie tego zespołu, a mianowicie zespół Münchausena per procura (per procura znaczy w zastępstwie). To jedna z najbardziej wstrząsających form maltretowania. Zazwyczaj tragiczna w skutkach. Objawia się poprzez wywoływanie dolegliwości emocjonalnych i fizycznych. Najczęściej sprawcą jest matka, a ofiarą jej własne dziecko. Nie jest to reguła, lecz częsty scenariusz. Dlaczego tak się dzieje? Osoby wywołujące dolegliwości szukają współczucia i uwagi, często też ich motywacja jest związana z obsesyjnym pragnieniem sprawowania kontroli nad innym człowiekiem. 

Na czym opiera się fabuła? Psycholog dziecięcy Alex Delaware stara się odkryć przyczynę regularnych hospitalizacji kilkuletniej Cassie. Dziewczynka przynajmniej raz w miesiącu trafia do szpitala w ciężkim stanie. Postępujące śledztwo odkrywa coraz to bardziej wstrząsającą prawdę, a lista podejrzanych ciągle się powiększa. 


Książkę dostałam w prezencie od Mojego Lubego z powodu braku okazji. Mimo, że sam nie interesuje się literaturą, to jego wybór był całkiem trafny. Nie zdawałam sobie sprawy z istnienia takiej choroby, nie sądziłam, że rodzice - a zwłaszcza matka, potrafi posunąć się tak daleko względem swojego dziecka. Jonathan Kellerman porywa nas w diabelski taniec - walc, w którym sprawca prowadzi intelektualną grę z lekarzami, jak i całym personelem medycznym. Główny bohater, Alex Delaware zostaje wezwany przez znajomą lekarkę, która zaczyna podejrzewać zespół nchausena. Delaware zawzięcie stara się rozwiązać sprawę dla dobra Cassie, w czym mu towarzyszymy. Jego zadanie jest utrudnione przez rodzinę dziewczynki, która jest niesamowicie bogata i wpływowa. Prócz tego na terenie szpitala dochodzi do morderstw, co z kolei oddziałuje na pracowników. Na światło dzienne wychodzi coraz więcej tajemnic, niedopowiedzeń i niedokończonych spraw. Nikt nie wie, czy przypadek Cassie i morderstwa są ze sobą powiązane, a ja Wam na pewno tego nie zdradzę. Diabelski Walc w zaskakującym tempie wciąga czytelników w wir zdarzeń, ciekawi i wstrząsa. Jeżeli komuś udało się dotrzeć do prawdy przed zakończeniem powieści, to jestem naprawdę pod wrażeniem. Mnie się to nie udało. Książka do końca trzymała mnie w napięciu. Jaki potwór potrafi podnieść rękę na dziecko,  z premedytacją wywoływać w nim notoryczne choroby? Kellerman stworzył powieść, która podczas lektury potrafi wywołać ciarki, zdumieć okrutnością ludzką, przybić realizmem. Prócz tego w Diabelskim Walcu spotykamy się z wątkami obyczajowymi. 

Rzadko kiedy zdarza mi się sięgać po thriller psychologiczny - a zwłaszcza taki, który porusza kwestie medyczne. To zdecydowanie nie jest moja broszka. Jednak Diabelski Walc świetnie pokazuje to, że wcale nie trzeba był fanem gatunku, czy znawcą tematu, by dobrze bawić się podczas lektury.  Na pierwszy rzut oka ta pozycja wydaje się być przytłaczająca, przepełniona żargonem psychologicznym i medycznym, ale wcale taka nie jest.  To powieść napisana lekkim językiem, która poza ciekawą fabułą porusza ważne kwestie. Polecam wszystkim, nie tylko tym, którzy interesują się psychologią, czy medycyną. 

ocena: 8/10

czwartek, 4 lutego 2016

13. Mroczny Zakątek, Gillian Flynn


Wybaczcie, że tak długo nic nie wstawiałam na bloga! Ale naprawdę walczę z czasem. Sesja, praktyki, praca. Naprawdę czasami można oszaleć. Jednak nie przybyłam do Was tylko z przeprosinami, ale głównie z recenzją. Dzisiaj będę się rozwodzić nad Mrocznym Zakątkiem autorstwa Gillian Flynn, która napisała również powszechnie znaną Zaginioną Dziewczynę oraz Ostre Przedmioty. Mroczny Zakątek to pierwsza książka tej autorki, która wpadła w moje rączki. Powieść ma swoje plusy i minusy, ale zacznijmy od początku.

Mroczny Zakątek to przedstawiciel gatunku, który klasyfikuje się gdzieś pomiędzy thrillerem, sensacją a kryminałem. Opowiada historię dorosłej Libby Day, która w wieku siedmiu lat była świadkiem wyjątkowo brutalnego morderstwa dokonanego na swojej rodzinie. 3 stycznia 1985 roku około 3 w nocy na farmie w Kinnakee w stanie Kansas (USA) dziesięcioletnia Michelle Day została uduszona, dziewięcioletnia Debbie Day zmarła w skutek ran zadanych siekier oraz matka dziewczynek - trzydziestodwuletnia Patty Day odeszła z tego świata przez dwie rany postrzałowe, rany zadane siekierą oraz nożem myśliwskim. Prócz tego morderca (lub mordercy) dopuszczają się zbezczeszczania miejsca mordu. Na ścianach zostawiają wulgarne słowa napisane krwią kobiety i symbole oznaczające pentagramy. Za kratkami ląduje brat Libby, Benjamin Day.   



