Wyczekiwana kontynuacja Łez Mai! Pierwszy tom cyklu Czarne światła przeczytałam w czerwcu tego roku. Od tego czasu niejednokrotnie wracałam myślami do New Horizon. Już pierwsze wzmianki na temat drugiej części cyklu Raduchowskiej przyciągnęły moją uwagę, a po świetnym rozpoczęciu spodziewałam się równie dobrej kontynuacji - czy Spektrum spełniło moje nieco wygórowane oczekiwania?
Martyna Raduchowska urodziła się w 1987 roku we Wrocławiu, z którym jest związana również sercem. Aktualnie mieszka w Warszawie. Ukończyła psychologię i kryminologię na Uniwersytecie Aberystwyth, neurobiologię poznawczą na Uniwersytecie York oraz psychologię śledczą - Uniwersystet SWPS. Z zamiłowaniem profiluje osoby zaginione i sprawców zbrodni, oraz zgłębia tajniki ludzkiego mózgu. W literackim świecie porusza się w sferze fantastyki. Napisała kilka opowiadań, powieści urban fantasy: Szamanka od umarlaków (2011), Demon Luster (2014) oraz cyberpunkowy kryminał Łzy Mai (2015), za który otrzymała Nagrodę Literacką Kwazar. Pisze i pracuje jako scenarzystka w studiu CD PROJEKT RED.
Reinforsyna - wybawienie czy przekleństwo?
Technologia rozdarła to miasto na pół. Wydawało się, że ostatnie granice ludzkich możliwości zostały zniesione. W powszechnym użyciu są androidy – prawie doskonałe kopie człowieka. Wyposażone w sztuczną inteligencję, niesamowicie szybkie, zdolne do błyskawicznej regeneracji, są o wiele bardziej wytrzymałe niż ich pierwowzór. I o wiele bardziej niebezpieczne. Ludzie dzięki wszczepom i implantom mogą upgrade’ować swoje ciało i umysł niczym postaci z gier komputerowych. Ci, których na nie stać, bogacą się jeszcze bardziej. Biedni spadają na samo dno drabiny społecznej. Szansą dla wykluczonych jest reinforsyna. Geniusz w pigułce, dostępny na każdą kieszeń. Gdy zapada decyzja o wycofaniu jej ze sprzedaży, atak na siedzibę jej producenta jest nieunikniony. Magazyny pustoszeją w jednej chwili. Reinforsyna zalewa ulice falą neurochemicznego szaleństwa. B-Day. Dzień Buntu. Dzień, który zmienił Jareda Quinna w nafaszerowanego elektroniką cyborga. On sam niewiele z niego pamięta. Tylko Maya, jego replikantka, wie, co naprawdę się wtedy wydarzyło. *
Na drugi tom cyklu Czarne światła czytelnicy czekali od 2015 roku. Ja na szczęście Łzy Mai czytałam w czerwcu, więc nie musiałam wyczekiwać aż tak długo. Jednakże czy to wyszło mi na plus? Cóż... nie do końca. Już śpieszę z wyjaśnieniami. Wydarzenia opisane w pierwszej części zostały przedstawione z perspektywy porucznika Jareda Quinna - Spektrum skupia się na losach wielkiej nieobecnej pierwszego tomu - tytułowej Mai. To właśnie ona jest tutaj główną bohaterką oraz narratorką, lecz fabuła powieści pozostaje niezmienna. Wracamy do tych samych wydarzeń - the Day of Blast, tzw. B-Day, Dzień Buntu, kwestia cyborgizacji osoby wbrew jej woli, podzielenie miasta na New Horizon oraz Dark Horizon - a jedyna różnica jest taka, że zostały one opowiedziane z perspektywy innej osoby, Mai. Po burzliwych wydarzeniach lądujemy po przeciwległej stronie Muru - okrytym złą sławą Dark Horizon. Miejsca, do którego lepiej się nie zbliżać. Niektóre elementy fabuły gdzieś mi umknęły w ciągu tych kilku miesięcy, jednakże spora część utkwiła w mojej pamięci, przez co lektura wyczekiwanego przeze mnie Spektrum nie była aż tak porywająca. Cóż, oczekiwałam zupełnie nowych wrażeń i choć w pewien sposób otrzymałam je, to nie jestem w pełni usatysfakcjonowana. Od razu sprostuję: nie jestem również niezadowolona. Po prostu oczekiwałam czegoś innego - kontynuacji z krwi i kości, że się tak wyrażę. A Spektrum, jak wyżej zaznaczyłam, opowiada właściwie tę samą historię co tom pierwszy. Nie da się ukryć, że zmiana głównego bohatera zmienia niemalże wszystko, ale fundament powieści pozostaje wspólny. Raduchowska bezbłędnie zazębiła wydarzenia z dwóch tomów, czyniąc tę historię logiczną, spójną i wyjątkową.
