Dzisiejszy post utrzymany jest w barwach fioletu, który kojarzy mi się z marcowymi krokusami. Choć za tym kolorem nie przepadam jakoś specjalnie, to postanowiłam przedstawić Wam sześć książek, których okładki są utrzymane właśnie w odcieniach fioletu. Cztery spośród sześciu pozycji przeczytałam i wszystkie pozytywnie wspominam.
Fiodor Dostojewski, Idiota:
Książę Lew Nikołajewicz Myszkin przyjeżdża do rodzinnej Rosji po kuracji w Szwajcarii. Oprócz swego tytułu i dalekiej krewnej w Petersburgu nie ma zupełnie nic. Wraz z rozwojem fabuły okazuje się, że jest on spadkobiercą ogromnej fortuny, która przysporzy mu wiele kłopotów. Książę jest postacią zupełnie inną. Wyróżnia się niczym biała kropka na czarnym tle. Z łatwością można dostrzec jego nietypowe cechy, stanowiące oś fabuły powieści - prostotę, dobroć, ufność. Brak w nim fałszu, pozy, obłudy i chciwości, które wprost emanują od poznanych przez niego Rosjan, głównie mieszkańców Petersburga, gdzie głównie skupia się akcja powieści. Czystość księcia jest tak atypowa i ponadprzeciętna, iż wywołuje ogólne zdziwienie, a wręcz podejrzliwość. Charakter Myszkina to całkowite odstępstwo od niespisanej normy, dziwaczność. Nic więc dziwnego w tym, że sam książę jest nazywany idiotą. Patrzy na świat z dziecięcą naiwnością - wierzy w każde słowo, nie zna kłamstwa, przez co często wprowadza zamieszanie wśród swoich przyjaciół. To wypapla jakiś sekret, to zupełnie przypadkowo odkryje brudek. W każdym stara się widzieć dobro, najczęściej obwinia samego siebie. Bezsprzecznie bezwzględny, ówczesny świat salonów rosyjskich nie jest odpowiednim miejscem dla takiego człowieka - ale teraz warto zadać sobie pytanie. Czy nasz świat w ogóle jest odpowiednim miejscem dla takiego człowieka? Inność księcia również stanowi temat godny rozważań. Jego odmienność polega na dobroci. Dobroci, która powinna być tą właściwą normalnością, a nie odstępstwem od normy, czynnikiem budzącym podejrzliwość. Książę przypomina biblijnego Jezusa Chrystusa - jest sterylnie czysty niczym szpitalny pokój. I każdy chce położyć na nim brudne łapska. /fragment recenzji
Janina Lesiak, Wspomnienie o Cecylii, smutnej królowej:
Piękne, uwielbiane, szanowane przez poddanych, a za zimnymi murami zamku poniżane, nieistotne, zmuszane do milczenia, znoszenia upokorzeń i cierpienia z uśmiechem na twarzy. Często żyjące z kochanicami swych mężów - królów, pod jednym dachem, świadome ich niewierności, niekochane. Kobiety, które nie brały ślubu z miłości, lecz powinności - nie zaręczane, lecz sprzedawane. Królowa - jak marnie to teraz brzmi. Gdzieś pomiędzy stronami Wspomnień o Cecylii, smutnej królowej, zgubił się ten majestat, który do tej pory kojarzył mi się z tym tytułem. Cóż przy takich okolicznościach znaczy pięknie zdobiona suknia, klejnoty i korona? W rzeczywistości korona jest ciężarem, klejnoty kajdanami a suknia więzieniem. Jeżeli ślub królewski kojarzy Wam się z młodą, zakochaną po uszy parą idącą w stronę ołtarza: piękną księżniczką i młodym księciem z błyskiem w oku (niczym z Disneyowskich bajek), to nie możecie być bardziej w błędzie. Tu miłość nie miała żadnego znaczenia. Liczył się dobrze ubity interes i korzyści osobiste: zachowanie przyjaznych stosunków między państwami bądź rodami, osiągnięcie wyższego stopnia w hierarchii, przejęcie