Menu

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

115. English matters (70), Deutsch aktuell (88)

Najnowsze wydania magazynów językowych przynoszą nam wspaniałe artykuły na czasie, sporą dawkę informacji oraz różnego rodzaju ćwiczenia, pozwalające czytelnikowi sprawdzić zasób swojej wiedzy! Serdecznie zapraszam na recenzję 70. odsłony English matters i 88. Deutsch aktuell

Najnowsze wydanie English matters skupia się przede wszystkim na różnicach pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Wielką Brytanią. Różnice te obejmują zarówno kwestii języka, jak i kultury, tradycji, postrzegania rzeczywistości mieszkańców. Tytułowe artykuły umieszczone są w mojej ulubionej sekcji People and Lifestyle. Mamy tutaj Britain According to Uncle Sam, czyli tekst poświęcony temu, jak Amerykanie postrzegają Brytyjczyków - co doceniają, a co krytykują. Jakie są zalety Wielkiej Brytanii? Romantyczna natura, tradycja, wysoka kultura osobista? A jakie wady? Depresyjna pogoda, kuchnia, specyficzny angielski humor? Kolejny artykuł What the British Say about the Americans, jak sama nazwa wskazuje, zwraca uwagę na to, jak Brytyjczycy postrzegają Amerykanów. Co irytuje Brytyjczyków w Amerykanach? Język? Nastawienie do życia? Zdecydowanie są to artykuły godne uwagi, które warto przeczytać zarówno dla informacji i słownictwa, jak i miło spędzonego czasu. 

W This and that Szpotakowska umieściła kilka ciekawych artykułów o osobach ściśle powiązanych ze sztuką. Mamy tutaj Akiane Kramarik, młodą artystkę-samouka, która wychowała się bez telewizji, dostępu do wielu książek i gazet. Maluje ona różnego rodzaju krainy, a kolory użyte na płótnie wyglądają jak z bajki. Utagawa Hiroshige to kolejny twórca, który z kolei tworzy drzeworyty - najchętniej wykonuje dzieła przedstawiające scenki z życia codziennego mieszkańców Tokio. Krótki artykuł o Pop Arcie pozwoli czytelnikowi przyswoić sobie na czym on polega i jak powstał. 

W sekcji Culture najlepszym artykułem okazał się być pierwszy - The Accidental Invention of the Teabag. Kto by się spodziewać, że tekst o (zupełnie przypadkowym) odkryciu torebki na herbatę przyniesie mi tyle frajdy. Z kolei No Girls Allowed odkrywa przed czytelniczkami miejsca, do którego niestety nie mamy dostępu przez naszą płeć, np. buddyjskie sanktuarium w Japonii.  


Conversation Matters skupia się na słownictwie i zwrotach związanych z muzyką. Jakimi przymiotnikami można opisać brzmienie? Jakie mamy rodzaje urządzeń, za pomocą których możemy delektować się utworami? Prócz tego mamy kilka ciekawych synonimów powiązanych ze śpiewaniem, gatunki muzyczne, nazwy instrumentów i muzyków, oraz kilka świetnych dialogów ściśle powiązanych z muzyką, np. o odkryciu nowego utworu. Sekcja Language zawiera świetny artykuł o slangu młodych. Dzięki niemu możemy dowiedzieć się, co oznaczają niemalże wszędzie obecne zwroty: BAE, YOLO, Gotta Zayn i inne. To niezwykle aktualny tekst, którego informację na pewno wam się przydadzą. ESP skupia się na polisach ubezpieczeniowych. Uwielbiam sekcję Travel - zawsze zdobią ją przepiękne zdjęcia opisywanych miejsc. Tym razem udajemy się do Kornwalii, zachwycającej krainy geograficznej słynącej z przepięknej flory, kamienistych wybrzeży i zapierających dech w piersiach plażach. 


88. wydanie Deutsch aktuell jest równie ciekawe co moje ukochane English matters. Film wydania to Die Vierhändige. Thriller z 2017 roku opowiadający losy dwóch sióstr, które w dzieciństwie były świadkami brutalnego morderstwa. Wydarzenie to na zawsze odmieniło życie dziewczynek. Wiele lat później Jessica cierpi na paranoję. Obsesyjnie chroni swoją młodszą siostrę, która stara się prowadzić normalne życie: bez strachu, bez swojej siostry... Briefe ohne Unterschrift to książka wydania, autorstwa Susanne Schädlich. Z kolei albumem najnowszego wydania Deutsch aktuell jest Die Bestie der Freiheit zespołu HÄMATOM. 

W sekcji Leute mamy obszerny artykuł o polityku obdarzonym dużym sercem - Franku Steinmeier. Dzięki niemu możemy dowiedzieć się kim jest ten mężczyzna i jak wyglądała jego ścieżka kariery. Jednakże o wiele bardziej spodobał mi się tekst o berlińskim muzeum sztuki współczesnej, który możemy znaleźć w następnym dziale: Kultur. Dowiemy się nie tylko podstawowych informacji o tym miejscu, jak choćby w jakich godzinach jest otwarte, kończąc na tym dlaczego jest tak wyjątkowe i jaka jest jego historia. Dział Gesellschaft odkrywa przed czytelnikiem nowe oblicze Instagrama. Przedstawia ów serwis społecznościowy jako miejsce, w którym tworzy się sztukę, promuje swoje strony i zdobywa nowych czytelników/obserwatorów. Tematem wydania jest kontrowersyjna sztuka uliczna, tzw. murale - malowidła ścienne. Niestety wciąż często postrzegane jako akt wandalizmu, niejednokrotnie będące ozdobą zapomnianych miejsc. Konversation zawiera m.in. słownictwo związane ze sztuką, liczne dialogi, np. w muzeum, galerii. Gramatyka zawiera sporo informacji związanych z deklinacją mocną rzeczownika. 


Ostatni artykuł o którym napiszę w swojej recenzji jest ten należący do działu Reise - Podróże. Tym razem wybierzemy się do przepięknego Wiednia! Od dawna marzę o zwiedzeniu tego miasta i w końcu wiem, co powinnam zwiedzić czy jakich potraw spróbować! 

(klikając w powyższy tekst zostaniesz przeniesiony na stronę kiosku Colorful Media)

Za egzemplarze serdecznie dziękuję wydawnictwu Colorful Media! 

   

sobota, 28 kwietnia 2018

114. Intryga, L.J. Shen

Powieść o miłości zbudowanej na nienawiści. O mrocznych sekretach z przeszłości, zranionej duszy i zemście. Intryga to trzecia książka L.J. Shen, która pojawiła się w Polsce, jednocześnie będąca pierwszą z serii Święci Grzesznicy. Całkiem niedawno skończyłam czytać tę książkę i naprawdę mam co do niej mieszane uczucia. 

