Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

poniedziałek, 21 listopada 2016

47. Linia Serc, Rainbow Rowell

O Rainbow Rowell było głośno szczególnie w 2015 roku, kiedy do polskich księgarni trafiły książki jej autorstwa, m.in. Fangirl, Eleonora i Park. Autorka zdobyła serca młodzieży swoim lekkim piórem, historiami od których trudno się oderwać oraz bohaterami obdarzonymi złożoną charakterologią. Zdecydowanie mocną stroną Rowell są ludzkie emocje.

Linia Serc trafiła do rąk polskich czytelników 3 lutego 2016 roku. Rowell dotąd znana z powieści przeznaczonych głównie dla młodzieży, postanowiła napisać coś i dla dojrzalszego czytelnika. Tak też powstała historia Georgie McCool, scenarzystki komedii mieszkającej w Los Angeles, mieście aniołów i przemysłu filmowego. Matka, żona, kobieta pracująca - a co więcej: uwielbiająca swoją pracę. Georgie to prawdziwa szczęściara: ma opiekuńczego męża, dwie wspaniałe córeczki i zawód, który wykonuje z radością i nie za małe pieniądze. Na pierwszy rzut oka, ma życie jak z bajki, ale szybko dowiadujemy się, że to tylko złudzenie. Zazwyczaj to mężczyzna jest tym złym: zdradza, nie stara się, nie stawia rodziny na pierwszy miejscu.  To kobieta jest tą pokrzywdzoną istotą pragnącą miłości, uwagi, czułości. W większości przypadków właśnie z takim motywem się spotykamy - ale nie tutaj. 
Georgie wie, że w jej małżeństwie dzieje się źle od dłuższego czasu - dostrzega to, czuje, jednak zawsze brakuje jej albo czasu, albo odwagi by zmierzyć się z problemami i zacząć robić coś, co mogłoby uratować jej rodzinę. Postanawia więc, nie robić nic - zamieść wszystko pod dywan i udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku. Szybko udawanie staje się nową rzeczywistością, ale tylko dla niej samej. Neal - mąż George, jest nieszczęśliwy i nie jest to chwilowy stan, który przejdzie rano, gdy porządnie się wyśpi. Jest nieszczęśliwy od kilku lat. Dla Georgie (a później i dziewczynek) porzucił wiele rzeczy: rodzinne Omaha oddalone od Los Angeles o ponad 2000 kilometrów, pracę rysownika, co wiąże się z własnymi ambicjami i marzeniami, najlepszy czas swojego życia. To nie George siedzi w domu, zajmując się dzieciakami, tylko on - niczym kogut domowy sprawuje piecze nad ich dorobkiem życia. Pierze, gotuje, zajmuje się dziećmi. A to wszystko po to, by Georgie mogła robić to co kocha - by mogła rozwijać się w zawodzie, odnosić sukcesy. Neal trafił się George niczym ślepej kurze ziarno - ale George nie dostrzega tego. Nie docenia swojego męża, choć bardzo go kocha. Wszystko się zmienia, gdy Georgie postanawia spędzić święta w pracy, a nie ze swoją rodziną.

,,Wielu rzeczy się nie wie, mając dwadzieścia trzy lata. Nie wie się, co to naprawdę znaczy wczołgać się do czyjegoś życia i już tam zostać."

Georgie należało się to, co dostała. Nie będę tutaj pisać bredni, że było mi jej żal. Miała wiele szans, by okazać swojemu mężowi choć troszkę uczucia, podziękować za to, co dla niej robi. Neal zrezygnował z własnego szczęścia, po to by jego żona mogła je osiągnąć. Co za to dostał? Właściwie nic. Gdyby nie podjął tak drastycznych decyzji, wciąż byłby traktowany niczym mebel, który po otwarciu drzwi zawsze stoi na swoim miejscu. Georgie i Neal dawno temu przestali ze sobą rozmawiać, zwierzać się sobie z uczuć, marzeń, potrzeb. Cisza, niczym niewidzialny wróg, wpełzła między nich sprawiając, że z czasem było coraz gorzej i wtedy pojawił się sposób na odbudowanie wszystkiego - tajemniczy żółty telefon: stacjonarny, ze spiralnym kablem i tarczą do wybierania numerów, który przenosi Georgie wiele lat wstecz, gdy rozmowa z Nealem była tak prosta jak oddychanie. 

Hate is spitting out each other's mouths
But we're still sleeping like we're lovers.

Czytałam tę książkę z łamiącym się sercem. Trudno mi przyglądać się dwójce zakochanych w sobie ludzi, których miłość powoli usycha. Poza tym, nie mamy tutaj pary, lecz wieloletnie małżeństwo. Autorka przenosi nas dialogami w przeszłość. Właściwie ta historia jest pisana retrospekcją, w której początkowo można się pogubić - sama w kilku momentach nie wiedziałam, w jakiej rzeczywistości jestem. 

Główna bohaterka znalazła się w bardzo trudnym momencie swojego życia. Musiała wybrać, co jest dla niej najważniejsze, czy decyzje podjęte za młodu są dobrymi decyzjami. Linia Serc to bardzo mądra, oryginalna, życiowa, romantyczna (a miejscami rozdzierająca serce) książka. Było to moje pierwsze podejście do twórczości tej autorki i wydaje mi się, że nie mogłam wybrać lepiej. Wydanie jest piękne, zdjęcie na okładce bardzo przypadło mi do gustu. Rainbow Rowell posługuje się lekkim piórem, stroni od długich, nużących opisów - w tym przypadku stawia na dialog. Linia Serc zdecydowanie zachęciła mnie do przeczytania innych książek tej autorki. 

niedziela, 13 listopada 2016

46. Dziewięć żyć Chloe King: Upadła, Liz Braswell

Drugą książką jaką przeczytałam w listopadzie był pierwszy tom trylogii amerykańskiej autorki książek dla młodych dorosłych, a mianowicie Dziewięć żyć Chloe King: Upadła, w wersji oryginalnej Fallen. Kupiłam tę książkę dobrych kilka lat temu, lecz dopiero teraz udało mi się ją ukończyć - wcześniej zatrzymałam się na sześćdziesiątej stronie. Ważną informacją dotyczącą tej serii jest ekranizacja losów tytułowej Chloe King w formie serialu, którego premiera była w 2011 roku.


Chloe King do czasu swoich szesnastych urodzin wiodła normalne życie zwykłej nastolatki: chłopaki, imprezy, przyjaciele - wokół tego krążyły jej myśli. Nagle wszystko się zmienia, wywracając życie dziewczyny do góry nogami. Począwszy od upadku z Coit Tower, który (o dziwo!) nie zakończył się śmiercią bądź trwałym kalectwem, poprzez tajemniczego prześladowcę, kończąc na relacjach z Paulem i Amy, którzy... zostają parą, zostawiając Chloe za sobą. Na szczęście, słodka szesnastka przynosi też kilka dobrym przełomów: Chloe w końcu udaje się zwrócić na siebie uwagę szkolnego przystojniaka, a co więcej, poznaje w pracy niezwykle miłego Briana.  Dziewczyna staje się odważniejsza, pewna siebie i swoich atutów oraz zdecydowanie... zwinniejsza. 

,,Mam tajemnicę. I to nie jedną z tych przyjemnych.''