,,Każda rewolucja prędzej czy później pożera własne dzieci'...''
Czytając pierwszą część, wprost nie mogłam się doczekać spotkania z Mayą. Podobnie jak porucznik Jared Quinn, szukałam jej obecności wszędzie, gdzie tylko się dało. Byłam zafascynowana jej osobą, więc gdy dotarła do mnie informacja, że w Spektrum to ona będzie narratorką, bardzo się ucieszyłam. Z kolei moja radość nieco opadła, gdy dowiedziałam się, że będzie to POV. Jednakże taki zabieg posiada zarówno wady, jak i zalety. Dla osoby znającej poprzedzający tom, może przynieść to nieco nudy - wiemy, co się wydarzy i jakie mniej-więcej będzie zakończenie. Jednakże dzięki zmianie punktu widzenia, mieliśmy okazję dogłębnie poznać Mayę. Dowiedzieć się czym - a właściwie kim jest, co nią kierowało, dlaczego podjęła takie, a nie inne decyzje. Czytelnik ma szansę sprawdzić, czy faktycznie pozostała lojalna. Spektrum pod względem poziomu nie odbiega od Łez Mai. Jednakże co różni te dwa tomy? Na pewno wyraźna nutka sentymentalizmu, refleksji obecnej w drugiej części, na temat istoty człowieczeństwa. Co czyni kogoś człowiekiem? Czy tylko i wyłącznie fizjonomia? Rozważania głównej bohaterki zmuszają czytelnika do zastanowienia, stawiają przed nim wiele trudnych pytań. Z kolei losy replikantów opowiedziane z ich perspektywy zyskały nowego charakteru. Martyna Raduchowska nie zawiodła. W dalszym ciągu zaskakuje swym plastycznym piórem, pomysłowością i oryginalnością.
W tej części najważniejsza jest Maya. Jej rozważania, kiełkujące uczucia i emocje - to, jak zmienia jej się tok myślenia, jak przejmuje kontrolę nad własnym umysłem. Niczym kruk rozkłada swe skrzydła, zaczyna sama decydować o tym kim jest - staje się autonomicznym bytem. Autorka rozebrała psychikę bohaterki na czynniki pierwsze, całkowicie obnażając ją przed czytelnikiem. Maya miała być zaledwie karykaturą człowieka. Androidem, replikantką - zamiennikiem, a stała się czymś, kimś więcej. Przebudziła się, przebudziła swoje człowieczeństwo, dając początek czemuś większemu. Zadaniem Spektrum wcale nie było wypełnienie luk fabularnych, lecz wgląd w tak piękną i złożoną istotę, jaką jest Maya Quinn. Z informacji pozyskanych z pierwszego tomu ulepiłam jej obraz - bezwzględnej, zagubionej, rozerwanej pomiędzy dobrem a złem. Sądziłam, że będzie to typ drapieżnej buntowniczki, a Maya okazała się być delikatna, wrażliwa, pełna paradoksów. Raduchowska wysnuła intrygującą teorię na temat sztucznej inteligencji. Bezbłędnie trafiła w środek problemów natury etycznej - człowiek tworzy sztuczną inteligencję na swój obraz. Wszelkie niezgodności w kreacji budzą w nim niepokój, lecz jednocześnie zbytnie podobieństwo również. Bo jego dzieło choć ma przypominać człowieka, to nie powinno nim być.