L.J. Shen to amerykańska autorka książek z gatunku romansu współczesnego i New Adult. Mieszka w Północnej Karolinie z mężem, synkiem i kotem. W przeszłości podróżowała po całym świecie, zdobywając liczne przyjaźnie. Shen samą siebie określa jako kiepską przyjaciółkę - zawsze zapomina o urodzinach i nigdy nie wysyła kartek z życzeniami świątecznymi. Autorka czerpie z życia jak najwięcej. Radość odnajduje w zwykłych czynnościach, takich jak spędzanie czasu z rodziną i przyjaciółmi, czytanie, oglądanie HBO i Netflixa oraz śledzenie Stephena Jamesa. Czyta od trzech do pięciu książek tygodniowo i osobiście uważa, że Kroksy i fryzura w stylu mullet  powinny być zakazane prawnie.  

Emilia LeBlanc wraz z rodziną wprowadza się do miasta Todos Santos. Rodzice nastolatki najmują się u bogatego państwa do pracy, tymczasem Millie poznaje syna właściciela posiadłości, niejakiego Barona Juniora -  Brutala. Od pierwszego dnia Brutal stara się uprzykrzyć życie dziewczyny. Robi wszystko, by była nieszczęśliwa. Gdy Emilia zaczyna spotykać się z przyjacielem chłopak zmusza ją do opuszczenia miasta. Dziesięć lat później losy Emilii i Brutala krzyżują się w najmniej oczekiwanym momencie i miejscu.   


Do tej pory nie przeczytałam żadnej z książek autorstwa L.J. Shen, a o serii Święci grzesznicy nie miałam pojęcia. Dopiero za sprawą Wydawnictwa Edipresse, które postanowiło podesłać mi Intrygę przyswoiłam sobie pewne informacje na ten temat. Intryga (jak wcześniej wspomniałam) to pierwsza książka z tej serii, jednocześnie w Polsce będąca wydaną po Chaosie i Skandalu. Wpłynęło to nieco na moją ocenę tej powieści, gdyż stwierdziłam, że w tym czasie być może autorka zaczynała się rozkręcać, a Intryga stanowi przedsmak jej umiejętności pisarskich. 

,,Kiedy rzeczywistość weryfikuje twoje plany, łatwiej jest zaakceptować swój los."

Opis książki sugeruje, iż czytelnik powinien się przygotować na mroczny erotyk, przesączony toksycznym pożądaniem, w którym główną rolę odgrywa nieziemsko przystojny facet rzekomo pozbawiony duszy oraz serca; i dobra, wręcz nieskalana młoda kobieta fascynująca się sztuką, ciężko pracująca i pragnąca pomóc wszystkim naokoło. Już na samym początku poraziła mnie naiwność Emilii (choć początkowo nie osiągnęła jeszcze ona swojego szczytu) oraz chamstwo Brutala, które również wraz z rozwojem fabuły nabierało siły. Autorka starała się jakby na siłę przedstawić wspaniałe życie bananowej młodzieży, nie mającej szacunku do nikogo, nawet do samych siebie. Niby byli oni tak fajni, a w rzeczywistości... żałośni. Przypominali mi oni ekipę z New Jersey - banda lalusiowatych chłopaków otoczona wiankiem inteligentnych-inaczej dziewcząt. Zachowanie i wybory Emilii były kompletnie sprzeczne z tym, jak L.J. Shen przedstawiła tę bohaterkę. Mądra nastolatka, pochodząca z ubogiej rodziny, znającej trud życia i ciężką pracę, raczej nie spotykałaby się z uzależnionym od różnego rodzaju narkotyków młodym bananem należącym do niejakiej ekipy Hot Holes. 

Gdy autorka przeniosła akcję dziesięć lat później byłam w niebo wzięta. Millie dojrzała emocjonalnie, uwolniła się od Brutala i prowadziła spokojne, aczkolwiek pracowite życie w Nowym Jorku. Niestety, Brutal wkroczył do jej świata z brudnymi butami i jeszcze większym chamstwem. Związek tych dwojga był dla mnie kompletnie niezrozumiały. Shen co chwilę podkreślała, jak to Emilia i Baron się nienawidzą, kiedy wcale nie wyglądało na to, że tak jest. Z kolei kiedy faktycznie dało się wyczuć ów nienawiść, autorka przewijała o miłości. Nie potrafiłam pojąć co Emilia widziała w tym mężczyźnie. L.J. Shen przekroczyła granicę - ewidentnie chciała stworzyć tzw. bad boya, a niestety wykreowała zwykłego dupka, którego miałam ochotę niejednokrotnie zdzielić za bezczelność, tymczasem Emilia chichotała.  


Jak wydać, bohaterowie wywołali we mnie wiele negatywnych emocji, a jednak coś sprawiło, że dotrwałam do końca tej historii. Mimo wszystko, chciałam wiedzieć jak skończy się historia Emilii i Brutala oraz samego Brutala. W Intrydze nie brak akcji, dialogów i emocji, które z bohaterów przelewają się na czytelnika. Niejednokrotnie przewracałam oczami, uśmiechałam się i przeklinałam pod nosem czytając tę książkę. Może gdyby autorka obdarzyła Emilię nieco silniejszym charakterem i odebrała Brutalowi trochę chamstwa, odebrałabym tę książkę nieco lepiej. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Edipresse Książki!
 

czwartek, 26 kwietnia 2018

113. Oskarżyciel, Whitney G.


Historia pewnego kłamstwa, które sprawiło, że zatwardziałe przekonania legły w gruzach. Whitney G. kolejny raz trafiła na polski rynek - tym razem z popularną i pikantną serią Reasonable Doubt. W twórczości tej amerykańskiej autorki zakochałam się poprzez rodzimy język Whitney G. Mam za sobą Thirty day boyfriend, które gorąco polecam, Naughty Boss oraz Dirty Doctor z kolekcji Steamy Coffee Reads. Reasonable Doubt miałam w planach przeczytać w języku angielskim, lecz gdy tylko dowiedziałam się, że Wydawnictwo Kobiece wydaje tę serię postanowiłam poczekać. Było warto. Oskarżyciel to pięknie wydane cacko, które z chęcią umieszczę w reprezentatywnym miejscu na półce. Szkoda tylko, że jest to tak cieniutka książeczka! Lekko ponad 120 stron od Whitney G. to stanowczo za mało. 

Whitney G. to amerykańska autorka urodzona w 1988 roku w Memphis w stanie Tennessee. Jej twórczość przeznaczona jest przede wszystkim dla kobiet; są to powieści i opowiadania z gatunku literatury kobiecej i erotycznej. Whitney to optymistka uzależniona od słodyczy, podróży, herbaty i aromatycznej kawy. Prócz tworzenia pikantnych historii z nietuzinkowymi bohaterami, zajmuje się blogiem The Indie Tea, którego jest współzałożycielką. 


Andrew Hamilton to seksowny prawnik, będący punktem westchnień niemalże każdej kobiety w Nowym Jorku. Jednakże mężczyzna nie jest zainteresowany stałym związkiem - interesują go tylko niezobowiązujące przygody na jedną noc. Nie da się ukryć - Andrew to zadufany w sobie wykorzystywacz, który kieruje się jedną elementarną zasadą zgodną z jego zawodem - zero kłamstw. Pewnego dnia na forum internetowym przeznaczonym dla prawników poznaje niejaką Alyssę. Po pół roku wymieniania obscenicznych e-maili i spędzania nocy na pikantnych telefonach spotykają się - lecz nie jest to spotkanie, którego oboje by pragnęli. I to ani trochę.  