Nie mogę powiedzieć, że Upadła to książka, która porwała mnie swoją fabułą - chętnie sięgałam po lekturę, aczkolwiek bez większych emocji. Tematyka całkiem oryginalna, nie czytałam chyba jeszcze żadnej książki, w której pojawiałyby się ludzie posiadający kocie umiejętności. No ale pomysł to nie wszystko. Ogólnie rzecz biorąc, choć w książce pojawia się wiele rozruszników akcji, to jak dla mnie część była, niestety, zbędna, wepchnięta na siłę. Sama akcja przypominała zbyt mocno rozciągnięte ciasto do pizzy - w niektórych miejscach nie trzymała się całości. Start był trudny do przebrnięcia. Autorka raz częstowała nas szybką akcją, by po chwili popaść w stagnację. By polubić Chloe potrzebowałam wielu stron, w swoim zachowaniu przypominała mi irracjonalne dziecko. Co do postaci Aleka... jejku, nie znoszę takich facetów. Czy ktoś z Was polubił tego bohatera? Bo ja nie potrafiłam odczuć choć szczypty sympatii do tego zadufanego w sobie blondasa i dlatego też od początku kibicowałam Chloe i Brianowi. Bractwo Dziesiątego Ostrza to ciekawie wykreowana organizacja, o której w pierwszym tomie bardzo mało się dowiadujemy. 

Wiodącą zagadką książki jest pochodzenie Chloe King. Z lektury dowiadujemy się, iż urodziła się w Rosji, a następnie została adoptowana przez państwo King. Właściwie przez cały pierwszy tom, nie jest powiedziane wprost kim (a może raczej czym) jest Chloe King. Chloe sprawia wrażenie zadufanej w sobie nastolatki, lecz tak naprawdę czuje się bardzo samotna odkąd dwójka jej najlepszych przyjaciół staje się dla siebie kimś więcej. Jej matka przez większość czasu traktuje ją oschle i dopiero po pewnym czasie można dostrzec w jej osobie rodzica. Ojciec, który był najbliższą osobą Chloe, zniknął wiele lat temu, zostawiając po sobie mnóstwo pytań i niedokończonych odpowiedzi. Dziewczyna spostrzega w sobie zmiany, które w żadnym stopniu nie dotyczą okresu dojrzewania. Coś dzieje się z Chloe, a ona nie ma koło siebie ani jednej osoby, z którą mogłaby porozmawiać. Choć to zwykła młodzieżówka, można się doszukać drugiego dna. Gdy człowiek zostaje sam ze swoimi problemami, podejmuje wiele nieprzemyślanych i przede wszystkim głupich decyzji. Pojawiają się tutaj elementy mitologii egipskiej a przede wszystkim ich kult kotów. Fajnie, że autorka sięgnęła po mitologię inną niż klasyczna. 

Choć pierwszy tom trylogii Dziewięć żyć Chloe King posiada kilka słabych stron, to wciąż jest książką z gatunku fantastyki młodzieżowej, którą warto przeczytać. Przede wszystkim osoby w młodszym wieku na pewno odnajdą radość podczas zaznajamiania się z Chloe King, dziewczyną z nie tylko przysłowiowym pazurem. 

wtorek, 1 listopada 2016

45. Wojownicy: Ucieczka w dzicz, Erin Hunter

Zawsze byłam ogromną fanką kotów i fantastyki młodzieżowej, a serię Wojownicy chciałam przeczytać naprawdę od bardzo, bardzo dawna. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Nowa Baśń miałam okazję zaznajomić się z pierwszym tomem przygód klanów dzikich kotów. 

Od wieków cztery klany wojowniczych kotów dzieliły las według praw ustanowionych przez przodków. Jednak jeden z nich odrzucił odwieczny porządek, stwarzając zagrożenie dla pozostałych. 

Rdzawy - domowy kot, od zawsze marzył o wolności. Zmęczony i znudzony wygodnym życiem u Dwunożnych, postanawia zasmakować życia w lesie, zupełnie jak dzikie koty. Los sprzyja rudzielcowi i zostaje on przyjęty do Klanu Pioruna jako uczeń szkolący się na wojownika. Od tego czasu znany jest jako Ognista Łapa




Erin Hunter to tak naprawdę Kate Cary, Cherith Baldry i Vicky Holmes, które stworzyły serię utworów fantastycznych (powieści i komiksów) opowiadających o losach dzikich kotów żyjących w czterech klanach, toczących ze sobą różne spory - Klan Pioruna, Klan Cienia, Klan Wiatru i Klan Rzeki. Prócz tego pojawia się mityczny Klan Gwiazd, do którego należą przodkowie.  

Pierwsze co zwróciło moją uwagę w Ucieczce w Dzicz była wartka, przemyślana akcja. Autorki stawiają przed nami ciekawskiego, odważnego domowego pieszczocha, który ma już dosyć życia, w którym wszystko podane ma na tacy - a raczej w misce. Rdzawy (bo tak początkowo nazywa się główny bohater ) chce walczyć o swoje. Płynie w nim wrząca krew wojownika, nie kanapowca, która wkrótce prowadzi go do lasu - miejsca, którego obawiają się domowe koty ze względu na liczne niebezpieczeństwa: drapieżników, pułapki natury oraz... dzikie koty, okryte złą sławą, do których od dawien dawna należy terytorium lasu. Wraz z Rdzawym wstępujemy w szeregi dzikich kotów, z Ognistą Łapą dowiadujemy się o nich coraz więcej. 

Ogromnym plusem pierwszego tomu serii Wojownicy jest elastyczność i wyraźnie nakreślona funkcja dydaktyczna - książka wydaje się być odpowiednia dla czytelnika w każdym wieku, a zwłaszcza dla młodszego. Poruszane są tu tematy lojalności, honoru, przyjaźni, opowiadania się po stronie słabszych i uciśnionych. Rdzawy/Ognista Łapa ma dobre serce, co można z łatwością zauważyć od pierwszych stron powieści i co nie umknęło uwadze przywódczyni klanu, do którego należy - Białej Gwieździe.  Stanowi on wzór do naśladowania, a jego siłę można właśnie znaleźć w owej dobroci. 

,,Nie bylibyśmy nocnymi myśliwymi bez naszych przodków z Klanu Tygrysa, a nasza miłość do ciepła słońca pochodzi od Klanu Lwa."

Przystępny język, oryginalna fabuła, bogata akcja zdecydowanie opowiadają się za serią Wojownicy. Kolejnym elementem, który podbił moje serce jest kocia mitologia, która przewija się przez fabułę. Czytanie książki Ucieczka w dzicz było świetną zabawą. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Nowa Baśń! 

poniedziałek, 17 października 2016

44. Strona po stronie, Adam J. Kurtz; ¿Español? Sí, gracias (36)

W dzisiejszym poście umieszczę recenzję dwóch różnych tytułów. Rozpocznę od pozycji, którą otrzymałam od wydawnictwa Rebis, a mianowicie Strona po stronie autorstwa Adama J. Kurtz.

Adam J. Kurtz to artysta, grafik oraz autor. Pochodzi z Nowego Jorku. Strona po stronie nie jest jego jedynym dziełem; stworzył również Pick Me Up!, które tematyką nie odbiega od dziennika, o którym dziś będę pisać. 

