Na „Prawdziwe Morderstwa” zwróciłam uwagę właściwie tylko we względu na autorkę - Charlaine Harris to jedna z moich ulubionych pisarek. Wcześniej nie zaczytywałam się w kryminałach i wcale mnie do nich nie ciągnęło. O ile dobrze pamiętam dwie pierwsze części cyklu o Aurorze Teagarden zakupiłam razem - póki co przeczytałam tylko pierwszą część, jednak po lekturze „Prawdziwych Morderstw” na pewno sięgnę po „Kości Niezgody”.
Co na nas czeka? Aurora „Roe” Teagarden to spokojna, wręcz stereotypowa bibliotekarka mieszkająca w Lawrenceton w stanie Georgia - są to prężnie rozwijające się przedmieścia Atlanty. Jest samotną kobietą, której życie krąży wokół pracy, zajmowaniem się domem oraz klubem Prawdziwe Morderstwa, w którym członkowie omawiają przypadki zbrodni sprzed lat. Poznajemy ją w dniu, w którym umiera - a raczej zostaje brutalnie zamordowana jedna z członkiń tej oto grupy, Mamie Wright. Aurora w zbrodni od razu spostrzega pewien wzór - kobieta została zamordowana niemalże w identyczny sposób oraz w bardzo podobnych okolicznościach co niejaka Julia Wallace, na której temat miał odbyć się tego dnia wykład. Lawrenceton wręcz kipi od plotek, a Aurora jest na ich czele. Zbrodnia pociąga za sobą kolejne, ktoś wyraźnie czyha na życie Roe, a także reszty członków Prawdziwych Morderstw, pomiędzy którymi znajduje się seryjny morderca.
„W filmach te wysuszone bibliotekarki z włosami ściągniętymi w kok często pozwalają sobie na nagłych wybuch. Niszczą fryzury, zrzucają okulary i ruszają w tango. Może i ja tak kiedyś zrobię.”
Nim poruszę kryminalną część książki, chciałabym zwrócić uwagę na podobieństwo Sookie Stackhouse (głównej bohaterki cyklu, na której podstawie powstał serial HBO „Czysta Krew” - oczywiście autorstwa C. Harris) do Aurory. Nie na odwrót - choć cykl Sookie Stackhouse trafił do naszych rąk wcześniej, to właśnie Aurora Teagarden była pierwsza, tyle że cykl nie był publikowany. W obu przypadkach mamy samotną, dojrzałą kobietę prowadzącą dom i wyraźnie czerpiącą z tego przyjemność. Początkowo obie są delikatne, bezbronne, zdane na męską pomoc - jednak z czasem bohaterki ewoluują, stają się waleczne, samodzielne, pewne siebie. Pamiętacie jak w podstawówce mieliście rzekomą lekcję muzyki i nauczycielka wręczała wam trójkąt? Właśnie na takim trójkącie pogrywają Sookie i Aurora. Wplątują się w ten znienawidzony (naprawdę znienawidzony!) trójkąt miłosny. W przypadku Sookie mamy Billa i Erika, z kolei Aurora pogrywa sobie z Robinem Crusoe (ach te charakterystyczne nazwiska Harris) oraz Arthurem Smithem - którego znacznie bardziej lubię. Nie spodobało mi się bardzo to, że Aurora swój romans nawiązuje nagle, równocześnie z lekturą. Rozumiem, że w przypadku Robina nie miało jak dojść do tego, aczkolwiek sądzę, iż autorka powinna umieścić chociażby iskierkę między Arthurem (z którym Aurora chodziła bodajże przez 3 lata na spotkania Prawdziwych Morderstw), a nie nagle ni stąd ni zowąd pojawia się uczucie. Nagłemu bach mówię stanowczo NIE, tak samo jak oklepanym trójkątom miłosnym - ale to drugie jej wybaczę; w końcu „Prawdziwe Morderstwa” powstały w 1990 roku - może wtedy te cholerne trójkąty nie były aż tak na fali. Kolejną nieprzyjemną sprawą związaną z życiem uczuciowym bohaterki było to, iż Aurora bezczelnie bawiła się uczuciami obu mężczyzn. Przez to jakoś straciłam do niej sympatię, a - o dziwo - darzyłam ją niemałą! Kobiety stworzone przez panią Harris jakoś łatwo wkradają się w moje łaski.