,,Gdy ktoś mnie okłamuje, przestaje dla mnie istnieć.''

Whitney G. użyła sprawdzonego przepisu na porywający, lekki erotyk z dobrym i pikantnym poczuciem humoru, do którego należy podejść z dystansem. Z jednej strony autorka zastosowała strategie dobrze znane stałym czytelnikom, czyli seksowny samiec alfa nieszukający stałego związku, nieco uległa, spragniona i całkowicie podatna na wdzięki mężczyzny kobieta, wielkomiejski klimat, akcja dziejąca się w pracy oraz wymieniane przez bohaterów e-maile, do których mamy całkowity dostęp; z drugiej stworzyła całkiem oryginalną historię. Ogromnie spodobała mi się wyrazista kreacja bohaterów oraz nieco cudaczny związek pomiędzy szelmowskim prawnikiem a rozmarzoną baletnicą. To nie jest coś, co spotykamy na co dzień. Autorka świetnie pokierowała jakże przewrotnym losem, sprawiając że Andrew i Alyssa spotykają się w zabawnych (oczywiście dla czytelnika, bo dla bohaterów niekoniecznie) i niecodziennych okolicznościach rodem z dobrej komedii romantycznej. Zresztą cała ta historia to genialny pomysł na dobre love story w pikantnym wydaniu!


Oskarżyciel to kwintesencja tego za co uwielbiam lekką i mocno doprawioną twórczość Whitney G. Nowelkę czyta się za jednym tchem, treść kompletnie wciąga, igra z emocjami czytelnika. Przeczytałam ją w ciągu godziny z wypiekami na twarzy, a zamknęłam z mocno bijącym sercem, żałując że nie mam pod ręką Niewinnej, bo zakończenie pierwszego tomu serii Domniemanie niewinności wgniotło mnie w materac. Świeżo po premierze zetknęłam się z kilkoma śmiesznymi opiniami (nie żebym przyczepiała się do cudzego zdania bo każdy ma prawo do swojego, aczkolwiek to było wręcz niedorzeczne) krytykującymi występowanie scen erotycznych w tej książce. No, moi drodzy - to jest literatura erotyczna, więc nic dziwnego że takowe sceny się pojawiają. To jakby sięgać po fantastykę i czepiać się tego, że są wątki nie z tego świata.  

Nowelka to dobry sposób na spędzenie wieczoru - niezobowiązująca lektura, która nie dość, że wciąga to jeszcze relaksuje i odmóżdża. Polecam wszystkim tym, którzy lubią lekką literaturę i potrafią podejść do niej z przymknięciem oka. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece! 


poniedziałek, 23 kwietnia 2018

112. Tancerze burzy, Jay Kristoff

Książka autorstwa australijskiego autora, która okazała się być kompletnym zaskoczeniem oraz... moim dotychczasowym odkryciem literackim tego roku! Wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co przeczytałam i pluję sobie w twarz, że zrobiłam to tak późno, bowiem pierwsze  polskie wydanie Tancerzy burzy pojawiło się już w 2013 roku i naprawdę - zasługuje na znacznie większe uznanie! 

Jay Kristoff urodził się w Perth (Australia) w 1973 roku. Aktualnie mieszka w Melbourne. Jest to bestsellerowy autor książek z gatunku literatury fantastycznej oraz science fiction. Spod jego pióra wyszła wspaniała trylogia steampunkowa Wojna Lotosowa (The Lotus War), w skład której wchodzą Tancerze burzy, Bratobójca, Głosząca kres, opublikowana w internecie nowelka Praying for Rain, będąca dodatkiem do trylogii;  seria Nibynoc (The Nevernight Chronicle): Nibynoc, Bożogrobie, DarkDawn (premiera w tym roku); stworzone wraz z Amie Kaufman cykle Illuminae (Illuminae, Gemina, Obsidio), Andromeda, seria Lifel1k3. Kristoff w swych dziełach porusza takie tematy, jak: przyjaźń, więzi rodzinne, miłość, strata oraz zdrada. Autor za pomocą pióra wyraża swoje przekonanie, że zwycięstwo bez poświęcenia jest nic nieznaczące. 

,,Śmierć jest łatwa. Każdy potrafi rzuć się na stos i zostać szczęśliwym męczennikiem. Prawdziwa próba to znieść cierpienie, które towarzyszy poświęceniu."

Japonia. Yukiko żyje w świecie wysp Shimy, zatrutym przez wszechobecny przemysł krwawego lotosu. Produkt ten jest środkiem władzy i funkcjonowania szogunatu. Otumania i uzależnia ludzi sprawiając, że nie dostrzegają tyranii, bezwiednie kłaniają się mordercy i despocie. Szesnastolatka należy do klanu Kitsune - Lisa, obdarzonych umiejętnościami łowieckimi. Jest córką Masaru, słynnego Czarnego Lisa, który niegdyś zabił ostatnią nagaradżę - mityczne stworzenie pochodzące z Krainy Ciemności - Yominokuni. Szogun Shimy, Yoritomo zleca swemu najlepszemu łowcy misję schwytania bestii, która powszechnie jest uważana za wymarłą: arashitorę. Masaru na łowy zabiera swych kompanów oraz jedyną córkę: Yukiko. 


Zanim sięgnęłam po Tancerzy burzy, jedyną książką, której miejsce akcji znajduje się w Japonii były słynne Wyznania gejszy. Nie jestem fanką kultury dalekiego wschodu, (a przynajmniej nie byłam) niezbyt się w nią zagłębiałam, także ta książka była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Początkowo trudno było mi się odnaleźć w steampunkowej rzeczywistości, w której autor pomieszał japońską mitologię z nowoczesną technologią, umieszczając swą powieść gdzieś pomiędzy przeszłością i przyszłością. Jay Kristoff częstuje czytelnika sporymi porcjami informacji z zakresu historii, kultury i tradycji wysp Shimy, lecz jednocześnie wrzuca go na głęboką wodę. Pomysł autora śmiało można nazwać nowatorskim, gdyż Tancerze burzy to świeży powiew w literaturze fantasty - odważny, nieszablonowy, nietrzymający się barier czasowych - jak wcześniej wspomniałam, Kristoff wymieszał przeszłość z przyszłością. Z jednej strony mamy bestie, demony i bóstwa z japońskich mitów, z drugiej niezwykle rozwiniętą technologię. W swej powieści autor zwraca uwagę na charakterystyczne elementy ubioru i oręża japońskiego, często sięgając po rodzime nazwy tychże detali - na szczęście polska redakcja zadbała o czytelników, wstawiając na końcu książki słowniczek z istotniejszymi terminami japońskimi.     

,,Ludzie, którzy nienawidzą pieniędzy, sami ich nie mają. Ludzie nienawidzący władzy są jej pozbawieni.''

Tancerze burzy to mroczna wizja świata, w którym władza przejęła kontrolę nad ludem za pomocą krwawego lotosu - toksycznej rośliny uprawianej przez mieszkańców Shimy. Używa się go do produkcji leków, narkotyków, herbat i tkanin. Gildia Lotosu wykorzystuje go do napędzania technologii szogunatu, z kolei szogunat do otumaniania poddanych. Tylko nieliczni dostrzegają fatalne skutki krwawego lotosu. 