,,Książki umierają z godnością i w ciszy, niepostrzeżenie obracają się w proch już od dnia, w którym jeszcze ciepłe i pachnące drukarską farbą trafiają na swoją pierwszą półkę.''
Choć po kontynuacji Łez Mai oczekiwałam czegoś zupełnie innego, to nie mogę powiedzieć, że czuję się zawiedziona. Jestem pewna, że w kolejnych częściach Martyna Raduchowska w pewien sposób wynagrodzi czytelnikowi przedstawienie tych samych wydarzeń z dwóch różnych punktów widzenia. Sądzę jednak, że tego typu zabieg był potrzebny i podziałał korzystnie na odbiór całości. Zakończenie drugiej części ewidentnie wskazuje, że kolejny tom będzie nastawiony na akcję. Mam ogromną nadzieję, że czytelnicy nie będą musieli czekać na niego zbyt długo.
Zachęcam do zaznajomienia się z recenzjami poprzednich książek autorki:
* opis wydawcy
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uroboros!
Nie czytałam żadnej książki tej autorki ale wpisuje się ona w moje klimaty <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
https://bookcaselover.blogspot.com/
Ja również nie znam jeszcze twórczości tej autorki. 😊
OdpowiedzUsuńNie znam tej autorki ale z chęcią nadrobię zaległości i przeczytam te książkę :) pozdrawiam :) www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKurczę kompletnie nie moje klimaty... Chyba odpuszczę
OdpowiedzUsuńNie znam twórczości autorki, ale okładka mnie zaczarowała. Świetna recenzja.
OdpowiedzUsuńNie znam twórczości autorki ale to też nie mój gatunek ;)
OdpowiedzUsuńciekawa recenzja, choć to chyba nie moje klimaty;)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że po tej książce każdy spodziewał się czegoś innego! Wszyscy myśleli, że mają do czynienia z kontynuacją, tu proszę - jednak uzupełnienie. Nie zmienia to faktu, że powieść ta była fenomenalna :D
OdpowiedzUsuńTeż w sumie jestem zadowolona z kontynuacji :)
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia, a na książkę mam ochotę :) Trzeba polować na pierwszy tom ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka zapowiada się naprawdę ciekawie!
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie
OdpowiedzUsuńŁzy Mai bardzo mi się podobały i świetnie się bawiłam. Spektrum jest już na mojej półce, ale jeszcze książki nie zaczęłam. Muszę wreszcie się za nią zabrać i poznać dalsze losy bohaterów! :)
OdpowiedzUsuńhttps://wredotek.pl/
"Spektrum" dalszego losy bohaterów niestety nie opowiada :) zmienia się tylko punkt widzenia. Tutaj całą historia, którą znamy z "Łez Mai" opowiedziana jest przez nią samą, nie porucznika :)
UsuńNie jestem zagorzałą fanką czytania, dlatego mam luki co do autorów różnych książek w tym i tej.
OdpowiedzUsuńLata temu pociągała mnie fantastyka, teraz raczej już nie sięgnęłabym z chęcią po taką książkę :)
OdpowiedzUsuń"Łzy Mai" i "Spektrum" to cyberpunkowe kryminały :)
UsuńTo nie moje klimaty ale znam kogoś komu się spodoba!
OdpowiedzUsuńmam dokładnie tak samo :D
UsuńTo stanowczo nie mój klimat :)
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie, ale książka może zainteresować moją młodzież. :)
OdpowiedzUsuńTytuł nasuwa sporo skojarzeń, ciekawi jesteśmy, co za nim się kryje. :)
UsuńWedług mnie tytuł jest ściśle związany z treścią książki - ukazuje główną bohaterkę - replikantkę Mayę w pełnym spektrum :)
UsuńTwoje zdjęcia zachęzachęcaja, piękna prezentacja książki
OdpowiedzUsuń