Choć ogromnie lubię twórczość Charlaine Harris to jej działalność w kryminałach jakoś nieszczególnie mnie wciągnęła. Książka nie jest zła, jednak na pewno nie jest też górnolotna. Taki przeciętniak, ot co, aczkolwiek całkiem przyjemny. Lekturę czyta się bardzo szybko, jest ona lekka do przetrawienia - i właściwie w moim przypadku stanowi to wadę. Oczywiście nie lubię książek, przez które przebrnięcie stanowi nie lada wyzwanie, jednakże nie zmienia to faktu, że to właśnie ta wyważona ciężkość (jak w przypadku poprzedniej książki, którą czytałam i której recenzja znajduje się zaraz pod tą) wciąga nas w fabułę. Styl autorki nie jest szczególnie wyśmienity, jednocześnie nie mogę określić go słowem prostacki. Jest dosyć… kolokwialny. Nie znajdziemy w nim wyszukanego słownictwa, długich, często męczących opisów. Nie roztrząsa kwestii psychologicznych, filozoficznych, czy moralnych. Charlaine pisze szybko, prosto i na temat. Jako książka obyczajowa - duży plus, jako kryminał - niestety minus. Brak tu tego czegoś, przez co w mojej głowie pojawia się pytanie „kto zabił?”. Czytam, bo fajnie się czyta, nie dlatego, że zżera mnie ciekawość. A chyba nie na tym polega czytanie kryminałów, czyż nie?
Książka napisana jest z perspektywy głównej bohaterki, co znaczy, że mamy ograniczony zasób wiedzy i spostrzegania. Aurora to niegłupia kobieta, jednak czasami odniosłam wrażenie, że jej opinie (zwłaszcza na początku) brały się nie wiadomo skąd. Miałam wrażenie, że autorka próbuje uczynić z Roe damską wersję Sherlocka. Wspomnę również, że jakoś nieszczególnie spodobały mi się dialogi. Tu coś Charlaine sknociła - a to właśnie te dialogi rozśmieszały mnie u Stackhouse. Tu nabrały one wręcz groteskowości, jakiegoś pseudo-komicznego wydźwięku.
Podczas lektury „Prawdziwych Morderstw” bezustannie miałam przed oczami Sookie. Niestety cykl ten jest drugim stworzonych przez panią Harris, w który się wgłębiłam i nie mogę stwierdzić, czy Aurora Teagarden jest pierwowzorem wszystkich bohaterek jej powieści - jednak na pewno jest wcześniejszą panną Stackhouse. Dlatego też z chęcią sięgnę po cykl Lily Bard, by się przekonać, czy moje podejrzenia są prawdziwe. Na pewno „Prawdziwe Morderstwa” nie jest złą książką. Jest zwyczajną. Ani dobra, ani zła. Nie mogę jednak skłamać i powiedzieć, że znajduje się w niej wszystko na co czekałam, ani stwierdzić, że nie przypadła mi do gustu, bo przypadła. Ale niestety tak jak już wcześniej wspomniałam, jako kryminał to nie jest to, choć zakończenie naprawdę mnie zaskoczyło. Mam nadzieję, że „Kości Niezgody” będą lepsze i odczuję podczas lektury więcej emocji. Jako że wcześniej przeczytałam prawie cały cykl o Sookie Stackhouse mogę stwierdzić, że styl pani Harris wyraźnie się poprawił od czasu „Prawdziwych Morderstw” i oby tak dalej.
A tak poza tym wczoraj odwiedziłam Bielsko-Białe, z którego przywiozłam dwie perełki:
nawet nie mam miejsca, żeby je wepchnąć na półkę...