Nie będę ukrywać, że nie jestem fanką wydań pokroju Zniszcz ten dziennik, To nie książka, itd, ponieważ uważam, że jest to naciąganie ludzi na nabycie rzeczy książko-nie-podobnej za cenę książkową. W tym przypadku plusem jest to, że Strona po stronie według ceny okładkowej jest warte 24,90zł, co oznacza, że jest nieco tańsze niż podobne publikacje. Tak czy siak, nie można powiedzieć, że tego typu dzienniki nie gwarantują dobrej zabawy, a przynajmniej zabicia czasu w kreatywny sposób. Moją kopię Strona po stronie zabierałam do pracy na ostatnią zmienię, kiedy to zostawałam sama jak palec przez dwie godziny i moim głównym zajęciem było patrzenie na zegarek - a uwierzcie mi, samotne dwie godziny ciągną się w nieskończoność.  W końcu znalazłam rozwiązanie na nudę i zabrałam ze sobą dziennik autorstwa Kurtza. I wiecie co? W magiczny sposób, czas przestał mi się dłużyć! 

"Ta książeczka może być, czym tylko zechcesz:
- dziennikiem
- pamiątką
-kalendarzem
- przyjacielem
- wszystkim tym naraz"

Strona po stronie daje szeroki wachlarz możliwości czytelnikowi-twórcy. Zachęca do odłożenia telefonu na bok, co niestety, stanowi nie lada wyzwanie dla większości osób. Tutaj ty decydujesz, czym uczynisz tę książkę. Adam J. Kurtz zachęca nas do rysowania, liczenia, tworzenia, myślenia. Dziennik przeznaczony jest na całoroczną pracę - mamy tu 365 różnych zadań, które powinniśmy wykonywać bez pośpiechu. Strona po stronie pobudza kreatywne myślenie, pozwala stworzyć nam własny świat, w którym możemy być w pełni sobą. To na pewno ciekawa pozycja, znacznie lepsza od Zniszcz ten Dziennik. Serdecznie polecam - lek na nudę

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Rebis!





W tym poście chciałabym również opisać najnowsze wydanie magazynu  ¿Español? Sí, gracias. To już 36 numer magazynu przeznaczonego do nauki języka hiszpańskiego - jak zwykle wydawnictwo Colorful Media przygotowało dla nas wiele ciekawych artykułów. 

Magazyn otwiera płyta, serial oraz książka wydania - autorzy wydania polecają nam najnowszą płytę zespołu Morat, tworzących muzykę z gatunku pop/folk; serial policyjny El Caso oraz El Regreso Del Catón Matilde Asensi. Artykuł czołowy dotyczy Flamenco, zjawiska kulturowego - które dla mnie do tej pory wiązało się wyłącznie z tańcem -  obejmujące muzykę, śpiew, taniec, strój i zachowania. Poznajemy Rosę Montero, hiszpańską dziennikarkę, obrończynię praw zwierząt oraz autorkę takich książek, jak Córka Kanibala, czy Stąd do Tartaru. Obszerny artykuł daje nam możliwość poznania tej niesamowitej kobiety. Prócz tego, mamy okazję przeczytać o naszym społeczeństwie - blogach.  Sekcja Vajes, czyli podróże, przenosi nas na Minorkę, wyspę spokoju - cudowne ilustracje oraz bogaty artykuł zahaczający również o fakty historyczne oraz ciekawostki. To wydanie wydaje się być krótsze niż poprzednie, ale jest równie ciekawe. Magazyn zamyka test pozwalający nam sprawdzić, co udało się nam nauczyć.   

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Colorful Media!



wtorek, 4 października 2016

43. Lato leśnych ludzi, Maria Rodziewiczówna

Ten kto śledzi moje wpisy, wie, że Lato leśnych ludzi to druga książka Rodziewiczówny, którą przeczytałam. Tytuł od dawien dawna obijał mi się o uszy i z czasem nabrałam ogromnej ochoty na poznanie zawartości tej książeczki. Jesień przywitałam tą książką - opowiadającą o  czystej miłości do natury, ucieczce od gwaru miasta, istotności ciężkiej pracy w życiu oraz budowania czegoś od podstaw. Ważnym faktem jest, iż sama Rodziewiczówna spędzała lato wraz ze swoimi przyjaciółkami w niemal identyczny sposób - Lato leśnych ludzi to piękna powieść, a zarazem cząstka życia autorki.  

Lato leśnych ludzi to powieść wydana w 1920 roku. Swego czasu była to lektura uzupełniająca w 7 klasie podstawowej (mnie to  już nie obejmowało - jestem pokoleniem molochów, czyli gimnazjów). Historia, która doczekała się ekranizacji w 1984 roku w postaci pięcioodcinkowego serialu telewizyjnego. Tytuł powieści wiele zdradza - historia faktycznie skupia się na ludziach, a właściwie trójce ludzi, którzy spędzają ze sobą lato w puszczy. Lato nie lato, bo oś czasu sięga od marca/kwietnia do października. Rosomak, Pantera i Żuraw, gdy tylko natura na to pozwala, uciekają w głąb puszczy, gdzie żyją w jedności z naturą. Mieszkają w drewnianej chatce, uprawiają ogród, łowią ryby, doglądają zwierząt oraz wchodzą w coraz bliższe relację z matką naturą. Wydaje się, że każdy odgłos, trop, drzewo, czy leśna ścieżka jest wyryta w ich pamięci. Każdy z nich ma jakąś pasję, której oddaje się w wolnej chwili, np. Rosomak interesuje się ornitologią. Mężczyźni żyją w poddaństwie wobec praw natury, mocy która znacznie ich przewyższa. Żyjący w przekonaniu, że nie należy wtrącać się w decyzje matki natury, biernie przyglądają się rytmowi boru - z malutkim ustępstwem (podczas karania leśnych zbrodniarzy). Ważnym motywem jest dołączenie do mężczyzn siostrzeńca Rosomaka - chłopca, który zyskuje przydomek Coto. To może być każdy z nas, człowiek wiedzący o przyrodzie tyle co nic, nie rozumiejący jej, nie dostrzegający piękna zjawisk - ale za to powoli uczący się tego wszystkiego. 

,,Właściwy byt ziemi stanowią słabi i mali, a posłuszni swemu zadaniu."