Wciąż żyję tą książką. Odkładałam ją z żalem i bólem brzucha spowodowanym nadmiarem emocji. Znalazłam tu wszystko, co cenię sobie w literaturze: wyraziste pióro autora, nowatorski pomysł, wartką, rozbudowaną akcję; inteligentną i autentyczną główną bohaterkę; subtelny wątek miłosny, niesamowite uniwersum stworzone na potrzeby trylogii, mające konkretny fundament historyczny. Jestem pod ciągłym wrażeniem tej powieści, a sięgnięcie po Bratobójcę to kwestia czasu - mam nadzieję, że krótkiego! Jay Kristoff postawił sobie wysoką poprzeczkę tak wspaniałym otwarciem trylogii Wojna Lotosowa. Tancerze burzy to jedna z tych nielicznych pozycji, po którą mam ochotę powtórnie sięgnąć - i to zaraz po jej przeczytaniu.

,,Fakt, że stoisz wśród tłumu, nie oznacza, że do niego należysz.''

Kreacja głównej bohaterki zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Pomimo całej tej fantastycznej otoczki Yukiko była nad wyraz autentyczna. Dzielna, odważna i świadoma brutalnej rzeczywistości. Podczas lektury mimowolnie porównywałam ją do innych bohaterek fantastycznych, choćby jej rówieśnicy, Celaeny Sardothien (Szklany Tron, Sarah J. Maas), która zabijała na lewo i prawo, nie miała skrupułów, a ludzkie odruchy pojawiały się u niej z częstotliwością czkawki, którą należało zapić, by się jej pozbyć. Dla Yukiko życie było darem, błogosławieństwem, którego nie chciała odbierać. 


Jak łatwo można się domyślić, książka ogromnie mi się spodobała i jestem pewna, że jeszcze kiedyś do niej wrócę. Póki co, mam przed sobą Bratobójcę i Głoszącą Kres. Polecam z całego serca. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uroboros!


piątek, 20 kwietnia 2018

PATRONUJĘ: Konkurs literacki „Splątane nici” (Lato 2018)


Serdecznie zachęcam Was do wzięcia udziału w najbardziej profesjonalnym konkursie literackim Wattpada „Splątane nici”. Jest to kolejna odsłona intrygującego wydarzenia skupiającej się wokół platformy umożliwiającej publikację amatorskich opowiadań, wierszy czy fan fiction. Celem konkursu jest odnalezienie prawdziwego talentu literackiego! Poprzednia edycja zadziwiła swą popularnością, dzięki czemu aktualna jest wspierana przez wiele czołowych wydawnictw, m.in. Wydawnictwo Jaguar, Wydawnictwo Albatros, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Wydawnictwo Helion, Wydawnictwo SQN, Wydawnictwo Dreams, Wydawnictwo Egmont. Do wygrania atrakcyjne nagrody!


Wszystkim uczestnikom życzę powodzenia!










wtorek, 17 kwietnia 2018

111. Bez pożegnania, Mia Sheridan

Wstrząsająca historia o sile miłości, braterskiej więzi, o tym ile warte jest dane słowo i jak wybaczyć niewybaczalne. Ostatnie cudowne i słoneczne dni spędziłam z najnowszą książką bestsellerowej autorki, Mii Sheridan, która obudziła we mnie wiele emocji. Zapraszam do zapoznania się z moją opinią na jej temat. 

Mia Sheridan to bestsellerowa amerykańska pisarka powieści z gatunku romans. Na Polskim rynku mamy szeroki wybór jej książek, m.in.: Bez słów, Bez uczuć, Bez winy, Bez szans, Bez lęku, dwa tomy serii A Sign of Love. Sheridan zdobyła tytuł bestsellerowej autorki New York Timesa, USA Today oraz a Wall Street Journal. Wraz z mężem mieszka w Ohio. Mają czworo dzieci na ziemi i jedno w niebie. Bez pożegnania to pierwsza powieść autorki, jaką przeczytałam. 

Lia Del Velle pochodzi z ubogiej, meksykańskiej rodziny. Jej matka pracowała niegdyś na farmie Sawyera, gdzie jako dziecko poznała dwóch braci bliźniaków: Cole'a i Prestona, syna właścicieli majątku. Wraz z wiekiem pomiędzy nastolatkami zrodziło się uczucie, mające nikłe szanse na spełnienie. Preston od zawsze był zakochany w Lii, jednakże słowo złożone bratu bliźniakowi zobowiązało go do stłumienia tego uczucia w zalążku. Kilka lat później w pewien letni wieczór, decyzje podjęte pod wpływem silnych emocji, bezpowrotnie zmieniły życie bohaterów. 

,,Bardzo trudno znaleźć szczęście, kiedy człowiek czuje, że nigdzie nie ma swojego miejsca."

Sięgając po tę książkę nie wiedziałam czego właściwie się spodziewać. Z jednej strony już sam tekst na okładce był swoistą wskazówką dotyczącą fabuły powieści. Jedna dziewczyna - dwóch braci bliźniaków. Ewidentnie wskazywało to na schematyczny trójkąt miłosny, przez co nieco obawiałam się mojego pierwszego spotkania z piórem Sheridan. Do tej pory miałam okazję przeczytać wiele pozytywnych recenzji powieści autorki, niestety zdarzyło się też kilka takich, które z góry na dół krytykowały twórczość tej pani. Jednakże już po przeczytaniu mocnego i wiele obiecującego prologu, który wywołał u mnie dreszczyk emocji, miałam co do tej powieści dobre przeczucie. 


W książce dużo się dzieje - autorka poświęciła wiele czasu na skonstruowanie wielowarstwowych bohaterów, którym stworzyła indywidualne historie. Ma to swoje plusy i minusy. Plusem jest to, że po przeczytaniu stu stron powieści czytelnik bardzo dobrze poznał bohaterów - wie jakimi priorytetami się kierują, jakie cechy charakteru definiują to kim są i na jakie decyzje są w stanie się zdobyć. Lia i Preston byli mi naprawdę bliscy, zżyłam się z nimi, a ich losy nie były mi obojętne. Minus jednak jest taki, że autorka skupiając się za bardzo na przemyśleniach bohaterów, znacznie zwalniała tempo wydarzeń, co bezpośrednio wpłynęło na atrakcyjność historii. Lia i Preston niejednokrotnie odpływali gdzieś daleko myślami, dryfując to w przeszłość, to w przyszłość. Wybijało mnie to z rytmu i gdy już w powieści miało miejsce jakieś bardzo istotne zdarzenie, to mój entuzjazm był ostudzany właśnie przez tego typu zabiegi ze strony autorki. 

