Pierwsza space opera, z jaką miałam styczność. Właściwie z tym terminem dopiero teraz się zetknęłam - jak i z autorem i jego twórczością. Po science-fiction sięgam bardzo rzadko. Choć fantastykę kocham całym sercem, tak na kosmiczne podboje nie mam zbytnio ochoty. W pewien sposób tego typu lektury omijam szerokim łukiem, bowiem to nie jest coś, w czymś w pełni się odnajduję. Jednakże powieść Scalziego zaintrygowała mnie na tyle, by dać science-fiction szansę i na chwilę pozbyć się swego rodzaju uprzedzeń.
John Scalzi, właśc. John Michael Scalzi II (ur. 10 maja 1969 r. w Fairfield) – amerykański pisarz, tworzący głównie na polu fantastyki naukowej. Laureat Nagrody Campbella dla najlepszego nowego pisarza w 2006 r. oraz nagród Hugo i Locusa w 2013 roku za powieść Czerwone koszule, a także nagrody Locusa za powieść Upadające imperium w 2018 r. Wcześniej otrzymał także nagrody Hugo dla najlepszego pisarza-fana oraz za najlepszą książkę niefantastyczną. *
Naszym Wszechświatem rządzi fizyka, więc podróżowanie szybciej niż prędkość światła nie jest możliwe. Tak było, dopóki nie odkryto Nurtu – pozawymiarowego pola, do którego możemy uzyskać dostęp w określonych punktach Czasoprzestrzeni, a ono niesie nas do innych światów, krążących wokół innych gwiazd. Ludzkość wyruszyła z Ziemi w kosmos i z czasem zapomniała o swoim rodzimym świecie, tworząc nowe imperium, Wspólnotę, której etos mówi, że żadna z placówek zamieszkanych przez człowieka nie jest w stanie przetrwać bez pozostałych. To stanowi barierę dla międzygwiezdnych wojen, ale też system kontroli władców nad imperium. Nurt jest wieczny, ale nie statyczny – tak jak rzeka zmienia swój bieg, odcinając różne światy od reszty ludzkości. Kiedy przemieszczanie się Nurtu zostaje odkryte – co może się zakończyć odizolowaniem wszystkich miejsc zamieszkanych przez człowieka poprzez uniemożliwienie podróży szybszych niż prędkość światła – troje ludzi: naukowiec, kapitan statku kosmicznego oraz cesarzowa Wspólnoty, prowadzą wyścig z czasem, żeby zbadać co, jeśli w ogóle cokolwiek, da się uratować z międzygwiezdnego imperium, znajdującego się na krawędzi rozpadu. **
Nurt. Kosmiczne metro, dzięki któremu człowiek może płynnie poruszać się po Czasoprzestrzeni. Szybki, niemalże niezawodny środek transportu pokonujący wielokrotnie prędkość światła. Dzięki niemu również kwitnie handel międzyplanetarny, a co za tym idzie powstają ośrodki życia społecznego. Już mało kto pamięta o naszej rodzimej planecie, bowiem jej piękno i unikalność zostało zasłonięte ogromnym kosmicznym imperium zwanym Wspólnotą. Choć świat się zmienia, to człowiek pozostaje taki sam - chciwy, samolubny, bezwzględny. A polityka przypomina sztukę, lecz nie rządzenia państwem, a kombinatoryki i szalbierstwa. John Scalzi wykreował rozbudowane kosmiczne uniwersum, w którym ludzie podróżują za pomocą pozawymiarowego pola, zamieszkują różnorodne planety, a także kolonie planetarne. Co za tym idzie - na czytelnika czeka ogromna dawka niesamowitej technologii, którą można dostrzec choćby w statkach kosmicznych (posiadających dziwaczne, ale i komiczne nazwy), a nawet ubiorze, czy produkowanej żywności. Wspólnota zupełnie nie przypomina naszego świata, bowiem Ziemia pozostała daleko za człowiekiem.
Trójka silnych i zaskakujących bohaterów, którzy pod wieloma względami - nie znają granic. Cardenia to świeża cesarzowa Wspólnoty, która obejmuje władzę po swoim ojcu. To odważna młoda kobieta, na którą z dnia na dzień spada ogromna odpowiedzialność, ale i prawda, którą nie sposób udźwignąć i pozostać nań obojętną. Kiva Lagos, ekscentryczna i dzika kapitan statku Tak, drogi panie, to moje dziecko transportującego głównie hawerfruty (sztuczny owoc, wytworzony przez człowieka). Cechuje ją wulgarność, bezczelność i bezwzględność. Wyznaje zasadę - po trupach do celu. Ostatnim z głównej trójki jest naukowiec Marce Claremont. Raczej spokojny i ułożony. Bohaterowie drugoplanowi pod względem kreacji nie odbiegają od sztandarowych postaci. Każdy z nich posiada odrębną osobowość i potrafi niejednokrotnie zaskoczyć. Niesamowita sceneria kosmicznego otoczenia nie jest w stanie przyćmić ich charyzmy, co samo w sobie świadczy o tym, jak świetnie bohaterowie Upadającego imperium zostali wykreowani.