Powieść Rodziewiczówny to idylliczny obraz czystej natury i miłości do niej. Napisany nieco archaicznym językiem początkowo może być trudny w odbiorze - sama przy pierwszych dwóch rozdziałach męczyłam się i omal nie odłożyłam książki na półkę, ale wytrwałam, a lektura książki szybko stała się dla mnie przyjemnością. Z ciekawości, gdy tylko zakończyłam Lato leśnych ludzi, przeskoczyłam na początek książki i przeczytałam właśnie te dwa trudne dla mnie rozdziały i wiecie co? Wcale nie były już ciężkie do przeczytania. Można tu znaleźć elementy baśni - Rodziewiczówna przenosi nas w krainę spokoju, gdzie rządzi Bóg i natura; gdzie człowiek nie musi martwić się o swoje bezpieczeństwo i wyglądać wroga. Lato leśnych ludzi to książka, która całkowicie mnie oczarowała, po którą sięgałam zmęczona, a odkładałam zrelaksowana. Bałam się, że będzie nudno, że nie zrozumiem przesłania jako dziecko XXI wieku, czasów konsumpcjonizmu i globalnego niszczenia natury. Ale było pięknie, a pióro Rodziewiczówny po raz kolejny mnie zaskoczyło i zachęciło do dalszego poznawania jej twórczości. Podczas lektury często zastanawiałam się, jak ta książka została odebrana w czasach mojego dziadka - i właściwie zawsze odpowiedzią było to, iż musiała zrobić prawdziwą furorę wśród młodzieży polskiej. Autorka stworzyła zabawną i pełną złotych myśli książkę; pomimo upływu czasu wciąż aktualną, a może nawet bardziej aktualną? Ile ludzi, gdy tylko może, pakuje swoje rzeczy, bierze dzieci pod pachę i ucieka - może nie do borów, ale na pewno na wieś, by tylko wydostać się z tych betonowych lasów. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu MG.



poniedziałek, 19 września 2016

42. Miłosna kareta Anny J.,Janina Lesiak

Z piórem pani Janiny Lesiak miałam okazję zetknąć się na początku tego roku podczas lektury pierwszego portretu literackiego dawnej królowej polski Wspomnienie o Cecylii, smutnej królowej.  Jej debiutancka książka całkowicie mnie urzekła i zmusiła do niespokojnego oczekiwania na kolejny portret - i w końcu się doczekałam! Przyznam już na początku recenzji drugiej książki Lesiak, delektowałam się każdą stroną

Bycie królową zawsze kojarzyło się z ogromnymi profitami, miłością poddanych, szacunkiem dworu, mężu królu - dla którego królowa stanowiła ostoję, źródło dobrych rad - niestety, okazywało się to być zwykłym mirażem. Królowa służyła głównie do tego, by urodzić męskiego potomka oraz by utrzymać pokój między państwami lub przyjazne stosunki pomiędzy rodami. Poniżana, pomijana, pojmana przez piętno pochodzenia. Piękna i zdrowa - wydana, by rodzić przyszłych królów, brzydka i  (lub) schorowana - podsadzona królowi, by przerwać dynastię. Kto by pomyślał, że intrygi towarzyszą gatunkowi ludzkiemu od tak dawna. Autorka odkrywa przez nami kolejne kłamstwa, machinacje i manipulacje. 


Miłosna kareta Anny J. przybliża nam postać Anny Jagiellonki, córki Zygmunta I Starego i Bony Sforzy, królowa Polski, ostatni polski monarcha z dynastii Jagiellonów. Umarła bezdzietnie, wcześniej osadzając na tronie swojego siostrzeńca Zygmunta III Wazę. Autorka zdecydowanie zrobiła poprawiła swój i tak bardzo dobry warsztat pisarski. Po niezwykle klimatycznym Wspomnieniu o Cecylii, smutnej królowej przyszedł czas na najbardziej znaną dynastię sprawującą władzę w Polsce - Jagiellonowie. Lesiak stawia przed nami kobietę obarczoną tytułem królowej Polski, która przez całe swoje życie prawie w ogóle nie zaznała miłości. Wydaje się, że brak miłości to jeden ze stałych elementów związany z byciem królową lub królewną. Poruszała się gdzieś w tle - najpierw obok swojego ojca, potem brata (Zygmunta II Augusta), męża a na końcu siostrzeńca. Jako o władczyni wiemy o Annie dużo - wystarczy wejść na Wikipedię, bądź udać się do biblioteki, ale czy jako kobieta jest nam równie dobrze znana?  

,,Miały rodzić dzieci, nie wtrącać się do męskich spraw, stać na boku, ale przede wszystkim służyć: ojcu, braciom, mężowi, synowi... Miały iść przez życie bezszelestnie i ustąpić, kiedy zrobią swoje." 

Janina Lesiak jest w trakcie tworzenia czegoś wyjątkowego - wręcz niepowtarzalnego. Stawia przed nami dawno zapomniane nazwiska i  wciska w nie duszę. Podczas czytania Miłosnej karety Anny J. w połowie lektury poczułam, jakbym osobiście znała Annę Jagiellonkę. Tak bliską stała się osobą. Autorka posługuje się przepięknym językiem - nie piszę tego tylko tutaj, ale mówię to za każdym razem, gdy ktoś pytał mnie co to za książkę mam w torebce, bądź w ręce. Nie zalewa czytelnika historycznymi faktami, przedstawia je w sposób bezinwazyjny - ta seria jest znacznie lepsza od lekcji historii!  Miłosna kareta Anny J. podzielona jest na cztery rozdziały - pierwszy poświęcony Zygmuntowi II Augustowi, którego Anna uwielbiała i podziwiała; drugi Henrykowi Walezemu (chyba mój ulubiony); trzeci Stefanowi Batoremu; czwarty Zygmuntowi III Wazie. W każdym rozdziale Anna była w tle, lecz dla czytelnika wysuwała się na pierwszy plan. 

Miłosna kareta Anny J. wylądowała na honorowym miejscu w mojej biblioteczce tuż obok jej poprzedniczki (Wspomnienie o Cecylii, smutnej królowej). A ja znowu czekam - tym razem na trzeci portret literacki królowej polski. Której? Nie wiadomo. Wiem za to, że jeżeli nie będzie równie dobry, co ten - to jeszcze lepszy. 



Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu MG.


~*~
Wspomnienie o Cecylii, smutnej królowej ~ Miłosna kareta Anny J. 

czwartek, 1 września 2016

41. English matters (60), Deutsch aktuell (78)

Wrzesień to miesiąc otwierający rok nauki szkolnej, w związku z czym na rozpoczęcie kolejnego blogowego miesiąca w dzisiejszej recenzji będę rozwodzić się nad najnowszymi wydaniami magazynów służących nauce języka angielskiego oraz niemieckiego. Tak jak wcześniej wspominałam, oferta wydawnictwa Colorful Media obejmuje język angielski, rosyjski, niemiecki, hiszpański, włoski oraz francuski - także dla każdego coś dobrego. Zaczynamy!

Na pierwszy ogień obrałam sobie najnowsze wydanie English matters. Co w nim znalazłam? Na pewno znacznie więcej niż się spodziewałam. W This and That (to i owo), które zawsze otwiera magazyn mamy ciekawy zbiór wynalazków ekranu, czyli słów powstałych w telewizji - pochodzące ze Star Treka, reality-show Jersey Shore, czy np. The X Factor USA. Prócz tego mamy co nieco o dniu Świętego Patryka, kilka polecanych przemów pochodzących ze strony TED.com (którą osobiście polecam), krótkie ale baaardzo pomocne What Should I Buy Someone Who Already Has Everything? - na pewno nie pomyślelibyście o takich prezentach; oraz Funny One-liners
Sekcję People and Lifestyle otwiera postać Justina (nie Biebera) Trudeau - kanadyjskiej gwiazdy, nie tak dawno wybranego premiera. English matters postanowiło przeprowadzić śledztwo, dlaczego ten 43-letni polityk zdobył tak wiele głosów wyborców. Obszerny artykuł poświęcony jego osobie przybliża nam wiele faktów z jego życia oraz pozwala nam poznać go od ludzkiej strony - jako młodego, pełnego pasji i wigoru człowieka. Can't Buy Me Love to tekst, który niestety, pokazuje nam w jak bardzo zepsutym świecie żyjemy - gdzie główną cechą ludzką jest chciwość; świat, w którym kupowanie niepotrzebnych rzeczy zdobyło tytuł choroby o nazwie CBD (complusive buying disorder), którą przybliża nam Barbara Jasińska, autorka artykułu. Kolejny tekst w tej sekcji nosi tytuł Abortion Hot Potato from Past to Present - gdzie hot potato wcale nie znaczy, to co myślicie. Aborcja nigdy nie była tematem łatwym i nie będzie. Zdecydowanie jest to najlepszy artykuł tego wydania, ponieważ  nie tylko stawia aborcję w czarnym bądź białym świetle, ale również przybliża sam przebieg ciąży oraz fakt, iż temat aborcji w polityce często jest używany tylko po to, by zdobyć głosy ludzi. Ostatnim artykułem tej sekcji jest To Live or to Flourish? Katarzyny Szpotakowskiej, która na łamach English matters rozmawia z Darrenem Poke, zajmującym się coachingiem. Rozmawia on głównie o swojej pracy, klientach oraz blogu. Darren Poke wydaje się być człowiekiem, który potrafi zmotywować do działania i uwierzyć w samego siebie.