Lia od zawsze czuła się (i była) nieakceptowana. Najpierw przez matkę, która na każdym kroku odtrącała swą jedyną córkę, ponieważ codziennie przypominała jej ona o traumatycznym zdarzeniu, jakie miało miejsce w przeszłości kobiety. Następnie przez rówieśników, oceniających dziewczynkę przez pryzmat swego pochodzenia i statusu społecznego rodziców, a później przez społeczeństwo lokalne, traktujące imigrantów niczym egipską plagę. Z kolei Preston pochodził z dobrego, amerykańskiego domu. Jego ojciec prowadził ogromną farmę, której plony trafiały do wielu amerykańskich sklepów w całym państwie. Kochał swoją ziemię i czuł się dumny ze swego pochodzenia. Te dwie postaci zostały stworzone na zasadzie kontrastów, a uczucie jakie wykiełkowało pomiędzy nimi śmiało można określić słowem: zakazane. Jednakże zarówno Preston, jak i Lia nie bali się ciężkiej pracy. Znali trudy życia.   

,,W jej pięknych oczach ujrzałem swoją przeszłość i przyszłość. Niezwykłą, silną kobietę, która miała odwagę wrócić do mnie. Widziałem miłość i dom."

Mia Sheridan sprytnie ominęła powielający się wątek trójkąta miłosnego, tworząc bohaterkę której życiową rozterką nie był wybór pomiędzy jednym a drugim mężczyzną. Lia od samego początku wiedziała czego chciała, jednakże jej osobowość nie pozwoliła jej walczyć o to czego pragnęła, gdyż z góry skazała samą siebie na porażkę. Była osobą niezwykle samotną, nie potrafiącą znaleźć swojego miejsca na ziemi. Początkowo sądziłam, że będzie to kolejna historia o miłości nie z tego świata - i naprawdę mocno się pomyliłam, gdyż autorka brutalnie trzyma się rzeczywistości, opisując historię, która spokojnie mogłaby się przydarzyć każdemu z nas. 


Choć pomysł wydaje się być schematyczny, to jego realizacja jest oryginalna. Mia Sheridan wykreowała nieszablonowe postacie, pełne sprzeczności kipiące od uczuć i emocji. Przedstawiła bohaterów na przestrzeni lat, pozwalając czytelnikowi poznać ich historię od podszewki. Sheridan zwróciła uwagę na sytuacje życiową imigrantów - to jak ciężko muszą pracować na swe przeżycie i z jakim odrzuceniem ze strony społeczeństwa się spotykają. Nie bez powodu w powieści są przytoczone słowa Steinbecka, który w swych dziełach zwracał uwagę na zepsucie Ameryki. 

Bez pożegnania to głęboka, wielowarstwowa powieść, w której burzliwy związek dwójki osób jest zarówno napędem, jak i zalążkiem treści. To nie tylko wzruszająca opowieść o prawdziwej miłości, ale również o braterskiej więzi, pogodzeniu się ze stratą bliskiej osoby, znaczeniu złożonej przysięgi, odrzuceniu, samoakceptacji oraz o tym, jak ważne jest aby mieć swą bezpieczną przystań. Niestety to również dobitny przykład tego, jak łatwo i pochopnie oceniamy innych ludzi. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Edipresse Książki!
 





niedziela, 15 kwietnia 2018

6 zielonych książek

W marcu przedstawiłam wam sześć fioletowych książek, w kwietniu kolorem przewodnim będzie zielony. Można się domyślić, że jest to związane z przyrodą powracającą do życia. Oto sześć tytułów, które utrzymane są w barwach zieleni (z lekkim przymrużeniem oka, bo okładka książki Collins jest w większości niebieska, ale wybaczcie mi to. To wszystko przez ten grzbiet!) - podobnie jak miesiąc temu, trzy przeczytałam, trzy mam w planach. Zapraszam do lektury!

Tim Tharp, Cudowne tu i teraz:
Cudowne tu i teraz to przede wszystkim mega pozytywna książka z mega pozytywnym głównym bohaterem, którego nie da się nie polubić. Sutter Keely to równy gość. Zawsze wszystkim pomaga, nigdy nie krytykuje, tryska poczuciem humoru, jest czarujący, potrafi poprawić humor nawet w najgorszym momencie i rozkręcić nawet najnudniejszą imprezę. To nie tylko dobry materiał na kumpla, ale i chłopaka. A przynajmniej takie wrażenie sprawił na początku. Ciąg wydarzeń i kilka przypadków sprawia, że Sutter - dusza towarzystwa, trafia na Aimee - towarzyską porażkę. Fankę science-fiction, która uwielbia książki i komiksy, marzy o pracy w NASA i pisze własną książkę. Aimee jest całkiem inna niż wszystkie dziewczyny, które dotąd pojawiły się w życiu Suttera. I potrzebuje jego pomocy. Wspaniały i jedyny w swoim rodzaju Sutterman przybywa na ratunek! I nie, tu wcale nie chodzi o seks, czy miłość - Aimee musi zacząć żyć, mówić to co myśli i poznać, czym jest dobra zabawa. Powieść Tima Tharpa jest idealną egzemplifikacją tego, że miłość zmienia - ale niekoniecznie na lepsze. Podczas lektury moje opinie na temat bohaterów ewoluowały. Początkowo Aimee mnie irytowała, jednak szybko dostrzegłam jej pozytywne strony oraz podobieństwo do mnie. Stałam po jej stronie, nawet pomimo tego, że historia była opowiadana z perspektywy Suttera. /fragment recenzji

Danielle L Jensen, Porwana pieśniarka: 
Tę powieść pragnęłam przeczytać bardzo dawno temu. Już w 2016 wspominałam o niej w swoim must-readzie! Od samego początku Porwana pieśniarka wzbudzała we mnie pozytywne odczucia, co z kolei wiązało się z naprawdę wygórowanymi oczekiwaniami co do tej książki. Spodziewałam się fenomenalnej fabuły połączonej ze sprawnym piórem pisarki, a co otrzymałam? Moi drodzy, otrzymałam znacznie więcej. Porwana pieśniarka po prostu mnie porwała. Tak samo jak główna bohaterka, Cécile de Troyes zostałam niemalże brutalnie wciągnięta do świata trolli. Z każdą stroną coraz mocniej zagłębiałam się w intrygi i toksyczny związek Tristana i Cécile. Tristan Montigny początkowo kojarzył mi się ze złem w czystej postaci - dopiero później, w tempie postrzegania Cécile, zaczynałam widzieć jego prawdziwe oblicze. Autorce udało się stworzyć postacie, które można było polubić. Udało jej się również stworzyć klimat tajemnicy - kim była mroczna czarownica? Dlaczego uwięziła trolle? Samo Trollus to niezwykle barwne miejsce - choć pogrążone w ciemnościach, to tętniące życiem. Danielle L Jensen wszystko przemyślała - w głębi mroku stworzyła piękny świat. /fragment recenzji


Rainbow Rowell, Załącznik:
Lincoln O’Neill nie może uwierzyć, że jego praca polega na czytaniu cudzych e-maili. Zgłaszając się na stanowisko „administratora bezpieczeństwa danych”, wyobrażał sobie, że będzie budował systemy zabezpieczeń i odpierał ataki hackerów – a nie pisał raport za każdym razem, gdy dziennikarz działu sportowego prześle koledze sprośny dowcip. Natrafiwszy na e-maile Beth i Jennifer, wie, że powinien wysłać im upomnienie. Ale ich pokręcona korespondencja na temat spraw osobistych bawi go i wciąga. Kiedy sobie uświadamia, że zakochał się w Beth, jest już za późno, żeby tak po prostu nawiązać z nią znajomość. Co miałby jej powiedzieć...? To ja jestem tym facetem, który czyta twoje e-maile… i kocham cię? /lubimyczytac.pl