pokaźnego posagu. Zdanie księcia, czy księżniczki nie miało żadnego znaczenia. Księżniczki rozpaczały po nocach, bojąc się tego, co je czeka - opuszczenie swojego państwa, wkroczenie na obce salony, małżeństwo z obcym, często znacznie starszym mężczyzną. Przy ołtarzu nie czekał na nie młody, prężny książę, lecz często podstarzały, przygruby mężczyzna z gnijącymi zębami, który w rzeczywistości marzył o całkiem innej małżonce. Po ślubie królowe, pomimo swojego statusu były podległe swemu królowi, a ich obowiązkiem było rodzenie dzieci, zachowanie rodu. Prowadziły często samotne, smutne, pozbawione miłości życie. Pojawiały się na zamku, snuły po korytarzach niczym cienie, umierały (zdarzało się, że powodem były choroby weneryczne złapane od królów) i zostawały zapomniane - zastąpione przez kolejną królową. /fragment recenzji
Maurice Druon, Królowie przeklęci (tom III):
„W »Królach przeklętych« jest wszystko. Królowie z żelaza, zamordowane królowe, bitwy i zdrady, kłamstwa i żądze, oszustwo, rodowe rywalizacje, klątwa templariuszy, podmieniane niemowlęta, wilczyce, grzech i miecze, wielka dynastia skazana na upadek… A to wszystko (no, prawie wszystko) zaczerpnięte żywcem z kart historii. I wierzcie mi: rody Starków i Lannisterów nie mogą się nawet równać z Kapetyngami i Plantagenetami. Bez względu na to, czy jesteś historycznym geekiem, czy miłośnikiem fantastyki, od książek Druona nie będziesz się mógł oderwać. To była pierwotna gra o tron. Jeśli lubisz »Pieśń lodu i ognia«, pokochasz »Królów przeklętych«”.
– George R.R. Martin /lubimyczytac.pl
Colleen Hoover, It ends with us:
Lily Blossom Bloom to główna bohaterka będąca jednocześnie narratorką powieści. Ma dwadzieścia trzy lata, właśnie straciła ojca. Jednakże Lily wcale nie czuje żalu po utracie jednego z rodziców, ponieważ uczynił on z jej życia piekło. Młoda kobieta od dziecka była ofiarą przemocy domowej. Jej ojciec znęcał się na swoją żoną niejednokrotnie na oczach córki. Trudna przeszłość odcisnęła piętno na życiu Lily. Ryle to młody, przystojny i ambitny lekarz mający przed sobą świetlaną przyszłość. Boi się stałych związków i do tej pory unikał ich jak ognia, jednak coś przyciąga go do Lily - coś, czego nie da się dłużej ignorować. Związek pary początkowo wydaje się być idealny. It ends with us choć na pierwszy rzut oka wygląda jak romans roku, lecz tematyka tej powieści przedstawia tą drugą stronę miłości - niszczycielską, przynoszącą ból psychiczny i fizyczny, uzależniającą i zniewalającą. Miłość, która sprawia, że kurczowo jej się trzymamy, nawet wtedy, kiedy jest okrutna i agresywna, tylko po to by znów przeżyć to, co dobre. Nie będę ukrywać, że ta powieść ogromnie mną wstrząsnęła. Dałam się wciągnąć już od pierwszej strony i nawet nie wiedziałam kiedy była pięćdziesiąta, siedemdziesiąta, setna, czy dwusetna. Gdy nie mogłam czytać notorycznie przyłapywałam się na tym, iż moje myśli uciążliwie krążyły wokół Lily, Ryle'a i Atlasa. Ze łzami w oczach poznawałam dalsze losy bohaterów, przeżywałam podjęte przez nich decyzje z ciężkim sercem. Colleen Hoover za pomocą swych powieści porusza trudne tematy. Tutaj mamy przemoc domową, która na zawsze odcisnęła piętno na głównej bohaterce. Niestety, dalsze jej losy nie są bardziej łaskawe. Lily trafia z deszczu pod rynnę - wkroczyła w rolę osoby, którą zawsze uważała za słabą i dostrzega jak wiele siły musiała mieć, aby coś takiego przetrwać. /fragment recenzji