Jutro czeka mnie egzamin, na który praktycznie w ogóle się nie przygotowałam. Powodem jest lenistwo i brak zaangażowania w sprawę. Jakoś nieszczególnie mi na tym zależy i właściwie największym problemem jest wstanie i przyszykowanie się na niego.
Bardzo dziękuję za takie zainteresowanie pod poprzednim postem - nawet nie wiecie ile uśmiechu mi przysporzyliście. Do usłyszenia!
Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga, również dodałam Twój do polecanych :) Będę tutaj zaglądać częściej
OdpowiedzUsuńCo do ksiązki to szczerze powiedziawszy nie jestem fanką twórczości Harris jakoś nie mogłam przebrnąć przez serię o Sookie, ale kryminały uwielbiam, więc może w wolnym czasie się zabiorę za jej książkę.
Widzę, że też skusiłaś się na Hopeless , ja wczoraj ją zamówiłam i już nie mogę się doczekać przesyłki.
Powodzenia na egzaminie, więc co czujesz przede mną ostatni, ale i najcięższy egzamin w piątek, ale mam tyle rozpraszaczy w postaci książek, że nie mogę się jakoś zabrać za naukę :)
Pozdrawiam :)
Książki to niestety najgorsze (i jednocześnie najlepsze) rozpraszacze. Zamiast patrzeć nauki to wolę poczytać. Dziękuję za tak miły komentarz!
Usuńuwielbiam kryminały i chociaż nie oceniłaś go najwyżej to przeczytam :)
OdpowiedzUsuńhttp://lamodalena.blogspot.com/
Jak najbardziej zachęcam do lektury :)
UsuńHopeless chętnie bym przeczytała, wszyscy polecają tą książkę ;)
OdpowiedzUsuńI właśnie dlatego poszłam na żywioł i zakupiłam tę książką. Zazwyczaj nie idę wraz z tłumem, ale zobaczymy, czy się opłacało :)
UsuńKryminałów ostatnio w ogóle nie czytam, także ten sobie z czystym sumieniem odpuszczę.
OdpowiedzUsuńTrójkątów miłosnych nie znoszę! i nawet lekkie pióro autorki mnie nie przekona.
Daj znać, jak napiszesz recenzję "Hopeless". Jestem ciekawa, czy warta była tego całego promowania i szumu... :)
Hopeless zazdroszczę! :)
OdpowiedzUsuńMiło tu Ciebie, tak ładnie. :)
Muszę przyznać, że nie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki. Muszę więc nadrobić zaległości, tylko od którego tytułu zacząć?
OdpowiedzUsuńJeżeli lubisz fantastykę to cykl o Sookie Stackhouse (pierwsze część to Martwy aż do Zmroku - ogólnie bardzo mi się podobało), jeżeli coś spoza fantastyki proponuję Aurorę Teagarden :)
UsuńJestem ciekawa Twojej opinii Hopeless. Tyle pozytywów już przeczytałam na jej temat Sama będę się musiała kiedyś przekonać czy faktycznie powala;)
OdpowiedzUsuńP. S. Byłaś w B-B i ne wpadłaś na kawkę :P
Nie miałam pojęcia, że jesteś z B-B. Ładne miasto, zdawałam tam prawo jazdy XDD Mamy do siebie całkiem bliziutko. Pozdrawiam!
UsuńHm, o autorce słyszałam jedynie pod kątem cyklu o Sookie Stackhouse. Trafiałam na same negatywne opinie jej książek, co trochę mnie zniechęciło. A tematyka tej również mnie jakoś szczególnie nie ciekawi, więc chyba sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńJa akurat uwielbiam kryminały, więc i ten chętnie bym przeczytała.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać ci racje, bowiem jak też podczas lektury „Prawdziwych Morderstw” bezustannie miałam przed oczami Sookie. Za dużo podobieństw na każdym kroku. Mnie ogólnie książka się podobała, ale jako kryminał była zbyt ,,lajtowa'', dlatego nie mam ochoty na dalsze części tej serii.