Idea Nurtu fascynuje i wrzuca wyobraźnię na wyższe obroty. Kosmiczna tuba zasysająca statek kosmiczny, a następnie wypluwająca go w zupełnie innej części Wszechświata. Z jednej strony niezawodna i rozwijająca, z drugiej - całkiem nieprzewidywalna i niszczycielka. Pomysł autora zasługuje na uwagę - którą zresztą otrzymał, ponieważ Upadające imperium jest książką docenioną i gęsto polecaną. Jak widać - nie bez powodu. Jak na początku wspomniałam, nie jestem fanką science-fiction, ale ta historia naprawdę mnie wciągnęła. Autor posługuje się lekkim stylem, często sięgając po komizm czy wulgaryzmy (cóż, są one nieodłącznym elementem charakteru Kivy). Czyta się szybko, z pasją i prawdziwym zainteresowaniem. W tym momencie mam ochotę sięgnąć po kontynuację i mam nadzieję, że do czasu premiery polskiego wydania The Consuming Fire tak pozostanie.
* Wikipedia
** opis wydawcy
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe!
Mam nadzieję, że nie będzie trzeba długo czekać na kontynuację. Książka bardzo mi się podobała. :)
OdpowiedzUsuńMam wielką ochotę przeczytać ta książke
OdpowiedzUsuńJa już nie mogę się doczekać drugiego tomu. Jestem ciekawa dalszych losów bohaterów.
OdpowiedzUsuńTa recenzja pobiła chyba jakiś rekord - wpisywałam ksiązkę na moją liste do przeczytania po dokładnie trzech pierwszych słowach :D Ja dla odmiany uwielbiam science-fiction, więc nie przepuszczę niczego, co inni polecą :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam że pierwszy raz spotkałam się z określeniem gatunku space opera- aż sobie musiałam wygoglować...;) Nie powiem, chociaż science-fiction to nie moja czytelnicza bajka, to czuję się zaintrygowana.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Też nie jestem fanem sci-fi, z fantastyką, która nie jest typowo młodzieżowa też mam problem. Niektóre kocham całym serduchem, z innymi się męczę niesamowicie i przerażają mnie te ogromne i skomplikowane światy :D Dla mnie jednak nie, myślę, że nudziłabym się strasznie :)
OdpowiedzUsuńMam ją w planach od czasu jej premiery, a Twoja recenzja jeszcze bardziej składnia mnie, by szybciej po nią sięgnąć. Zwłaszcza, że nie miałam szczęścia do sci-fi w literaturze do tej pory.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Czytałam już tę książkę i jak na pierwszy tom, który rozpoczyna serie, naprawdę mi się podobała. Liczę, że następny tom będzie o wiele lepszy, a historia rozwinie się w dobrym kierunku. Fabuła ma ogromny potencjał, więc zostało mi tylko czekać na polską premierę.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej książce. Może w wolnej chwili się za nią wezmę.
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się ciekawa :) Zapisuję tytuł w nadziei, że znajdę na nią czas :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Pola
www.czytamytu.blogspot.com
To coś zdecydowanie dla mnie, książkę dopisuję do listy czytelniczej. :)
OdpowiedzUsuńJa również zaliczam się do fanów fantasttyki, ale powoli przekonujesię do sice fiction, bo coraz bardziej mniefascynują kosmiczne podróże. Tę książkę również chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńKsiążka mnie dzięki tej recenzji bardzo zainteresowała. Choć ten gatunek zwykle czytam dwukrotnie, bo nie zawsze zrozumiem przy pierwszym czytaniu, to i tak lubię.
OdpowiedzUsuńSpace opera? Szczerze mówiąc, to ja pierwszy raz spotykam się teraz z takim terminem! :o Ale może to dlatego że nie jestem wciągnięta w sci-fi tak bardzo jak w fantasy, hm. Szanuję bardzo pisarzy sci-fi, zwłaszcza za tę część z science, nie jest łatwo napisać tego typu powieść :D
OdpowiedzUsuńOpis książki brzmi bardzo ciekawie! Sama idea Nurtu wydaje mi się szalenie intrygująca, mam ochotę poczytać o tym coś więcej, tak samo komunikacja międzyplanetarna (brzmi to świetnie :D) budzi moją ciekawość :D I jeszcze postać Kivy bardzo mnie zainteresowała, jej też chętnie przyjrzałabym się bliżej :D
STREFA CZYTANIA ^_^
Nie moja tematyka, dlatego też nie mam jej w planach :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Książki science-ficition nigdy mi za bardzo nie podchodziły, tak jak pisałaś ja też wolałam fantasy. Jednak czytając Twoją recenzję całkiem się wciągnęłam i myślę że chętnie po nią sięgnę. Świetna recenzja!