Sekcja Culture zawsze jest pełna ciekawych informacji - w sam raz dla mnie. Niestety, w tym wydaniu znajdują się tu tylko dwa artykuły: Holidays with Uncle Sam oraz London Actually. W pierwszym poznajemy święta obowiązujące w Stanach Zjednoczonych oraz te, które amerykanie przejęli i traktują jak własne, np. wcześniej wspomniany Dzień Świętego Patryka. Tekst jest wzbogacony w barwne ilustracje. Drugi artykuł (London Actually), tak jak sam tytuł nam podpowiada dotyczy stolicy Anglii, Londynu, który stał się inspiracją przy tworzeniu wielu znanych filmów czy piosenek - a jakich, tego dowiemy się w artykule. 

W Conversation Matters dowiemy się jak zorganizować wyjście na miasto, wyrazić swoje emocje po imprezie, poznamy kilka przydatnych idiomów oraz synonimów (np. social butterfly - dusza towarzystwa, to throw a bash - urządzać imprezę), przeczytamy kilka dialogów zawierających nowe słownictwo. 



Science to dział podejmujący tematy związane z nauką, technologią, przyszłością. Artykułem numeru w tej sekcji jest Digital Immortality, czyli cyfrowa nieśmiertelność. Uniknięcie śmierci jest marzeniem wielu ludzi, a przyszłość coraz bardziej uchyla nam drzwi do osiągnięcia owej nieśmiertelności. Dowiadujemy się tu m.in. o stronie eterni.me, dzięki której możemy zachować nasze najlepsze wspomnienia, myśli i historię dla bliskim nam osób. Sekcja Travel przenosi nas w miejsce, gdzie każde zwierze jest zabójcze - Australii. Oczywiście to miejsce zostaje nam bliżej przedstawione, królują tu przepiękne zdjęcia, ciekawostki - dowiadujemy się o najważniejszych miastach, zabytkach, zwyczajach oraz o sportach, które uprawia rodowity Australijczyk. W Leisure mamy okazję przeczytać o najsławniejszych zdrajcach (cóż za ciekawy pomysł na artykuł), m.in.Dermot MacMurrough czy Benedict Arnold. 

Wydanie 78. Deutsch Aktuell zachęca piękną okładką. Magazyn otwierają opisy wybranych książek, filmów oraz płyt muzycznych, na które powinniśmy zwrócić uwagę. Wszystkie są niemieckojęzyczne (np. film z 2016 roku pod tytułem Die Hände meiner Mutter). Następnie mamy kalendarz zawierający najważniejsze wydarzenia odbywające się we wrześniu bądź październiku. 

Sekcja Leute (ludzie) otwierana jest artykułem poświęconym Stephanowi Sigg - młodemu przedstawicielowi "Pokolenia przyszłości"  (jest to kategoria rozdawana w Szwajcarii młodym, utalentowanym ludziom, którzy mają szanse osiągnąć coś wyjątkowego dla ojczyzny), dziennikarzowi i autorowi m.in. Paliwo: płomienie modlitwy w palących sprawach. Dowiadujemy się wielu cennych informacji o tym niesamowitym człowieku. Artykułem numeru jest Zeitlos und mehr als nur Gymnastik, w którym możemy przeczytać o jodze, bardzo popularnej dyscyplinie. Prócz tego w tym wydawaniu możemy przeczytać o bio-żywności (czy faktycznie jest ona tak zdrowa, jak powszechnie się rozpowiada).Wybierzemy się do Düsseldorf oraz poznamy słownictwo typowo turystyczne. 

Serdecznie zachęcam do zaznajomieniem się z tymi wydaniami! 

Za egzemplarze serdecznie dziękuję wydawnictwu Colorful Media!

wtorek, 23 sierpnia 2016

40. Archie Greene i Klub Alchemików, D. D. Everest

Od razu po przeczytaniu pierwszego tomu serii musiałam sięgnąć po kolejny - przygody młodego Strażnika Płomienia okazały się być tak porywające, sympatyczne, pełne uroku i czaru - a wręcz uzależniające, że stało się to koniecznością. Archie Greene i sekret czarodzieja był wspaniałym otwarciem serii o młodym, dzielnym chłopcu, który w dniu swoich dwunastych urodzin odkrył swoje prawdziwe pochodzenie, a tajemnicze drzwi do świata magii stanęły przed nim otworem. 

Powołany przez D. D. Everesta świat został niezwykle wyraźnie naszkicowany już w pierwszej części, natomiast w drugiej autor miał niezwykle szerokie pole do popisu - co wykorzystał w stu procentach. Tym razem przed dwunastoletnim Archiem staje kolejne, niezwykle ważne zadanie związane z klątwą owianego mroczną sławą Klubu Alchemików i tajemniczymi złotymi znakami, które pojawiły się u pięciorga uczniów Muzeum Rozmaitości Magicznych. W tej części poznajemy nowych bohaterów oraz dowiadujemy się więcej o wcześniej wspomnianych - bardzo się ucieszyłam, gdy okazało się, że w Klubie Alchemików ważną rolę będzie odkrywać pochodząca z niesławnego rodu Arabella Ripley oraz Rupert Trevallen. Muszę przyznać, że trochę się obawiałam drugiego tomu cyklu. Bałam się, że autor pogubi się w stworzonym przez siebie uniwersum a Archie Greene będzie dobry jako jednotomówka, ale na szczęście D. D. Everest udowodnił, że jest świetnym twórcą literatury dziecięcej/młodzieżowej. Nieprzerwanie poznajemy kolejne zakamarki magicznego muzeum cechujące się pomysłowym nazewnictwem (Skryptorium, Czarchiwum, Mityczna Menażeria, Biblioteka Losów), odkrywamy fakty z przeszłości oraz nowe właściwości magii.

