Lektura poprzedniej książki przypominała posypywanie otwartej rany solą, także aby ostudzić skołatane nerwy, musiałam sięgnąć po sprawdzone pióro - padło na drugi tom losów Idy Brzezińskiej, początkującego medium, szamankę od umarlaków, pragnącej szeroko pojętej normalności. Ale Idzie do normalności zupełnie daleko - na jej nieszczęście, a nasze szczęście.
Martyna Raduchowska urodziła się w 1987 roku we Wrocławiu, z którym jest związana również sercem. Aktualnie mieszka w Warszawie. Ukończyła psychologię i kryminologię na Uniwersytecie Aberystwyth, neurobiologię poznawczą na Uniwersytecie York oraz psychologię śledczą - Uniwersystet SWPS. Z zamiłowaniem profiluje osoby zaginione i sprawców zbrodni, oraz zgłębia tajniki ludzkiego mózgu. W literackim świecie porusza się w sferze fantastyki. Napisała kilka opowiadań, powieści urban fantasy: Szamanka od umarlaków (2011), Demon Luster (2014) oraz cyberpunkowy kryminał Łzy Mai (2015), za który otrzymała Nagrodę Literacką Kwazar. Pisze i pracuje jako scenarzystka w studiu CD PROJEKT RED.
Ida Brzezińska złożyła nieśmiertelną przysięgę, a niewypełnienie jej grozi rozpłynięciem się w nicość, czego nie da się odwrócić. Aby wywiązać się ze złożonego słowa, ochronić swoją duszę przed zniknięciem, Ida musi przeprowadzić duszę Mikołaja Kwiatkowskiego na drugą stronę Rzeki, tyle że jego dusza utknęła po drugiej stronie lustra, skąd już nie da się wydostać, gdyż władzę nad nią sprawuje Kusiciel - tytułowy Demon Luster. Brzezińska ma przed sobą śmiertelnie poważne i iście diabelskie trudne zadanie, w wypełnieniu którego pomaga jej tajemniczy Kruchy - łowca WON-u, uroczy Gryzak i zmarła dwa lata temu ciotka szamanki od umarlaków, Tekla.
Sięgając po drugi tom, wiedziałam już czego mogę się spodziewać po warsztacie pisarskim autorki, dzięki czemu byłam pełna pozytywnej energii. Raduchowska oczarowała mnie swoim piórem zarówno w Szamance ud umarlaków, jak i Demonie Luster. Gdyby nie wy, nawet nie wiedziałabym, że pierwszy tom przygód Idy Brzezińskiej był debiutem literackim wrocławskiej pisarki. Styl Martyny Raduchowskiej jest bardzo charakterystyczny - swobodny i wręcz magnetyczny. Nie da się ukryć, że autorka kompletnie zdobyła mnie Szamanką od umarlaków - jestem jedną z tych czytelniczek, którzy wprost uwielbiają pierwsze części serii, w których autorzy dopiero wprowadzają odbiorców w swój świat, przedstawiają bohaterów, zagłębiają w ich losy. Za Demona Luster zabrałam się z uśmiechem na twarzy, ale i z przeświadczeniem, że kontynuacja pierwszego tomu nie pobije, ewentualnie wyrówna poziom. Demon Luster nieco różni się od swojej poprzedniczki - jest mroczniejszy, zbudowany na już sprecyzowanym przez autorkę gruncie. Raduchowska nie tylko wprowadza do fabuły nowe, barwne postacie, dodające całości oryginalności, ale i rozwija te, które poznaliśmy w pierwszym tomie, np. agenta Kruszyńskiego, czy Rudą. Odkrywa przed czytelnikiem kolejne, bardziej złożone warstwy magicznego świata oraz przedstawia magiczne osobistości, m.in. siewców wspomnień lub zapomnienia. W dodatku w końcu poznajemy Pecha! Chyba tego najmniej się spodziewałam. Przechodzimy również na drugą stronę lustra, gdzie czekają na nas szeregi demonów.
,,Ona jest niezniszczalna. Wrzucisz taką do wulkanu, to ci pamiątki przyniesie."
Moment, w którym wszystko zaczęło się klarownie układać przyniósł mi wręcz fizyczną ulgę. W ciągu tych dwóch tomów, ogromnie zżyłam się z bohaterami i niesamowicie ich polubiłam. Bardzo spodobało mi się to, że autorka nie szuka rozwiązań na siłę, nie podtyka ich pod nos bohaterom. Na pewno nie jeden raz daliście się kompletnie wkręcić autorowi, z zapartym tchem śledziliście poczytania bohaterów, starając się rozgryźć zagadkę napędzającą całą fabułę - a na końcu otrzymaliście rozwiązanie tak proste, że aż nielogiczne i zwyczajnie durne. W tej kwestii Raduchowska zabłysnęła kreatywnością, wszystko zgrabnie połączyła, a wydawnictwo zapakowało całość w świetną okładkę, oddającą klimat powieści.
W recenzji poprzedniego tomu, wspomniałam o pomysłowości Martyny Raduchowskiej - jak widać, autorka nie wyczerpała zapasów swojej kreatywności, gdyż w drugim tomie wielokrotnie mnie nią zadziwiła i nawet nieco przeraziła. W powieści przejawia się wątek kryminalny w wydaniu fantasy, który wciąga i wywołuje gęsią skórkę. Pojawiają się również kolejne ilustracje Sebastiana Skrobola. Drugi tom jest nieco dłuższy od pierwszego - ma lekko ponad 400 stron. Oby na nasz rynek trafiało więcej takich książek - zwłaszcza polskich autorów.
Zamykając tę książkę, byłam przepełniona pozytywnymi wrażeniami, ale i smutkiem - bo trzeciego tomu, póki co, nie ma a Idy Brzezińskiej chce się po prostu więcej! Plus jest taki, że na półce czeka na mnie kolejne dzieło Martyny Raduchowskiej, a mianowicie Łzy Mai, które zabieram ze sobą na wakacje do Włoch wraz z Paletą marzeń Małgorzaty Falkowskiej. Najprawdopodobniej jest to ostatni post w tym miesiącu, gdyż wracam do Polski dopiero na początku sierpnia.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uroboros!