tytuł oryginalny: Salem's Lot autor: Stephen King rok wydania: 1975 liczba stron: 526 wydawnictwo: Prószyński i S-ka
SPOILERY!
„O trzeciej nad ranem
świat, ta stara dziwka, nie ma na twarzy makijażu i widać, że brakuje mu nosa i
jednego oka.”
„Miasteczko Salem” to druga książka
(zaraz po debiutanckiej „Carrie”) Stephena Kinga. Jako, że jestem ogromną fanką
jego twórczości za lekturę zabrałam się z uśmiechem na ustach - King to
jeden z tych nielicznych autorów, których grubość książek (a niektóre to
prawdziwe tomiska, mogące stanowić idealną broń) wcale a wcale mnie nie
przeraża. A wręcz odwrotnie! Gdy w umyśle króla grozy pojawił się pomysł na
książkę, wówczas 28-letni Stephen miał już za sobą godny pochwały debiut oraz
całą masę opowiadań, które były publikowane w różnych czasopismach (Fantasy
& Science Fiction, Cavalier, Jiggs - i szereg innych, o których 99% z was
zapewne wcześniej nie słyszała) i brnął dalej w mroczne zakamarki swojego
nietuzinkowego talentu, odsłaniając przed czytelnikami ich największe koszmary.
Jerusalem's Lot - w skrócie po prostu
Salem - to niewielkie miasteczko położone w stanie Maine (jak w większości
dzieł pisarza), czyli w północno-wschodniej części Stanów Zjednoczonych, gdzie
na śniadanie jada się jabłecznik, jak to powiedziała Rachel Nichols, które jest
przyjemne latem, ale to w zimie jest widoczna jego dusza - tu wolne tłumaczenie
słów pisarza Paula Therouxa. Już w nazwie miasteczka mamy do czynienia ze
specyficznym humorem Kinga. Na pewno większości z was (mnie również) Jerusalem
skojarzyło się ze świętym miastem trzech religii, a tymczasem nazwa okolicy
pochodzi od imienia świni, którą posiadał jeden z pierwszych mieszkańców. Bach!
Salem to osobliwe, dosyć ponure, wyobcowane miasteczko, nad którym - niczym diabelski
bożek, stoi Dom Marstenów. Przed laty popełniono tam morderstwo i
samobójstwo.
Ben Mears, względny główny bohater
(później wytłumaczę dlaczego ośmieliłam nazwać się go względnym) przyjeżdża do
owego miasteczka, by pozbyć się demonów z dzieciństwa związanych właśnie z tym
przeklętym domem. Gdy jako chłopiec mieszkał u ciotki w Jerusalem, ogromnie
chciał przynależeć do pewnej bandy chłopców. Warunkiem członkowstwa w ich małym
klubie było wejście do Domu Marstenów
i wykradzenie jakiegoś fanta. Mały Ben podjudzony przez rówieśników włamał się
do opuszczonego domu - udało mu się wykraść śnieżną kulę. Nim opuścił
posiadłość postanowił zajrzeć do sypialni Marstenów. Gdy uchylił drzwi, czekał
na niego potworny widok - powieszony Hubie Marsten. Jakby tego nie było za
wiele, trup otworzył oczy i spojrzał na niego! Mały Ben Mears uciekł w popłochu
i nigdy nie zapomniał tego, co ujrzał.
Tak więc Ben Mears przybywa do
Jerusalem, by móc w końcu uwolnić się od tego wspomnienia - poprzez przekonanie
się samemu, że to co ujrzał wcale nie było prawdą, lecz wybrykiem dziecięcej
fantazji, oraz napisać powieść o tym właśnie miejscu (jest dosyć czytywanym
pisarzem). Pragnie wynająć dom Marstenów, który jak na złość wciąż jeszcze stoi. Okazuje się jednak,
że został on zakupiony przez niejakich Stokera i Barlowa, planujących otworzyć
w miasteczku sklep z antycznymi meblami - otwierają go i zaczyna się prawdziwa
zabawa poprzedzona niby niewinną grą
wstępną.