Odkąd Archie dołączył do grona uczniów Muzeum Rozmaitości Magicznych zaszło wiele zmian nieodzownie związanych z obecnością chłopca. Archie Greene i Klub Alchemików to wspaniała kontynuacja przygód młodego Strażnika Płomienia, dzięki której można pokochać zarówno pióro autora (jeżeli nie stało się tak po przeczytaniu Archie Greene i sekret czarodzieja) jak i samego Archiego.  Śledząc losy Archiego, Bramble, Thistle'a, Arabelli oraz Ruperta stopniowo odkrywamy sekret sprzed czterystu lat, walkę młodych ludzi ze złem - tutaj Chciwoszami, którzy chciwie zbierają księgi czarnej magii, by wykorzystać ją przeciwko ludzkości. Na barki dwunastoletniego Archiego spada wiele odpowiedzialności, a decyzje które musi podjąć sprawiłyby trudność nie jednemu dorosłem. D. D. Everest ma talent do zachowania równowagi, gdyż Archie wciąż pozostaje tylko dwunastoletnim chłopcem, a nie gwałtownie przemienia się w superbohatera. Jedyną zmianą, która zaszła w Greene jest to, iż stał się on pewniejszy siebie. Nie jest już tym zdezorientowanym chłopczykiem z pierwszego tomu. Odnalazł się w muzeum, przyzwyczaił się do bycia zaklinaczem książek, pojął że losy świata magicznego wciąż się ważą, a on tak samo jak każdy członek społeczności magicznej jest za niego odpowiedzialny. Archie odkrywa kolejne rodzinne sekrety.

Archie Greene i Klub Alchemików potrafi zaskoczyć, rozśmieszyć, wzbudzić prawdziwe emocje w czytelniku - a właśnie taką rolę powinna odkrywać dobra książka. Tak jak w przypadku pierwszego tomu polecam ją zarówno młodszym, jak i starszym czytelnikom - zachęcam WSZYSTKICH, bowiem cykl Archie Greene spodoba się zarówno dwunastolatkowi jak i dwudziestoparolatkowi - potwierdzona informacja! Seria Archie Greene przepełniona jest tajemnicami zarówno takimi, które autor już przed nami ujawnił na łamach pierwszego i drugiego tomu, jak i tymi, które wciąż czekają na odkrycie. 

Ilustracje autorstwa  Jamesa de la Rue, które pojawiły się w drugim tomie idealnie odwzorowywały treść książki - zresztą tak samo było w przypadku pierwszego tomu. Prócz tego zapewniam Was, że Archie Greene i Klub Alchemików trzyma wysoki poziom pierwszego tomu. Wciąż trudno oderwać się od lektury - zapewne nie jeden czytelnik zarwie nockę przy tej książce, bo zdecydowanie jest ona tego warta!  Seria opowiadająca o losach Archiego stanowi pierwsze kroki D. D. Everesta w literaturze dziecięcej, w której autor bezbłędnie się odnalazł. Podobno w każdym z nas tkwi cząstka dziecka  i właśnie dzięki takim książką ta cząstka ożywa.  Plastyczność opisów Everesta sprawiła, że całą historię miałam przed oczami i jestem pewna, że prędzej czy później powstanie ekranizacja tego cyklu, która będzie równie często oglądana, co seria o Harrym  Potterze. Archie Greene potrafi wkraść się w serce czytelnika, rozgrzać je i pozostać tam na bardzo długo. 

PREMIERA: 30.08.2016


Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Rebis

~*~
Archie Greene i sekret czarodzieja ~ Archie Greene i Klub Alchemików

środa, 17 sierpnia 2016

39. Archie Greene i sekret czarodzieja, D. D. Everest

Uwaga, uwaga! Drodzy czytelnicy, dzisiaj przychodzę do Was z czymś specjalnym. Szczególnie zwracam się do osób, które lubią fantastykę młodzieżową, podobała im się kultowa seria o Harrym Potterze lub też o Percym Jacksonie; zastanawiają się co sprezentować młodszemu rodzeństwu bądź kuzynostwu, czy też mają ochotę na wspaniałą podróż w świat wypełniony magią. Przedstawiam Wam Archiego Greene, zaklinacza książek - który niczym książką wciągająca wciąga do swego świata.
  

D. D. Everest mieszka ze swoją rodziną, a także dwoma pięknymi kotami, w starym, pełnym zakamarków edwardiańskim domu pod Londynem, w pobliżu Ashdown Forest, pierwowzoru Puchatkowego Stumilowego Lasu. Kiedy nie pisze, trenuje młodzież w miejscowym klubie piłkarskim i bywa technikiem muzycznym w kolejnych rockandrollowych grupach swojego syna. Ale nie narzeka. W każdym razie nie tak bardzo. W wolnym czasie zajmuje się dziennikarstwem i pisaniem książek. Jego powieść, Archie Greene i sekret czarodzieja, trafiła na krótką listę kandydatów do National Book Award w kategorii literatury dziecięcej. ~ opis pochodzi ze strony Domu wydawniczego Rebis. 

W małym nadmorskim miasteczku West Wittering  mieszka pewien chłopiec wraz ze swoją babcią Gardenią. Jego rodzice oraz siostra zginęli w katastrofie promu. W dwunaste urodziny otrzymuje tajemniczą paczkę od równie tajemniczego nadawcy - wzbogaconą o pilne poruczenie. Nudne życie chłopca przewraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Na drugi dzień wyrusza do Oxfordu, gdzie mieszka jego rodzina, o której wcześniej nie miał pojęcia, poznaje fakty z życia swego ojca oraz odkrywa świat, który jest dostępny zaledwie dla garstki populacji - świat, gdzie książki są wypełnione magią, zwykły bibliotekarz może okazać się czarodziejem oraz gdzie książki potrafią mówić... 



Jak wcześniej wspominałam, osobiście zrezygnowałam z czytania opisów, także ta książeczka tak samo jak poprzednie, stanowiła dla mnie jedną wielką niewiadomą - choć w tym przypadku tytuł i okładka całkiem wiele nam zdradzają. Jednak nie wiedziałam, co tak naprawdę kryje się w środku, a mimo to patrząc na swój egzemplarz odczuwałam pozytywne wibracje. Teraz, po lekturze pierwszej części cyklu o Archiem książkę trzymam kurczowo przy sobie. Wręcz nie chcę się z nią rozstawać. Historia opisana  w pierwszym tomie całkowicie mnie porwała. Głównym motywem powieści są książki, ale nie zwyczajne, lecz magiczne. Oczywiście nie wszystkie tytuły posiadają w sobie magię - i właśnie odnalezienie tych niezwyczajnych ksiąg jest zadaniem Strażników Płomienia, aby nie trafiły one w niepowołane ręce. Uwielbiam książki i uwielbiam fantastykę, dlatego ten cykl okazał się być dla mnie wystrzałową mieszanką dwóch składników, które preferuję razem najbardziej. 

,,Człowiek nie wykaże się prawdziwą odwagą, jeśli nie poczuje przedtem prawdziwego strachu."

Wiem, że wiele starszych czytelników (mam tu na myśli wszystkie osoby powyżej piętnastego roku życia), niezbyt lubi czytać o dwunastolatkach. Spotkałam się z, niestety często trafną, opinią, że przez właśnie taki wiek głównego bohatera całość brzmi infantylnie. Tutaj, na szczęście, tego nie ma. Styl autora jest lekki, łatwo przystępny. Od fabuły ciężko się oderwać. Już od pierwszych stron wciąga czytelnika - a im dalej, tym lepiej! Akcja utrzymana jest na wysokim poziomie, a bohaterowie to przesympatyczne osoby posiadające niecodzienne imiona. Archie oraz jego kuzynostwo, Bramble i Thistle  na długo zapiszą się w mojej pamięci. Everestowi udało się wykreować wiele ciekawych osób o przeróżnych, wyraźnie naszkicowanych temperamentach. Prócz tego autora cechuje dobre poczucie humoru oraz niezwykła pomysłowość - wszystko zostało tutaj perfekcyjnie obmyślane. Nawet zwykłe książki posiadają tu własne ja. 