Maggie Stiefvater, Lament królowej elfów:
Pierwsza część cyklu opowiadającego o przenikającym do ludzkiej rzeczywistości legendarnym świecie Faerie. Kręci się wokół losów szesnastoletniej Deirdre Monaghan, utalentowanej harfistki, która regularnie grywa na weselach i innych okolicznościowych przyjęciach, i doświadcza paraliżującego strachu przed występami.Ta piękna i niezwykła debiutancka powieść autorki została zaczerpnięta z celtyckiej tradycji leśnych wróżek, a okraszono ją dodatkowo - osadzoną we współczesnych realiach - historią zakazanej miłości. /lubimyczytac.pl


Katarzyna Bonda, Okularnik:
Sasza Załuska postanawia wrócić do policji. Najpierw jednak wyjeżdża na Podlasie do Hajnówki, by raz na zawsze uporządkować swoje życie osobiste. Profilerka uczestniczy w tradycyjnym białoruskim weselu i staje się świadkiem dramatycznych wydarzeń. Uprowadzona panna młoda to kolejna kobieta, związana z lokalnym przedsiębiorcą, która zaginęła bez śladu. Tymczasem w okolicznych lasach wciąż znajdowane są ludzkie szczątki. W każdej z tych niewyjaśnionych spraw przewija się auto – mercedes okularnik. Na jaw wychodzą także mroczne sekrety mieszkańców miasta silnie związane z przeszłością. W 1946 roku na terenach Podlasia oddział jednego z „żołnierzy wyklętych” – Romualda Rajsa „Burego” – dokonał pogromu wsi prawosławnych. Na oczach Saszy sielskie miasteczko zmienia się w arenę krwawych porachunków, podczas których z pełną siłą odżywają polsko-białoruskie antagonizmy. /lubimyczytac.pl

Britt Collins, Mój przyjaciel kot:
Michael King to bezdomny alkoholik, którego dawne życie w szczęściu skończyło się w momencie śmierci ukochanej osoby. Od tego czasu King pląta się po ulicach, prowadząc wędrowniczy styl życia. Pomimo bezdomności mężczyźnie udało się nawiązać trwałe przyjaźnie z ludźmi żyjącymi w podobnych warunkach. Pewnego dnia na drodze bezdomnego staje pstrokata kotka, która diametralnie odmienia życie Michaela. Na tę książkę miałam ochotę już od pierwszych zapowiedzi na stronie wydawnictwa. Wprost nie mogłam się jej doczekać, a gdy otrzymałam możliwość zrecenzowania powieści byłam przeszczęśliwa. Kto by się spodziewał, że osoba mieszkająca na ulicy od lat ma w sobie tyle dobroci, by pomóc rannemu kotowi, zaopiekować się nim i szczerze pokochać? Większość moich znajomych uważa bezdomnych za bandę nierobów, osób, które skończył alkohol - nie kłócę się z nimi, bo często to prawda, jednakże pośród tych ludzi wiele jest takich, których w życiu spotkało coś druzgocącego, co odmieniło ich na zawsze. Michael King jest jednym z nich. Czasem trzeba niewiele, by przywrócić w człowieku nadzieję. /fragment recenzji


Czy czytaliście którąś z tych książek?
Jakie zielone książki macie w swojej biblioteczce?


czwartek, 12 kwietnia 2018

110. Naturalna kolej rzeczy, Charlotte Wood

Książka przepełniona oryginalnością i brutalnością z cudowną, delikatną okładką. Dużo zdradzający i wiele obiecujący opis, intrygujące rekomendacje. Kto by się nie skusił na taką książkę? Jednakże co znajduje się w środku? Zapraszam do zapoznania się z moją opinią pierwszej wydanej w Polsce książki niejednokrotnie szokującej pisarki. 

Charlotte Wood to australijska pisarka. Jest określania mianem jednej z najbardziej oryginalnych i prowokujących nowelistek w Australii. Urodziła się w 1965 roku. Jest autorką pięciu powieści: Pieces of a Girl (1999), The Submerged Cathedral (2004), The Children (2007), Animal People (2011), The Natural Way of Things, czyli wydana w Polsce Naturalna kolej rzeczy z 2015 roku. Jej twórczość jest odbierana pozytywnie przez czytelników oraz krytyków. Naturalna kolej rzeczy zdobyła Stella Prize, The Indie Book Award oraz tytuł Książki Roku.

Yolanda Kovacs budzi się w nieznanym miejscu, które później okazuje się być tajemniczym ośrodkiem położonym w australijskim interiorze. Kobieta nie wie jak się tu znalazła oraz kim jest jej towarzyszka. Wkrótce odkrywa, że została porwana wraz z dziewiątką innych kobiet. Wszystkim ogolono głowy, ubrano w starodawne, niewygodne ubrania i zmuszono do brutalnej i poniżającej pracy fizycznej. Porwanym kobietom niewiele się mówi - nie wiedzą dlaczego znalazły się w ośrodku, kto zlecił ich porwania oraz czy pomoc kiedykolwiek nadejdzie. 

,,Chmury zbierają się i piętrzą, tworzą się na nowo, a potem znikają. Całe srebrne imperia wznoszą się i opadają pośród przepastnych błękitnych niebios. Mijają miesiące. Nie pytają już o powrót do domu..."

Powieść ta poprowadzona jest narracją trzecioosobową, w której rzeczywistość jest przedstawiona z perspektywy dwóch bohaterek - Yolandy i Verli. Książka okazała się być dla mnie niemałym zaskoczeniem, gdyż po książce Charlotte Wood spodziewałam się czegoś zupełnie innego - wielokrotnie wspominałam, że już dawno temu zrezygnowałam z czytania opisów przed sięgnięciem po książkę. Swoje osądy oparłam zatem na rekomendacjach Pauly Hawkins (Dziewczyna z pociągu) i Jezebel. Choć bardzo się starałam, to niestety nie zrozumiałam tej powieści, tak jak powinnam. Osobiście uważam, że jest ona nieco przedziwniona, przez co właściwy przekaz kryje się gdzieś pomiędzy nie mam pojęcia o co chodzi a co ja właściwie przeczytałam? Jednakże nie mogę napisać, że przeczytanie tej książki było zmarnowaniem czasu, bowiem Naturalna kolej rzeczy gdzieś tam-jakoś tam do mnie trafiła, mocno wpłynęła na moje emocje. Do warsztatu pisarskiego autorki nie odważę się przyczepić, gdyż jest on naprawdę dobry, przepełniony brutalnym naturalizmem. Charlotte Wood całkowicie zrezygnowała z upiększania opisywanej przez nią rzeczywistości. Właściwie nic w tej powieści nie jest piękne, wszystko ma skazę - element, który sprawia, że na zwierciadle rzeczywistości pojawiają się pęknięcia. Wood podobnie jak brutalni strażnicy ośrodka traktuje bohaterki powieści powierzchownie, przede wszystkim fizycznie. Rzadko kiedy zagląda głębiej, chcąc poprzez to zwrócić uwagę czytelnika na to, jak często traktowane są kobiety przez społeczeństwo. 