W Kingu uwielbiam nieprzewidywalność,
a zarazem to, iż autor stopniowo przybliża nas do sedna sprawy. Nie trzyma wielkiej bomby na koniec - woli
częstować czytelnika małymi kęsami tajemnicy. W przypadku „Miasteczka Salem”
spodziewałam się zupełnie czegoś innego! No sami powiedzcie, z czym wam się
kojarzy Salem? Chwila na zastanowienie… Z czarownicami! No dobrze, może to nie
jest dokładnie to samo Salem (wydarzenia związane z czarownicami miały miejsce
w stanie Massachusetts, tu mamy Maine), ale dopóki nie stało się jasne, iż
bohaterowie mają do czynienia z wampirami spodziewałam się innych istot
nadnaturalnych. Jednak wcale a wcale się nie zawiodłam. Wręcz odwrotnie -
czytałam dalej, pożerając stronę za stroną. Nie są to wampiry typu Edwarda ze „Zmierzchu”,
a już tym bardziej nie Zoey z serii „Naznaczonej” - to prawdziwe demony nie
mające za grosz serca czy człowieczeństwa. Tutaj miłość Belli na nic by się nie
zdała, bo nim zdążyłaby wyszeptać TE dwa słówka byłaby martwa.
„Miasteczko wiedziało
wszystko o ciemności. Wiedziało wszystko o ciemności, która okrywa ziemię, gdy
słońce skryje się za linią horyzontu, a także o tej, która panuje w ludzkiej
duszy. ”
Wcześniej nazwałam Bena Mearsa
bohaterem względnie głównym. Pewnie dla większości (albo nawet dla
wszystkich, łącznie z autorem) jest on głównym bohaterem, jednak dla mnie jest
on bohaterem… prowadzącym. Myślę, że to określenie będzie idealne. Wprowadza on
nas do miasteczka, w całej książce jest go najwięcej - jest od początku do
końca, udaje mu się przeżyć. Jednak nie wydaje wam się, że głównym bohaterem
jest właśnie miasteczko? Przypomina on żywy organizm, którego organy -
mieszkańcy stopniowo zarażają się jeden od drugiego, doprowadzając żywiciela do
upadku. Salem upada. Liczebność wampirów przerosła liczbę żywych mieszkańców -
już nic nie da się zrobić. Właściwie jedyną deską ratunku jest zniszczenie
miasteczka bądź stopniowe, bardzo mozolne wybicie wampirów. Jednak to nie jest
takie proste, bowiem ludzie żyją w świecie, który nie przyjmuje do wiadomości
istnienia istot nadnaturalnych - wampiry pomimo tego, że istnieją i regularnie
zabijają wciąż są mrzonką. Ben i Mark nie mogą się do nikogo zgłosić o pomoc.
Muszą zrobić to sami. Główny bohater - Salem umiera, a Ben i Mark podejmują się
zadania wskrzeszenia miasteczka.
Reasumując: „Miasteczko Salem” na
pewno jest wybitnym dziełem Stephena Kinga. Po króciutkiej „Carrie” pisarz
częstuje nas prawdziwym tomiskiem, w którym poznajemy masę bohaterów - jak już
mówiłam, głównym bohaterem jest miasteczko; w dodatku rozbudowanych bohaterów.
Są oni przede wszystkim dotknięci złem, skazą - mamy tu kobietę, która bije
swoje małe dziecko, księdza-alkoholika (jednego z moich ulubionych bohaterów),
garbatego psychola wyładowującego złość na szczurach, cudzołożnicę i szereg
innych ludzi. Jednak są i ci dobrzy - i właśnie oni jako pierwsi dostrzegają
zarazę: Ben, Matt, Susan, Mark, Jimmy, ksiądz Callahan (co prawda umieściłam go
również i w tych złych, ale myślę, że jest on postacią pośrednią).