Archie Greene i sekret czarodzieja to wspaniałe otwarcie serii kipiącej od magii - co prawda, nie mamy tu machania różdżkami czy wykrzykiwania misternie brzmiących zaklęć, ale za to tajemnicze księgi utkane z zaklęć, które należy poszukiwać, odnawiać i chronić  przed Chciwoszami. Wydanie wzbogacone jest od przecudne ilustracje, których jest całkiem sporo, dodatkowo znajdziemy w książce wstawki zawierające informację na temat trzech typów magii, trzech sprawności ucznia oraz Pięciu mądrości umiaru w magii. Porządne wydanie ze skrzydełkami z piękną, migoczącą okładką.  

Paczka, którą otrzymałam od Domu wydawniczego Rebis niesamowicie mnie zaskoczyła. Spodziewałam się tylko książeczki, a dostałam również pięć zakładek, katalog oraz drugą część przygód Archiego - dzięki Bogu! (a raczej Pani Agatce), bo po pierwszej części wręcz muszę dorwać się do drugiej. Oficjalna premiera drugiego tomu (Archie Greene i Klub Alchemików) odbędzie się 30 sierpnia tego roku i mam nadzieję, że do tego czasu choćby część z Was przeczyta  Archiego Greene i sekret czarodzieja. Zapewne za kilka dni wstawię recenzję przedpremierową. 


Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Rebis

~*~
Archie Greene i sekret czarodzieja ~ Archie Greene i Klub Alchemików 

sobota, 13 sierpnia 2016

38. Kamienie Elfów Shannary, Terry Brooks

Dzięki wydawnictwu Replika udało mi się powrócić do magicznego świata Czterech Krain. Tym razem w moje łapki wpadły Kamienie Elfów Shannary w cudnej, filmowej okładce. Szczerze mówiąc, to właśnie tę część chciałam przeczytać najbardziej - bo elfy. Tak mało spotykam ich w literaturze, że byłam wprost wniebowzięta, gdy otrzymałam paczkę z tą książką. Pewnie część z Was wie, że jakoś na początku tego roku miałam okazję zrecenzować trzecią część trylogii Kroniki Shannary, czyli Pieśń Shannary. Jak się okazało - na szczęście - fabuła tej książki nie wymagała znajomości poprzednich tomów.

Gdy starożytne drzewo Ellcrys zaczyna umierać, siły zła znajdują sposób by powrócić na ziemię...





Dawno, dawno temu - jeszcze przed Wielkimi Wojnami na świecie istniały magiczne istoty dysponujące niewyobrażalną mocą. Tak samo jak ludzie, dzieliły się one na dobre i złe. Dobre - skryte w lasach, będące ich naturalnym środowiskiem, dbały o naturę i biernie przyglądały się temu, co wokół się dzieje; nie widziały zagrożenia w ludziach - gatunku słabym, lecz szybko powiększającym swą liczebność.  Zastraszająco szybki rozwój nieznanej i nierozumianej technologii oraz stopniowe wyniszczanie naturalnego środowiska ze pchały magiczne istoty wgłąb lasów oraz w większości przypadków zmusiły do opuszczenia zamieszkany terenów. Wkrótce populacja ludzka i żądza władzy doprowadziła do Wielkich Wojen, które spowodowały powstanie czterech głównych ras: ludzi, krasnoludów, trolli i gnomów. Gdy ludzie toczyli walki między sobą i wzajemnie się wyniszczali, wcześniej wspomniane magiczne istoty walczyły o przetrwanie Czterech Krain. Walczyły z czystym złem. Dobrym istotom udało się pokonać zło, a raczej unieszkodliwić poprzez zamknięcie w pustej przestrzeni poza znanym im światem. Zło nie mogło opuścić ów pustki, gdyż blokował ich Zakaz stworzony poprzez Ellcrys - drzewo zrodzone z mocy dobrych magicznych istot, których potomkami były elfy. I tak też świat funkcjonował w pozornym spokoju przez wiele, wiele lat - aż do momentu, gdy starożytne drzewo zaczęło obumierać, a Zakaz machinalnie tracił swą moc. W ścianie oddzielającym zło od świata Czterech Krain zaczęły tworzyć się pęknięcia, a poprzez te pęknięcia wyślizgiwały się mroczne, pełne nienawiści twory... 


I po raz kolejny potrzebujemy odważnego śmiałka, który poświęci własne życie, by ratować świat; właściwie nie wiem, czy mogę tu napisać po raz kolejny - bo pod względem chronologii Pieśń Shannary jest później - ale właśnie to sobie pomyślałam, gdy zaczęłam lekturę Kamieni Elfów Shannary. Troszkę się wystraszyłam, że Terry Brooks zaserwuje mi identyczną historię, ale na szczęście tak się nie stało. Kamienie Elfów Shannary to złożona, wielowątkowa powieść. Autor z jednej strony skupia się na losach ów śmiałków - młodego uzdrowiciela Wila Ohmsforda, którego poznałam już wcześniej oraz pół-elfki Amberle, oboje zostali zrzeszeni przez druida Allanona, aby zanieść nasionko Ellcrys do tajemniczego Safehold; a z drugiej prezentuje czytelnikom społeczeństwo elfów i losy rodziny rządzącej. Byłam bardzo ciekawa sposobu, w jakim zostały tutaj przedstawione elfy - autor nie uciekł od ogólnie przyjętej reguły - wysokie, smukłe, długowłose, posiadające spiczaste uszy postaci, zwinnie posługujące się przede wszystkim łukiem. Po raz kolejny muszę pochwalić autora za różnorodne charaktery - zdecydowanie budowanie osobowości należy do mocnej strony warsztatu Brooksa. 



,,Rany na ciele można uleczyć, ale co z poranioną duszą i umysłem?" 




W tej części zagłębiamy się w historię Czterech Krain. Autor skonstruował uniwersum posiadające przysłowiowe ręce i nogi. Pojawia się wiele nowych bohaterów, których można podzielić na pozytywnych i negatywnych. Pojawiają się tajemniczy Wędrowcy, prowadzący koczowniczy tryb życia, a cały swój majątek i dom mieli przy sobie. Prócz tego poznajemy Wolnych Strzelców - swobodną armię elfów, którzy zostawili często mroczną przeszłość za sobą, by swą przyszłość oddać w ręce śmierci, idąc zawsze na pierwszy ogień podczas walki. Ich historia zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Tutaj daję wielkiego plusa autorowi. 


Wil Ohmsford, półelf wybrany przez ostatniego druida to postać czołowa Kamieni Elfów Shannary. Kolejny ze swojego rodu pełni kluczową rolę w zachowaniu równowagi na świecie. Jest z nami niemal od samego początku. Wykazuje się on niezwykłą dobrocią serca, odwagą i skłonnością do poświęceń - niestety, brak mu wiary w siebie i to często go hamuje. Amberle Elessedil to Wybrana, która porzuciła swój obowiązek, rodzinę i naród. Szczerze mówiąc, nie pałałam do niej sympatią. Przez większość powieści użalała się nad sobą i wycierała nos w rękaw. To właśnie na barki tej pary spadł obowiązek ocalenia Ellcrys, a co się z tym wiązało - świata Czterech Krain. Powoli oglądaliśmy ich transformację z przypadkowych ludzi w prawdziwych bohaterów, jednak czy udało im się ocalić świat od hordy demonów?