Libby ma za sobą okropne dzieciństwo. Dziewczynka po traumatycznych przejściach nie potrafiła wrócić na powierzchnie. Jej świat został gwałtownie wytrącony z równowagi, bezpowrotnie niszcząc całe życie siedmiolatki. Poznajemy Libby jako dorosłą kobietę - ma ponad trzydzieści lat, nie ma pracy, nie ma przyjaciół, nie utrzymuje kontaktu z rodziną a jej hobby to planowanie samobójstwa. Bywają dni, że jej jedynym zajęciem jest leżenie w łóżku. Kobieta utrzymuje się z pieniędzy zarobionych na swojej tragedii, niestety, pewnego dnia i one się kończą. Libby nie jest zdolna do samodzielnego życia. Wtem otrzymuje ona zaproszenie od członków stowarzyszenia, które interesuje się poznawaniem nowych faktów i rozwiązywaniem makabrycznych zbrodni. Libby dowiaduje się, że jej brat jest uznawany za niesłusznie skazanego, a za brutalnym morderstwem stoi ktoś inny. Członkowie postanawiają jej płacić za każde rozwiązane zadanie, które przybliża ich do rozwiązania zagadki. Libby niczym klucz otwiera kolejne drzwi tajemnicy, mrocznego zakątka - swojej przeszłości.  

Mam nadzieję, że nie zdradziłam zbyt dużo. Mniej-więcej tak rysuje się fabuła powieści. Koncept naprawdę bardzo oryginalny. Zazwyczaj po wielu latach nie myśli się już o tych dzieciach, o których kiedyś było głośno, bo przeżyli bądź widzieli makabryczne zdarzenia w dzieciństwie. Jak wygląda dalsze życie takich osób? Sądzę, że przypadek Libby Day jest jak najbardziej realny. Gdyby nie ta jedna potworna noc, to życie tej osoby wyglądałoby całkiem inaczej.     


,,Zawsze zakładam, że może stać się najgorsze, bo to, co najgorsze, już mi się raz przytrafiło."


Znajdujemy Libby w okropnym stanie. To osoba, która wiele, wiele lat temu poddała się i skreśliła swoje nazwisko z listy osób należących do tego świata. Libby oczekuje na śmierć. Jest zgorzkniała, przez większość czasu wypruta z emocji, niezdolna do pozytywnych odczuć. Wegetuje. Przede wszystkim można ją określić jako osobę na wskroś samotną i niezrozumiałą. Libby zostaje całkiem sama. Nie ma z kim porozmawiać o pogodzie, zainteresowaniach, wyniku wczorajszego meczu, czy choćby o swojej brutalnie zamordowanej rodzinie. 


Kobieta wcale nie chciała wracać do przeszłości, którą określa jako mroczny zakątek. Zrobiła to, bo zmusiła ją do tego sytuacja, a z czasem ciekawość. Ogromnie spodobała mi się konstrukcja powieści. Do prawdy przybliżamy się w dwojaki sposób. Zarówno poprzez przeszłość, jak i teraźniejszość. Dzięki temu powieść jest podwójnie ciekawa! Pióro Gillian Flynn to przede wszystkim łatwo przystępny język oraz realizm sytuacyjny i psychologiczny. Manipulacja, smutek, odizolowanie zostały tu przedstawione naprawdę w zaskakująco prawdziwym stopniu. Rodzina Libby pochodziła z tak zwanego marginesu społecznego. Zubożała rozbita rodzina mieszkająca na gnijącej farmie, która nie ma co włożyć do garnka, to kolejny element opisany z ogromną precyzją i naturalizmem. Jeżeli chodzi o te kwestie, nie mam nic do zarzucenia. Zdecydowanie słabym punktem jest rozwój akcji - szczególnie na początku powieści. Przez ponad sto stron nie mogłam się wciągnąć. Mroczny Zakątek to powieść, w której nie można liczyć na pędzącą na złamanie karku akcję. Tu wszystko rozwija się stopniowo, powolutku. Autorka posługuje się dosyć specyficznym językiem (lekkim, ale specyficznym!), zazwyczaj jest on przesączony wulgaryzmami. No cóż, w Mrocznym Zakątku jest ich całkiem sporo.  Poznajemy szereg ciekawych bohaterów oraz odkrywamy naprawdę szokującą prawdę! Mimo to, niestety, nie mogę powiedzieć, że ta książka jakoś szczególnie mnie porwała. Była dobra, ale mogła być lepsza. Nie znaczy to, że  ją odradzam, bo warto przeczytać, aczkolwiek nie ma co liczyć na silne emocje. Niestety.

Mroczny Zakątek zdobywa u mnie: 5,5/10

Na pewno zauważyliście na blogu banner akcji Pusta Miska. Klikać, udostępniać u siebie. Nie wiem czy to działa, ale skoro to tylko kliknięcie, to czemu by nie spróbować?