OdpowiedzUsuńTo jednak nie jestem jedyna :) z kolei ja z chęcią przeczytam kolejną część :)
UsuńLubię kryminały, więc z pewnością kiedyś przeczytam, tym bardziej, że nigdy o autorce nie słyszałam jeszcze ;) Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNie znam ani jednej książki tej pisarki, chociaż w swoich zbiorach mam kilka jej powieści, m.in. pierwsze części serii o Lily Bard. Sięgnę po nie niedługo i zobaczę czy styl pisania pani Harris mi odpowiada.
OdpowiedzUsuńNa serie o Sookie tej autorki jakoś nie mam ochoty, ale może na książki o Aurorze się pokuszę :) Kryminałów nie czytam praktycznie w ogóle, ale może się skuszę, bo przyznam się szczerze, że brzmi ciekawie :D
OdpowiedzUsuńBoczny pasek bloga trochę obcina białą stronę główną. Wątpię, czy jest to wina mojej przeglądarki (Google Chrome) oraz czy jest to Twój efekt zamierzony, więc może zwróć na to uwagę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Szablon nie jest mojej roboty i właściwie dopiero teraz to zauważyłam. Dziękuję za informację :)
UsuńJa czytałam od tej autorki, jak na razie tylko "Martwy aż do zmroku", ale z chęcią zapoznałabym się i z tą książką. Może kiedyś po nią sięgnę... Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńMi ta książka nie przypadła do gustu :) Męczyłam się okropnie podczas czytania.
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Bardzo lubię kryminały, ale tej pani jeszcze nie znam :) Będę musiała nadrobić - czego już się boję, bo ostatnio tyle książek muszę nadrobić, że chyba wakacji mi nie starczy :)
OdpowiedzUsuńa do tego postu sądziłam, że wszyscy kojarzą Charlaine :) a tu proszę, prawie nikt :D
UsuńKryminały są raczej nie dla mnie. Chyba sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńKażda poprawa w tego typu seriach zawsze cieszy :)
OdpowiedzUsuńLubię kryminały, które można również sklasyfikować do zwykłej obyczajówki. Ale w tym przypadku, nie jestem jakoś przekonana. I jak wrażenia po egzaminie?:)
OdpowiedzUsuńpóki co miałam teorię i właściwie nie było tak źle. Ale jutro praktyka i coś czuję, że polegnę :(
UsuńSłyszałam o tej książce!
OdpowiedzUsuńRaczej nie przeczytam bo lubię kryminały w najczystszej postaci :D
Chyba to niestety powieść nie dla mnie, ale Twoje recenzja jest bardzo ciekawa :)
OdpowiedzUsuńO autorce już słyszałam i mam w planach kilka książek, ale chyba tę pozycję sobie odpuszczę. Nieco odpycha mnie to, że książka jest średniej treści :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę zdobyczy! Miłego czytania
Ja czytałam "Dom Juliusów" i mi się ta książka spodobała, chętnie zapoznam się z całą serią o "Roe” Teagarden - jak będę miała okazję oczywiście :))
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę - sama mam zamiar prześledzić całe losy Aurory, także "Dom Juliusów" przede mną :)
UsuńKolejna autorka, o której nawet nie słyszałam, nie mówiąc już o czytaniu ;)
OdpowiedzUsuńRaczej spasuję ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Szkoda, że styl nie zachwyca.
OdpowiedzUsuńNatomiast zdobyczy oczywiście zazdroszczę.
Też mam zamiar wziąć się za kryminały, sensacje itd :) Zazwyczaj omijałam takie książki, ale tak jakoś ostatnio mnie naszło :) Pewnie przeczytam, jeśli będzie okazja :)
OdpowiedzUsuńJa czytałam kryminały o Lily tej autorki i w sumie ten tez bym z chęcią kiedyś poznała, nawet jeśli jest taki średni.
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze przyjemności poznać twórczości tej autorki, ale mam zamiar nadrobić zaległości. :) Marzy mi się "Hopeless"!
OdpowiedzUsuń