Kamienie Elfów Shannary podobały mi się nawet bardziej niż Pieśń Shannary. Druga część tej trylogii jest po prostu niesamowita - przenosi czytelnika daleko poza bariery codziennego świata; wciąga, wywołuje silne emocje. Terry Brooks tworzy fantastykę z wyżej półki. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Replika!
 ~*~
Miecz Shannary ~ Kamienie Elfów Shannary ~ Pieśń Shannary

wtorek, 2 sierpnia 2016

37. Wydanie specjalne: English matters (18)

Po raz kolejny mam szansę zaznajomić się z geniuszem magazynów Colorful Media. Wydanie specjalne English matters składa się z pięciu działów: This and That (to i owo), Lifestyle, Places, Conversation matters, On the Way. Póki co, na rynku pojawiło się 18 wydań tego magazynu.  

Wydanie numer 18: Travel Smart poświęcone jest podróżą, podróżowaniu oraz jak robić to z głową. Wzbogacone jest o listę słówek z magazynu w pliku pdf oraz słuchanki z artykułów w formacie mp3. 


W This and That, które w swój sposób zapowiada o czym będziemy czytać w dalszej części magazynu, mamy okazję poznać ważnych odkrywców (Leif Erikson, James Cook, Jack Kerouac, Amelia Earhart), o których umieszczone jest kilka ciekawych informacji. Już w tym miejscu muszę napomknąć o tym, jak fajnie jest nie dość, że uczyć się po angielsku, to i poszerzać ogólnie swoją wiedzę. Następnie w tej sekcji znajduje się Most Common Travel Mishaps, czyli najczęściej popełniane błędy podczas podróżowania - znajdziemy tam słownictwo; oraz Time for Idioms, czyli idiomy. W technikum byłam na profilu turystycznym, także większość znałam, aczkolwiek wielu osobom na pewno ogromnie się to przydało - zwłaszcza o tej porze roku. Możemy również przeczytać o Bhutanie, państwie w Azji Południowej (jak moje horyzonty geograficzne się poszerzają dzięki temu magazynowi!). 

Sekcję Lifestyle otwiera artykuł Smart Accommodation poświęcony zakwaterowaniu. Tekst ten niezwykle mnie zaskoczył powiewem zupełnie nowych, zaskakujących i dotąd mi nieznanych rodzajów zakwaterowania - i wcale nie mam tu na myśli noclegu w hotelu zrobionym z lodu (z jakimi możemy spotkać się, m.in. w Szwecji, Finlandii, czy Kanadzie), czy w niemiecki Propeller Island City Lodge, gdzie można spać w trumnie. English matters podsuwa nam pomysłu na kwaterę w typie SMART, czyli wygodnie, po rozsądnej cenie, w miłej atmosferze.  Większość z nich wymaga sporej dawki zaufania z naszej strony (np. Home from Home, czyli wymiana domami). What's App przybliża nam różne aplikacje, które możemy pobrać na swój smartfon, które mają na celu pomóc nam podczas podróży, np. podczas bookowania lotu, szukania kwatery. Następnie Nicely Equipped zawiera pomocne wskazówki dotyczące sprzętu oraz gadżetów, które powinniśmy nabyć bądź zabrać ze sobą w podróż. Tekst oczywiście zawiera bogate słownictwo specjalistyczne, jak i ogólnikowe. Czwarty artykuł nosi tytuł Budget Travel i jak sama nazwa mówi, dotyczy on korzystnego podróżowania. Dzięki wskazówką z artykułu możemy zaplanować tanią podróż, która na pewno nas usatysfakcjonuje. Publikacja wzbogacona jest o krótkie teksty poboczne oraz trzy, dokładnie wytłumaczone w języku angelskim idiomy. Artykułem zamykającym tą sekcję jest By Bus Around the World. Bardzo bogaty w słówka, teksty podoczne. Osobą, która gości w tym tekście jest Karol Lewandowski - podróżnik, pisarz i blogger, z którym przeprowadzono dokładny i  ciekawy wywiad, dotyczący podróżowania. Dla mnie najlepszym tekstem był Smart Accommodation. 


W dziale Places również znajdziemy masę ciekawych, użytecznych i atrakcyjnych informacji. Sekcja otwierana jest przez tekst autorstwa Daniela Sandforda pod tytułem Travelling on a Shoestring in the UK znakomicie wciąga nas tematykę numeru. Publikację na pewno powinna przeczytać każda osoba, która planuje wyjazd do UK - mamy tu informacje dotyczące wyżywienia, transportu, zakwaterowania, atrakcji turystycznych i innych sfer wiążących się z turystyką na każdą kieszeń. Autor nie tylko przybliża nam nie tylko atrakcyjne poznawanie UK, ale robienie to w sposób oszczędny. Healthy Holidays pomaga nam zaplanować aktywne w ruch fizyczny wakacje. No Spain No Gain przenosi nas do gorącej Hiszpanii - raju dla urlopowiczów. Ten krótki tekst jest przepełniony ciekawymi informacjami i barwnymi ilustracjami. Zawiera wszystko to, co powinniśmy odwiedź, spróbować bądź zrobić w Hiszpanii, m.in. zjeść tapas, zwiedzić Rzymski Teatr w Meridzie, czy wziąć udział w festiwalu La Tomatina. Kolejnym celem naszej podróży jest Mecedonia. The Magic of Macedonia to rozwinięty artykuł przybliżający nam atrakcje turystyczne Macedonii, kulturę i zwyczaje. Autorka głównie skupia się na dwóch miastach: stolicy Skopje oraz Ochrydzie. Ostatni artykuł w tej sekcji to Affordable Festivals, czyli wszystko to, co interesuje młodych ludzi. Festiwale muzyczne, duże imprezy! O połowie nawet nie miałam pojęcia, a teraz mam ochotę na wszystkie. Ten tekst przykuł najmocniej moją uwagę. 

Przechodzimy do sekcji Conversation Matters. Tu mamy tylko jedną publikację, noszącą tytuł Where on Earth?, zawierającą rozmówki, które na pewno sprawdzą się podczas pytania o drogę, dawania wskazówek, meldowania się w hotelu oraz pobytu w nim. Mamy tu również ciekawe triki ułatwiające życie za granicą. 


Ostatni dział On the Way dotyczy kuchni zagranicznej. Możemy się dowiedzieć o ciekawych potrawach, które powinniśmy spróbować będąc w danym miejscu, np. w Rzymie, Londynie, czy Madrycie. Podróżowanie to przecież nie tylko odkrywanie nowych miejsc, ale i smakołyków! 

Travel Smart to idealne wakacyjne wydanie, które - jak wcześniej udowodniłam - zawiera całą masę informacji, wskazówek, ciekawostek, trików oraz pięknych ilustracji. Warto zapoznać się z nim przed podróżą, a nawet i zabrać ze sobą! 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Colorful Media!