Wprost uwielbiam styl pisarski autora
- nie mam w tym miejscu nic do zarzucenia. Jednak miejscami (właściwie tylko na
początku) książka była ciężka, należało się przy niej skupić, poza tym zbyt
często rozdziały kończyły się na wpatrywaniu się bohatera w dom Marstenów.
Jednak ten ciężar wynikał z ilości bohaterów - nagle staje przed nami tłum
ludzi, o których nie mamy bladego pojęcia, a każdy z nich przedstawia nam swoją
historię. Bach!
Stephen stworzył zupełnie nowy świat,
doprawił go garścią grozy i posypał szczyptą fantastyki. Szczerze mówiąc, nie
sądziłam, że po wspaniałym „Lśnieniu” i (jak dla mnie) jeszcze lepszym „Cmętarzu
Zwieżąt” po raz kolejny zachłysnę się talentem Kinga. A jednak się stało.
Jeżeli lubisz fantastykę, masz ochotę troszkę potrzepać gaciami, lub po prostu chcesz przeczytać naprawdę dobrą
książkę „Miasteczko Salem” to strzał w dziesiątkę.
Mam cichą nadzieję, że Stephen King
napisze choćby pięćdziesięciostronicową kontynuację „Miasteczka Salem” - w
końcu „Lśnienie” doczekało się dalszego ciągu po wielu, wielu latach - a właściwie
do dziś nie wiemy, czy Benowi i Markowi udało się przywrócić do życia Salem
(lub choćby wybić te cholerne wampiry).
Książce przyznaję zasłużone
10/10.
„Miasteczko Salem” miałam okazję przeczytać dzięki wydawnictwu Prószyński i S-ka - za co dziękuję.
_________________
Bardzo dziękuję za uwagę. Już niedługo kolejna recenzja. Tym razem oceniać będę „Prawdziwe Morderstwa” autorstwa Charlaine Harris. A tymczasem serdecznie pozdrawiam!
Czytałam i powiem, że... uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, tą książką przekonałam kolegę do czytania :)
Pozdrawiam, naczytane.blog.pl
Aż taka dobra?!
OdpowiedzUsuńW takim razie koniecznie muszę przeczytać!!! :D
Ze względu na spoilery trochę boję się czytać Twoją recenzję, ale za to serdecznie witam Cię w blogosferze i mam nadzieję, że będziesz się tutaj dobrze czuła :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe przywitanie! :)
UsuńOstatnio coś nie przepadam za Kingiem, ponieważ zaczęło drażnić mnie jego wodolejstwo, czyli tzw. gawędziarski styl, który zauważyłam podczas lektury ''Dallas 63'', dlatego wątpię, abym sięgnęła po powyższą pozycje, ale cieszę się, ze tobie tak mocno przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńDallas '63 co prawda jeszcze nie czytałam i nie mogę się wypowiadać na jego temat, aczkolwiek nie wydaje mi się, żeby ten gawędziarski styl pojawił się w Miasteczku Salem :) tak czy siak, polecam książeczkę :)
UsuńChoć nie doczytałam recenzji do końca (lęk przed spoilerami :D), mam zamiar przeczytać tę pozycję. Raz zraziłam się do Kinga po ''Misery'', której nawet nie doczytałam do końca, bo nie dałam rady. Może tym razem spotkanie z Nim będzie udane i ''Miasteczko Salem'' przypadnie mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńCzytałam "Misery" i ogromnie się mi podobało, ale to zależy od czytelnika :) "Miasteczko Salem" szczerze polecam :)
UsuńNie wiem czy wiesz, ale Stephen King jest jedym z moich ulubionych autorów :) Ale tej ksiażki jeszcze nie czytałam, chociaż wiele dobrego o niej słyszałam :) Muszę ją koniecznie przeczytac.