Książka JEST przepełniona brutalnością, wstrząsającymi opisami i zdarzeniami - to, co zdarzyło się tym kobietom było potworne i co gorsze - realne, jednakże pomimo tego jakoś nie mogłam połączyć się z bohaterkami, w pełni zrozumieć ich tragedii i cierpienia. Gdy już zaczynałam czuć więź z bohaterką, autorka urywała rozdział z jej perspektywy i wrzucała mnie w głąb skomplikowanej fabuły, kontynuowanej z perspektywy drugiej bohaterki, przez co znowu potrzebowałam czasu, aby cokolwiek zrozumieć. Nie mniej jednak, Naturalna kolej rzeczy w pewien sposób przeraziła mnie swoją treścią, silnie poruszającą tematykę izolacji, porwania, nadużycia władzy, mizogini. 

Naturalna kolej rzeczy to książka niezwykle trudna w odbiorze, do której z pewnością powrócę, gdy będę starsza, bowiem moje dwadzieścia-trzy lata nie pozwoliły mi w pełni wchłonąć wstrząsającego przekazu tejże powieści. W tym momencie mam niezwykle mieszane uczucia względem tego, co przeczytałam. Autorka rodzi w głowie czytelnika tonę pytań, na które odpowiedzi brak - a może nie do końca? Może właśnie o to tu chodzi, by każdy z nas odpowiedział sobie sam?


Powieść ta obrazuje postać kobiety walczącej o przetrwanie - odkrywającej samą siebie w różnych, dotąd nieznanych jej sytuacjach. Jako więźnia, indywiduum i osobę społeczną. Ta książka jest niepodobna do żadnej, którą czytałam wcześniej, a uwierzcie mi, że mam ich trochę za sobą.  

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece! 

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

109. Mój przyjaciel kot, Britt Collins

Po dodających otuchy psich historiach (Był sobie pies, Psiego Najlepszego) przyszedł czas na kocie opowieści! Osobiście uwielbiam koty, więc nie mogłabym przejść obojętnie obok tej książki, jednakże zanim zabrałam się za lekturę, postanowiłam zapoznać się z tematem i przeczytać co nieco o prawdziwej historii Michaela Kinga - bezdomnego mężczyzny, który pewnego dnia znalazł kotkę. Zainteresowanych odsyłam do artykułu w języku angielskim, oraz zapraszam na zapoznanie się z moimi odczuciami po lekturze książki. 

Britt Collins to była redaktorka naczelna pisma Voyager, której teksty publikowano w wielu czasopismach. Mieszka w Londynie, jednakże często odwiedza Los Angeles. W wolnych chwilach wolontariuszka w schroniskach dla zwierząt na całym świecie - zbiera fundusze i dociera do najbardziej potrzebujących czworonogów!. Mój przyjaciel kot to debiut literacki kobiety. 

,,Koty to ukojenie dla duszy."

Michael King to bezdomny alkoholik, którego dawne życie w szczęściu skończyło się w momencie śmierci ukochanej osoby. Od tego czasu King pląta się po ulicach, prowadząc wędrowniczy styl życia. Pomimo bezdomności mężczyźnie udało się nawiązać trwałe przyjaźnie z ludźmi żyjącymi w podobnych warunkach. Pewnego dnia na drodze bezdomnego staje pstrokata kotka, która diametralnie odmienia życie Michaela. 

Na tę książkę miałam ochotę już od pierwszych zapowiedzi na stronie wydawnictwa. Wprost nie mogłam się jej doczekać, a gdy otrzymałam możliwość zrecenzowania powieści byłam przeszczęśliwa. Jak już wspominałam na początku, koty wprost uwielbiam, przez co podeszłam do tej książki mega pozytywnie i nie ukrywam, że trochę się zawiodłam. Nie chodzi o historię, bo przygoda jaką przeżył Michael King z kotką była piękna, wzruszająca i popierająca moje przekonanie, że kot tak samo jak pies może być wspaniałym towarzyszem człowieka, jednakże Britt Collins poniosła pewną klęskę, a ów klęską była postać Rona, pierwotnego właściciela Tabor/Maty. O mamo! Nawet ciężko mi opisać katorgę jaką przeżyłam czytając rozdziały skupiające się na tym mężczyźnie - i od razu zaznaczam, że cudzysłów wcale nie odnosi się do orientacji seksualnej bohatera. Ron był niczym typowa baba przeżywająca PMS - w sumie to był nawet gorszy, bo kobiecie ten stan minie, jemu nie. Wiem jak to jest stracić ukochanego pupila, bo przeżyłam to, co bohater - a właściwie przeżyłam nawet nieco więcej, walcząc o życie mojego kota, a na końcu będąc obecną przy usypianiu... Nie będę się rozpisywać na ten temat, bo skończy się to na łzach. Jednakże postać dorosłego faceta wpadającego w depresję po zaginięciu kota - pisanie o nim na każdym możliwym forum internetowym, notoryczne użalanie się nad sobą do znajomych i rodziny, wizyty u wróżek nawiązujących telepatyczną więź z zaginionymi pupilami, zamykanie się w domu i palenie zniczy w oknach po dziewięciu miesiącach od nieszczęśliwego zdarzenia to stanowczo za dużo! Ludzie dookoła nas codziennie zmagają się z prawdziwymi problemami - śmierć ukochanej osoby, choroba dziecka... a nasz bohater całkowicie się załamał z powodu kota? Ja śmierci swojego pupila nie przyjęłam z uśmiechem na twarzy - wręcz przeciwnie, przez pierwszy tydzień byłam chodzącym nieszczęściem z opuchniętymi od łez oczami, ale trzeba żyć dalej. Mam nadzieję, że osobowość Rona to w większości fikcja, bo facet doprowadził mnie niejednokrotnie do bólu głowy. 


Teraz przejdę do powodów, dla których Mój przyjaciel kot okazał się być miłą i ciekawą lekturą, którą czytałam niemalże cały czas z przyjemnością. Po pierwsze: przekaz powieści. Każdy zasługuje na przyjaźń oraz przyjaźń możemy znaleźć w miejscu, w którym nigdy byśmy się nie spodziewali. To właściwie temat przewodni tejże książki. Kto by się spodziewał, że osoba mieszkająca na ulicy od lat ma w sobie tyle dobroci, by pomóc rannemu kotowi, zaopiekować się nim i szczerze pokochać? Większość moich znajomych uważa bezdomnych za bandę nierobów, osób, które skończył alkohol - nie kłócę się z nimi, bo często to prawda, jednakże pośród tych ludzi wiele jest takich, których w życiu spotkało coś druzgocącego, co odmieniło ich na zawsze. Michael King jest jednym z nich. Czasem trzeba niewiele, by przywrócić w człowieku nadzieję. 

,,Nie bądź nigdy nieżyczliwy dla obcych, bo odrobina dobroci może cię zaprowadzić naprawdę daleko, a czasem nawet pomóc przetrwać całe życie."