Carina Bartsch, Lato koloru wiśni:
Mówi się, że pierwsza miłość nie rdzewieje - coś w tym jest, ale jeżeli mamy na myśli taką prawdziwą miłość, a nie pierwsze lepsze zauroczenie. Sentyment pozostaje, choćbyśmy nie wiadomo jak bardzo starali się, by tak nie było. O tym doskonale przekonuje się Emely, dwudziestotrzyletnia studentka literaturoznawstwa mieszkająca w Berlinie, gdy na jej drodze staje dawna miłość - Elyas. Emely broni się, jak może przed miłoscią z przeszłości, a jej uwagę przyciąga Luca - tajemniczy chłopak, z którym wymienia e-maile. Proste wydania zawsze przyciągają moje spojrzenie - lubię minimalizm i uważam, że za pomocą mniej można pokazać więcej. Lato koloru wiśni to książka, która jest piękna zewnętrznie i wewnętrznie. Nie jest to typowe love story, ale pełna dobrego humoru, lekka opowieść o uczuciu, które połączyło dwójkę ludzi po raz drugi. Jeżeli chodzi o przedział wiekowy, ta książka jest idealna dla mnie. Tak samo jak bohaterowie tej historii jestem studentką i powoli wkraczam w dorosłe życie - dorosłe, takie z krwi i kości, także z przyjemnością zgłębiałam ich losy. Pozytywnym faktem, była również lokalizacja akcji - nie sądziłam, że Niemcy, Berlin mogą być tak fajnie przedstawione. Naprawdę teraz dziwię się samej sobie, że żyłam w takiej nieuzasadnionej awersji do tego kraju. Autorka okazała się być niezwykle dobra w swoim fachu, skoro przekonała mnie do Niemiec. Aż mam ochotę jej pogratulować. Poza tym, kreacja bohaterów wyszła jej genialnie. Uwielbiam ich humor, styl bycia oraz to, że każdy z nich jest inny. Co prawda, jeżeli chodzi o bohaterów drugoplanowych, ewidentnie widać, że nie poświeciła im zbyt dużej porcji uwagi, ale pierwszoplanowcy to klasa sama w sobie. Moje uczucia co do Emely, Elyasa oraz Alex zmieniały się i formowały na nowo podczas tej 500-stronicowej lektury. Jak początkowo uwielbiałam Emely i nie lubiłam Elyasa, tak przy końcu było na odwrót. Co do postaci Alex - przyjaciółki Emely i siostry Elyasa, to mam mieszane odczucia od prawie początku. Ogólnie polubiłam jej charakter, taka zabawna, pozytywna osóbka, ale jednocześnie irytował mnie fakt, iż niejednokrotnie wykorzystywała Emely, by osiągnąć własne cele. Szczególnie mnie to irytowało, gdyż z drugiej strony czegoś takiego nie było. /fragment recenzji
Elizabeth Gaskell, Północ i południe:
Margaret Hale i John Thornton to niezwykła para. Ona, dobra i wrażliwa na ludzką krzywdę, pochodzi z zamożnego południa Anglii. On, przemysłowiec z północy i znajomy jej ojca, uważa, że najważniejsze są prawa ekonomii. Poznają się, gdy Margaret wraz z rodziną przenosi się z zielonego Helstone do robotniczego Milton. W zadymionym mieście młoda kobieta odkrywa świat, o jakim nie miała pojęcia: pełen biedy, chorób i nieustannego wiązania końca z końcem. Tak właśnie wygląda życie pracującej dla Thorntona rodziny Higginsów, z którą się zaprzyjaźniła. Gdy w fabryce wybucha strajk, Margaret nie ma wątpliwości, po czyjej stanąć stronie. Ale w dramatycznej sytuacji to właśnie Thornton będzie potrzebował jej pomocy. /lubimyczytac.pl
Czy czytaliście którąś z tych książek?
Jakie fioletowe książki macie w swojej biblioteczce?