OdpowiedzUsuńJa wprost uwielbiam Kinga i z kolei on jest moim ulubionym autorem. W domu mam pokaźną kolekcję jego książek i zbieram dalej :) wspaniały pisarz!
UsuńCzytałam "Carrie" - bardzo dobry debiut autora, rozbawiłaś mnie swoją recenzją, Zoey, jak ja jej nie lubiłam, a wyobraź sb, ze przeczytałam 5 części Domu Nocy, teraz jestem w trakcie czytania "Lśnienia" na razie nie będę się wypowiadać, bo jeszcze wszystko jest możliwe, a King ma wybitnie nieograniczoną wyobraźnię :D
OdpowiedzUsuń"Miasteczko Salem" też mam w planach, bo słyszałam, że to jedna z jego lepszych powieści" :D
Wyobraź sobie, że ja kupiłam 9 części Domu Nocy. Pieniądze wydane praktycznie w błoto, bo seria ogólnie kijowa. Lśnienie jest mocne, jednak to "Cmętarz Zwieżąt" bałam się czytać po nocach i wolałam poczekać aż będzie widno :D
UsuńWspółczuję, ale zawsze możesz odsprzedać :) O, to koniecznie muszę przeczytać, lubię takie mocne książki :D A czytałaś "Doktor sen", drugą część "Lśnienia"? :)
UsuńCzytałam! I mimo że od tamtej pory minął ponad rok, nadal pamiętam emocje, które towarzyszyły mi tej lekturze. To specyficzne napięcie, dreszczyk. King to king, i już!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie w wolnych chwilach.
Bardzo jestem ciekawa tej książki ;) Z pewnością przeczytam, jeśli wpadnie w moje ręce
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
King ma lepsze i gorsze dzieła w swoim dorobku. Salem uplasowałabym, gdzieś w połowie. Ja uwielbiam Lśnienie, Misery i Cmętarz dla zwierząt. Pozdrawiam ciepło;)
OdpowiedzUsuńJedna z moich ulubionych powieści Mistrza :).
OdpowiedzUsuńmoich również :)
UsuńNie przepadam za Kingiem.
OdpowiedzUsuńTak jak i Tobie ta książka przypadła mi do gustu i z ręką na sercu przyznam, że przez tydzień zasłaniałam okna przed wizytą krwiopijców. Jednak po mimo strachu całym sercem pokochałam Kinga, gdyż była to moja pierwsza książka jego autorstwa. Jeżeli jeszcze nie dotarłaś do "Worka Kości" czy do "Zielonej Mili" (którą właśnie czytam i po pierwszych 10 stronach jestem w niej bezgranicznie zakochana) to szczerze Ci je polecam :)
OdpowiedzUsuńOj, jeszcze mam przed sobą "Worek Kości" i "Zieloną Milę", ale po Kinga sięgam w ciemno, nawet nie obchodzi mnie fabuła - po prostu wiem, że cokolwiek jest podpisane jego autorstwem to musi być dobre!
UsuńCzytałam wieki temu, ale długo spać po niej nie mogłam.
OdpowiedzUsuńTo była pierwsza książka, jaka wywarła na mnie tak ogromne wrażenie. Czytałam ją wieczorami, zresztą jak większość książek, co tylko potęgowało mój strach i wszystkie emocje. Wspominam ją naprawdę dobrze i sama też dałabym 10/10.
OdpowiedzUsuńA co do zakończenia... Moim zdaniem to dobrze, że King zostawił tutaj zakończenie otwarte. Facet jest genialny, ma nietuzinkowe i kreatywne pomysły, ale niestety bardzo często zdarza mu się po prostu zjebać zakończenie (za koniec Pod kopułą miałam ochotę go odnaleźć i nawtykać). Dlatego ja byłam z tego zadowolona. ;)
Pozdrawiam ;)
recenzje-koneko.blogspot.com
A mnie się właśnie Miasteczko Salem nie spodobało przez te cholerne wampiry! Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że one same w sobie nigdy nie mnie przerażały i z tą grozą w trakcie czytania u mnie było różnie. Choć dobrze, że nie były one takie plastikowe jak te opisane we Zmierzchu co nie? :D Mimo wszystko to King, więc mogę na to przymknąć oko.