Po drugie: koty! Jak zapewne już się domyśliliście, jestem typem kociary. Od zawsze miałam swojego kociego przyjaciela. Uwielbiam te mądre stworzenia i wolę je od psów - które zresztą też uwielbiam! Cieszę się, że do świata literatury wkroczyły właśnie takie rozgrzewające serca historie, w których to nasi czworonożni przyjaciele grają główne skrzypce. Mój przyjaciel kot prezentuje więź człowieka ze zwierzęciem, która odmienia jego życie, sprawia, że staje się on kimś, kogo już dawno w sobie zatracił. 


Po trzecie: ta historia jest na faktach! Jak widać, nie wszystkie zaskakujące historie powstają w głowach autorów powieści. Niezwykła przygoda (miejscami przerywana przez żałosne zrzędzenie Rona) bezdomnego mężczyzny i jego ukochanego futrzaka zdarzyła się naprawdę. Ta powieść była w sam raz dla mnie: Dla wszystkich, którzy kochali i stracili kota. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece! 



wtorek, 3 kwietnia 2018

108. Córka Izebel, Wilkie Collins

Po raz kolejny dałam się kompletnie oczarować Collinsowi. Sięgając po tę książkę, naprawdę nie spodziewałam się, że będzie ona aż tak dobra! Okazała się być lepsza od Tajemnicy Mirtowego Pokoju, która jak wiecie, zdobył u mnie 10/10 punktów. 

Wilkie Collins to angielski powieściopisarz, autor opowiadań oraz dramaturg. Ogromną popularność zdobył już za swojego życia - napisał ponad m.in. 30 powieści i ponad 60 opowiadań. Utworami, które przyniosły mu największą popularność są: Kobieta w Bieli (The Woman in The White), Kamień Księżycowy (The Moonstone), Armadale oraz No Name, czyli Córki niczyje. Był on bliskim przyjacielem Karola Dickensa - na łamach jego gazety były publikowane odcinkowe powieści Collinsa. Prekursor powieści sensacyjnej i detektywistycznej.

Dzięki uprzejmości wydawnictwa MG miałam możliwość przeczytać i zrecenzować dwie inne powieści autora: Córki niczyje, Tajemnica Mirtowego Pokoju. Córka Izebel to trzecia powieść brytyjskiego autora, którą przeczytałam, także warsztat Collinsa jest mi znany, jednakże autor potrafi za każdym razem mnie zaskoczyć i oczarować swymi umiejętnościami pisarskimi. 

,,Im jesteśmy lepsi, tym więcej bezinteresownej uwagi poświęcamy innym. Im jesteśmy gorsi, tym bardziej koncentrujemy się na sobie."

Tytułowa Izebel to wdowa po słynnym profesorze-chemiku, który zmarł zostawiając swoją żonę i córkę w ubóstwie. Madame Fontaine odziedziczyła swój mroczny przydomek po pogańskiej królowej Izraela, będącej symbolem zła, okrucieństwa, chciwości i rozwiązłości. Jak łatwo można się domyślić, panie Fontaine nie są pozytywnie postrzegane przez społeczeństwo. Córka Madame Fontaine, Minnie jest zakochana ze wzajemnością we Fritzu, jednakże ojciec kawalera stanowczo sprzeciwia się małżeństwa swego syna z córką Izebel, gdyż gardzi jej matką. Madame Fontaine jest gotowa na wszystko, by spełnić marzenia swej jedynaczki. 

,,Każdy człowiek wydaje się sobie ciekawy - ale im więcej w nas niegodziwości, tym bardziej jesteśmy sobą zaabsorbowani."

Pani Wagner to wdowa po światłym człowieku, zwolenniku liberalizmu, która po śmierci swego ukochanego męża kontynuuje jego pracę filantropijną. Wagnerowie na swój cel obrali sobie zakłady sprawujące opiekę nad obłąkanymi osobami - pragną, by życie tych pokrzywdzonych przez los ludzi, znacznie się polepszyło. Prócz tego, walczą o prawa kobiet - pragną, by tak samo jak mężczyźni, miały one prawo do godnego stanowiska pracy. Tym sposobem trafia na osobę Słomianego Jacka. 

Narratorem i jednym z czołowych bohaterów powieści jest David Glenney, krewny pani Wagner. Młodzieniec zupełnie przez przypadek zostaje wciągnięty w niezwykle skomplikowaną historię, jaką mamy okazję przeczytać dzięki wspaniałemu umysłowi Collinsa. Tym razem autor na tło akcji wybiera dziewiętnastowieczny Frankfurt - serce finansowe Niemiec. To tam ma miejsce szereg tragicznych zdarzeń, które doprowadzą do rozwikłania mroczonej tajemnicy jednej z bohaterek. 

Wilkie Collins w Córce Izebel wykazał się swą bezbłędną umiejętnością wnikania poza psychologiczną barierę bohaterów. Niejednokrotnie doprowadził mnie do stanu chwilowego otępienia - podczas lektury zatrzymywałam się nad pewnymi fragmentami i czytałam je raz po raz, smakując ich jakże wymowne znaczenie, mające odbicie w ówczesnej rzeczywistości, tak innej od tej odpowiadającej autorowi. Collins w swych powieściach umieszcza istotne problemy społeczne, mające miejsce w jego czasach - tym razem na pierwszy plan wysunęły się prawa kobiet oraz osób psychicznie chorych. Wartka akcja powieści w pełni angażuje czytelnika, wciągając go w świat mrocznych intryg, wielowarstwowych charakterów, wzburzonych serc i czynów dokonywanych drżącą ręką. Choć powieść ta zalicza się do klasyki jest lekka i zwiewna. Czytając ją, czytelnik nie czuje zmęczenia, bądź przytłoczenia, lecz przyjemność. 

Postać madame Fontaine zadziwiła mnie swą złożonością. Dawno nie spotkałam się z tak wielowarstwowym charakterem na łamach książki. Choć była to jedna z najgorszych osób, jakie dane mi było poznać poprzez literaturę, gdyż była bezwzględną manipulantką, gotową na najbardziej hańbiący czyn, aby umilić życie swej miękkiej i mdłej niczym rozgotowana kluska córce, to w pewnym sensie odczuwam względem niej współczucie i swego rodzaju szacunek. Nie wiem, czy sama byłabym gotowa na takie poświęcenie, odwagę i czy potrafiłabym zachować stalowe nerwy. Umiejętności manipulacji, jakimi władała ta kobieta były naprawdę imponujące - nie zmienia to jednak faktu, że nasz jakże spostrzegawczy narrator w najistotniejszym momencie okazał się być... idiotą. 


,,Matka, która walczy o życie swojego dziecka, to matka, która walczy o to, co jej się święcie należy."


Przedostatnia, groteskowa scena Córki Izebel (mająca miejsce w domu pogrzebowym) była kwintesencją umiejętności pisarskich Collinsa. Jeżeli do tej pory miałam jakiekolwiek ale do tej powieści (a nie miałam), to w momencie czytania tegoż fragmentu, wszelkie moje wątpliwości się rozwiały. Twórczość Wilkiego Collinsa zasługuje na znacznie szersze grono odbiorców - ja szczerze zachęcam Was do sięgnięcia po którąkolwiek przeczytaną przeze mnie powieść tego autora. Jestem pewna, że się nie zawiedziecie. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu MG!