OdpowiedzUsuńCzęściej czytam komiksy o takiej tematyce, ale lubię space opery, więc pewnie i za książki się wezmę.
OdpowiedzUsuńI to jest coś, co lubię! :D Chętnie się skuszę jak dorwę ją któregoś dnia w bibliotece :)
OdpowiedzUsuńKsiążka kompletnie nie dla mnie, za to mój mąż byłby zachwycony :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o niej wcześniej ale recenzja bardzo zachęca. Świetnie przedstawiłaś tę książkę i chociaż gatunek jest mi obcy to chyba zrobię do niej podejście.
OdpowiedzUsuńNiestety nie lubię klimatów koszmicznych, więc tym razem podziękuję :)
OdpowiedzUsuńW sumie to dawno nie buszowałam w kosmosie, chętnie wkroczę w nurty fantastyki. :)
OdpowiedzUsuńRównież rzadko sięgam po science-fiction, ale coraz częściej postanawiam sobie, że to zmienię:) Ta książka na początek będzie odpowiednia:D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że książka Ci się podobał, jednak ja i SF kompletnie się nie lubimy, dlatego nie sięgam po taki gatunek w ogóle.
OdpowiedzUsuńDobre SF nie jest złe, choć dość trudno jest znaleźć coś naprawdę chwytającego za serce :D Na tę książkę zwrócę uwagę na pewno :)
OdpowiedzUsuńJak to się stało, że przegapiłam tę premierę? Dzięki za ciekawą recenzję, wpisuję na listę oczekujących na przeczytanie.
OdpowiedzUsuńNie przekonuje mnie klimat. Jakoś nie potrafię znaleźć tutaj niczego, co by mnie przekonało ;)
OdpowiedzUsuńOj to nie za bardzo moje klimaty
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja, jednak książka to nie moje klimaty. Myślę, że to coś bardziej dla mojego męża :)
OdpowiedzUsuńSpace opera? O matko. Czuję się niekiedy jak początkująca w czytaniu. Też kocham fantasy, ale po moim ostatnim science fiction jakoś mnie nie ciągnie do tego gatunku. Albo po prostu Pielewin zrobił mi wodę z mózgu haha. Ale całkiem poważnie. Właśnie po jego książce mam teraz problem, żeby sięgnąć po cokolwiek. Nie podoba mi się ten stan rzeczy. Nie mniej super recenzja. Lubię czytać twoje recenzje :) Kinga :)
OdpowiedzUsuńTeż nie przepadam za science-fiction, często jest zbyt przeładowane technicznymi określeniami, które tylko mi komplikują załapanie fabuły. Ale ten tytuł wygląda bardzo ciekawie i zachęcająco, muszę koniecznie go zapamiętać :)
OdpowiedzUsuńŻ-że jak? Space opera? Rany, tworzy się już tyle odłamów gatunkowych, że lada moment trzeba będzie stworzyć dla nich specjalne drzewa genealogiczne, by się nie pogubić. o_o'
OdpowiedzUsuńA co do samej książki, pomysł na nią wydaje się ciekawy, jednak nie na tyle, bym chciała poświęcić tej historii trochę swojego czasu. Podziękuję. ;)
Ja już wcześniej spotkałam się z tym terminem, ale nigdy nie czytałam tego rodzaju SF. Książka zapowiada się interesująco, więc być może kiedyś spróbuję taką przygodę, ale najpierw muszę nadrobić tytuły, które obecnie kurzą się w kolejce.
OdpowiedzUsuńKiva Lagos NIE BYŁA KAPITANEM STATKU, TYLKO BLINNIKKA! Z jakiego blogu ten sam błąd został przepisany? Zresztą pewne słowa znalazłam na jeszcze innym blogu. "na czytelnika czeka ogromna dawka niesamowitej technologii, którą można dostrzec choćby w statkach kosmicznych (posiadających dziwaczne, ale i komiczne nazwy), a nawet ubiorze, czy produkowanej żywności." Ty tak poważnie? Jeśli chodzi o ubiór to tylko wiadomo co miała na sobie Cardenia w dniu koronacji i jaki kolor co odpowiada u członków w pewnym komitecie. Z żywności to wiadomo ledwo co. Jak się książkę nie przeczytało to się:
OdpowiedzUsuń- o niej NIE PISZE;
- ani NIE ŚCIĄGA SIĘ FRAGMENTY OPINII INNYCH LUDZI!