O tej książce chciałam napisać już od jakiegoś czasu. Przeczytałam ją mniej więcej w tym czasie, ale rok temu i dalej siedzi ona w mojej głowie. Sądzę, że nieprzypadkowo. Jest kilka powodów, przez które można zakochać się w tej książce: przepiękna, naprawdę cudowna okładka, tytułowa bohaterka odbiegająca znacznie od schematyczności a nawet i sympatyczności (Matyldę naprawdę można nie lubić, ale dalej czytać tę książkę!) oraz coś, co nie pozwala zapomnieć o tej powieści. Coś, bo dalej nie potrafię nazwać tego elementu.
Victor Lodato jest dramatopisarzem i poetą, zdobywcą licznych nagród przyznawanych przez Kennedy Center Fund For American Plays. Matylda Savitch to jego pierwsza powieść, za którą otrzymał PEN USA Literary Award.
Pierwsza powieść Lodato opowiada nam głównie historię nastoletniej Matyldy, która właśnie wkracza w okres dojrzewania, młodzieńczości. Niestety, czas dla niej stanął w miejscu w dniu, w którym jej starsza siostra Helena ginie pod kołami pędzącego pociągu. Wydarzenie to nie tylko wpłynęło na dziewczynkę, ale w sposób diametralny i destrukcyjny obciążyło również i rodzinę. Nic już nie jest takie samo. Pomimo tego, że Helena nie żyje, wciąż wszystko kręci się wokół niej. Rodzice Matyldy pogrążyli się w letargu i przestali zwracać uwagę na pozostało przy życiu córkę; cały dom opanował nieprzerwany impas i negatywne emocje - a raczej pustka emocjonalna, mocno zakropiona tęsknotą. Każdy z członków rodziny tragedię przeżywa na swój sposób, kiedy to w takiej sytuacji najważniejsza jest wspólnota i wzajemne wsparcie. Każdy z nich pozostawiony jest samemu sobie. Osobno matka, ojciec i Matylda. Dziewczynka nie mogąc znaleźć oparcia w rodzicach, znajduje je poniekąd w przyjaciołach: Annie oraz Kevinie.
,,Chcę być okropna. Chcę robić złe rzeczy, bo niby czemu nie?"
Matylda chcąc zwrócić uwagę rodziców oraz przede wszystkim wyrwać ich ze stanu otępienia, postanawia być okropna. Zmienia się, a raczej adaptuje do nowej sytuacji. Bardzo uderzyło we mnie to, że Matylda musiała zrezygnować ze swojego dzieciństwa, ponieważ to właśnie ta nowa sytuacja sprawiła, że bycie dzieckiem nie wchodziło w grę. Dziewczyn(k)a wyrusza w podróż śladami ukochanej siostry, chcąc pośmiertnie poznać ją lepiej i poznaje. Odkrywa jej tajemnice i odsłania oblicze, o którym nie miała pojęcia.
Podróż ta prowadzi ją przez zakamarki jej duszy, własnych leków. Matylda zaczyna odkrywać własną seksualność, z dziewczynki staje się małą kobietką. Zadziwiające jest, jak dojrzały jest umysł Matyldy. Z jednej strony autor stawia przed nami dziecko, a z drugiej osobę, która rozważa na temat religii, walczy z poczuciem winy.
,,Coś dziwnego porobiło się ostatnio z czasem, nie ma on nic wspólnego z zegarami."
Matylda Savitch prowadzi walkę z samą sobą. Podczas lektury jej stan wielokrotnie popada w skrajności. Matylda jednocześnie kocha swoją siostrę i ją nienawidzi. Bo wraz ze sobą zabrała dusze rodziców, bo wszystko kręci się wkoło niej, a jej przecież już nie ma, prawda?
Niesamowitość tej powieści polega na tym, że początkowo wywołała ona we mnie rozczarowanie. Zamknęłam książkę i pomyślałam sobie: aha, po czym przeszłam do naturalnego porządku dziennego. A teraz, po roku od przeczytania myślę sobie, jak świetną powieścią jest Matylda Savitch. Przenosi ona ogromny ładunek emocjonalny, który dociera do człowieka dopiero po pewnym czasie. Mnie zajęło to rok, a Wam? Nie ukrywam, że jest to powieść dziwna - a raczej posiadająca bardzo dziwną główną bohaterkę, którą (tak jak wspomniałam na samym początku) można nie lubić. Mnie ta dziewczynka irytowała, śledząc jej poczynania nieprzerwanie towarzyszyła mi myśl nie rób tego, po co? Matylda, no proszę Cię!, ale i tak dalej czytałam i dotrwałam do końca, więc sądzę, że Wam też spokojnie się to uda, także proszę się nie zrażać Matyldą!