OdpowiedzUsuńhttp://zapachstron.blogspot.com/
Cześć :)
OdpowiedzUsuńDopiero założyłam Bloggera i jestem tutaj pierwszy raz, gdyż poszukuję blogów z recenzjami książek. Pierwszym, co przykuło moją uwagę, kiedy tutaj weszłam, był przepiękny nagłówek. To Twoje zdjęcie? Jeśli tak, to wiedz, że jesteś śliczna i zazdroszczę Ci włosów. Poza tym ten "wierszyk" na nagłówku jest cudowny, taki prawdziwy :)
Stephen King to jeden z moich ulubionych autorów, ale "Miasteczka Salem" nie miałam okazji jeszcze czytać. Dopiero w tym roku umówiłam się z ciotką, że gdy przyjadę do niej na wakacje, to pożyczy mi tę powieść- ona też jest wielką fanką Kinga!
Przeczytałam Twoją recenzję, mimo iż znalazło się w niej kilka spoilerów :> Przyznam, że lubię zarówno sama czytać spoilery, jak i spoilerować innym- uwielbiam tę wściekłość w oczach osób, którym zaspoilerowałam fragment książki, taki mały chochlik ze mnie :D
Jeśli chodzi o samego Kinga, to mnie najbardziej spodobało się "Dallas '63", "Cujo" i "Cmętarz zwieżąt" ;)
Pozdrawiam i życzę sukcesów w prowadzeniu bloga :)
Zapomniałam jeszcze dodać, że czekam na recenzję "Kronik Shannary"- ostatnio dosyć popularny stał się serial o tym samym tytule, jednak słyszałam o nim negatywne opinie. Dlatego ciekawi mnie, jak to będzie z książką :)
UsuńCześć! To była moja pierwsza recenzja i nie jestem z niej zadowolona :D wciąż uwielbiam Kinga i mam już sporą kolekcję jego książek :P haha też lubię spoilerować, ale teraz unikam tego jak ognia, bo wiem jakie to wkurzające. "Cmętarz zwieżąt" uwielbiam! To moja ulubiona książka Kinga. Bardzo mi miło, że weszłaś na mojego bloga :) co do zdjęcia - to nie, nie ja i zdjęcie również nie jest mojego autorstwa. Szablon został pobrany.
UsuńKocham Stephena Kinga, więc dla mnie to jest majsterszyk. Każda jego ksiązka mnie zadziwia, zaskakuje i zachwyca. Po tę oczywiście też już zdązyłam sięgnąć i przeczytać, bo jakżeby inaczej :)
OdpowiedzUsuńhttp://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/03/basnik-beata-majewska.html
Wstyd przyznać, proza Kinga jest nadal poza moim zasięgiem, ale ciekawe jak wypada konfrontacja filmu z książką, o autorze "Misery".
OdpowiedzUsuńW Miasteczku Salem dostajemy wszystko to, czym King raczy swoich wiernych czytelników przez wszystkie lata kariery - fanatyzm religijny, przemoc w rodzinie, czary, wampiry, potwory i tajemnica.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie książki, a King to mój ukochany pisarz. Czytam go od dziecka - na szczęście wciąż nie przeczytałem wszystkich książek. Polecam serdecznie większość znanych mi utworów. Miasteczko Salem również polecam. U Kinga często miasteczko jest bohaterem, wielokrotnie mamy do czynienia z bohaterem zbiorowym. To też uwielbiam w jego twórczości, doskonale radzi sobie z tego typu zabiegami.
Jeśli też lubicie rozbudowane historie, to na pewno polubicie Stephena Kinga.
Uwielbiam Kinga, i to jak piszę. Miasteczko salem bardzo mi się podobało <3
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuń