Menu

sobota, 30 stycznia 2016

12. Dziewczyna z Pomarańczami, Jostein Gaarder



Na Dziewczynę z Pomarańczami miałam ochotę odkąd zobaczyłam tą przecudną, wspaniałą i jedyną w swoim rodzaju okładkę. Wyczytałam, że za jej projekt odpowiada pani Magda Kuc, której należą się brawa (i podwyżka). Naprawdę, to chyba najpiękniejsza książkowa okładka jaką widziałam, a jak każdy z Was widziałam ich całą masę. Nic dziwnego, że sięgnęłam po pomarańczową dziewczynę w ciemno - nie czytając nawet o czym jest.

Główną osią historii jest list, który piętnastoletni Georg otrzymuje od ojca, Jana Olava. Nie byłoby w tym nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że ojciec chłopca zmarł jedenaście lat temu. Dla Georga ojciec jest mętną osobą z przeszłości - osobą, z którą nie posiada żadnych precyzyjnych wspomnień, do której nie żywi większych uczuć, z którą nie mógł nawet porozmawiać. Georg za pomocą listu poznaje swojego ojca, jego myśli, wspomnienia, uczucia. Poprzez kartki historii opowiedzianej w Dziewczynie z Pomarańczami przenosimy się w przeszłość razem z Georgem i jego zmarłym ojcem. Śledzimy losy studenta Jana Olava, który pewnego dnia spotyka tytułową dziewczynę z pomarańczami. Chłopak nie wie kim jest tajemnicza nieznajoma, jak się nazywa, gdzie mieszka i... skąd się wzięła. Mimo to postanawia ją odnaleźć.

Ojciec chłopca poprzez romantyczną historię zadaje swojemu synowi pytania dotyczące sensu życia, istnienia, przemijania i miłości. Mówi też o własnej nieuchronnej śmierci, która powoli skrada się do niego, czai się pod łóżkiem, zagląda przez dziurkę od klucza. Mężczyzna w ludzki sposób przyznaje się do własnego strachu przed nicością. Nie chce umrzeć, nie chce odejść z tego świata, nie chce opuszczać swojego syna i żony. Jan Olav tak bardzo tego wszystkiego nie chce, że łamie mi to serce. 

Boję się wyrzucenia z tego świata. Boję się takich wieczorów jak ten, kiedy nie będzie mi już wolno żyć.”  


Na pewno zauważyliście, że cały ten post to zbiór cytatów - nawet ilustracje je posiadają. Jest tak, ponieważ Dziewczyna z Pomarańczami posiada tyle wspaniałych i wartych przemyślenia słów, że ich cząstki nie mogłabym nie uwzględnić. Jan Olav w baśniowy sposób opisuje uczucie do tajemniczej dziewczyny z pomarańczami oraz wyznaje miłość ojcowską - nagle przerwaną przez śmierć. Miłość, którą jego syn prawie nie pamięta, a która dzięki listowi ożyła. Jostein Gaarder zmusza czytelnika do refleksji. Obok takiej książki nie można przejść obojętnie. Każdy powinien ją przeczytać. Przecież to tylko 140 stron! 

Muszę się przyznać, że początkowo nie doceniłam tej książki. Oczywiście, były wzruszenia, łzy i chwile na przerwę. Naprawdę, pierwszy raz musiałam oderwać na moment wzrok od słów  i wziąć kilka głębokich oddechów, by móc czytać dalej. Myślałam, że to niemożliwe w moim przypadku. Autor miejscami przerysowywał, wręcz dramatyzował. Nie mam tu na myśli przemyśleń Jana Olava, tylko zdarzenia. Choćby sytuacja z martwym gołębiem. Kto czytał ten wie. Nie pochłonęłam jej w ciągu jednego dnia. Czasem się nudziłam. Aczkolwiek tę książeczkę należy przeczytać całą, by móc wypowiedzieć się na jej temat. Teraz wiem, że na pewno powrócę do Dziewczyny z Pomarańczami


Dziewczyna z Pomarańczami to historia opowiedziana w historii. Ojciec i syn spotykają się po jedenastu latach i piszą razem książkę. Raz patrzymy na świat przez Georga, a raz przez Jana Olava. Zaczynamy dostrzegać podobieństwa w tych dwóch pozornie różnych postaciach. To książka o ulotności i kruchości życia ludzkiego; o tym, że prędzej czy później odejdziemy z tego świata, zostawimy wszystko i wszystkich za sobą. Dlatego powinniśmy doceniać każdego dnia najcenniejszy dar, jakim jest życie. Powinniśmy zachwycać się tym, co nas otacza i nie próbuj mi wmawiać, że natura nie jest cudem. Nie opowiadaj mi, że świat nie jest baśnią

„Nie odczuwam już potrzeby przeżywania czegoś więcej niż to, czego do tej pory doświadczyłem. Tak bardzo pragnę jedynie zatrzymać to, co już mam.”

Największą zaletą tej historii jest przedstawienie przemyśleń Jana Olava w sposób ludzki. Autor nie stworzył tu bohatera, który dzielnie oczekuje na śmierć. Pokazuje nam człowieka załamanego, przerażonego, kurczowo trzymającego się życia, a jednocześnie pogodzonego ze swoim jakże tragicznym losem. Człowieka, który przez strach nie potrafi zasnąć; marzyciela trzymającego swojego czteroletniego synka na kolanach, pokazując mu gwiazdy. Mężczyznę, który płacze, bo chce żyć.

Jestem pewna, że ta pozornie lekka książka wpłynęła na mój światopogląd. Czuję to. Często zastanawiałam się, jaką ocenę wystawię tej książce, ale teraz już wiem. 10/10. To było do przewidzenia. Jeżeli ktoś z Was nie czytał Dziewczyny z Pomarańczami, to niech to zrobi. Na pewno nie zajmie to dużo czasu. Książka jest krótka, przeznaczona dla młodszych i starszych odbiorców, czcionka przyjemna. Na pewno nie będziecie żałować.  



wtorek, 26 stycznia 2016

11. Pogromca Lwów, Camilla Läckberg


Potrzebowałam sporo czasu po lekturze Pogromcy Lwów, by móc wypowiedzieć się na jej temat i właściwie dalej nie wiem, co powiedzieć...  Przede wszystkim ta książka niesamowicie mnie wciągnęła i co chwile zaskakiwała. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością królowej szwedzkiego kryminału. Nie czytałam żadnej poprzedniej części Sagi o Fjällbace, a łącznie jest ich aż 9 i szczerze żałuję. Cała saga dzięki tej części znalazła się na mojej liście książek do przeczytania. 





Akcja powieści dzieje się w styczniu we wcześniej wspomnianej Fjällbace, małym turystycznym miasteczku w Szwecji. Z lasu prosto pod koła samochodu wybiega półnaga dziewczyna, która zaginęła cztery miesiące temu. Mieszkańcy miasteczka są wstrząśnięci, policja zdezorientowana, rodzina dziewczynki zdruzgotana. W trakcie śledztwa wychodzi na jaw, że nastolatka była poddawana szczególnie okrutnym torturom. Nikt nie wie gdzie przebywała, kto jej to zrobił i czy psychopata nie czai się tuż za rogiem. 

Nie ma wagi, która by pilnowała, żeby wszystko zostało rozdzielone po równo.

Camilla Läckberg zręcznie operowała fabułą raz zwracając uwagę czytelnika na jednego z bohaterów, by po chwili rzucić cień na innego. Dajemy się nabrać raz za razem.  Wątki kryminalne przeplatały się z obyczajowymi, teraźniejszość z przeszłością. Wszystko powoli łączyło się w całość - głęboko ukrytą prawdę. Szokowało, zdumiewało, przerażało. Podczas czytania od samego początku targały mną różnorakie emocje. Strach, obrzydzenie, zdezorientowanie, ciekawość. Camilla Läckberg z wirtuozerią bawiła się moimi uczuciami i kompletnie wciągnęła w wykreowany przez nią mroczny świat. Żaden z bohaterów nie był mdły, nudny, czy zbędny. A osiągnąć coś takiego to nie lada wyzwanie. Pokochałam Patrika, Erikę i ich dzieciaki, przeżywałam smutek razem z Anną, obawiałam się razem z mieszkańcami Fjällbaci - oni o jutro, ja o kolejny rozdział. Byłam niesamowicie ciekawa kim jest morderca, jaki był jego motyw oraz jak autorka rozegra partię, którą sama zaczęła. Pogromca Lwów to przede wszystkim skomplikowana fabuła. Królują w niej niejednoznaczność, mroczny klimat, tajemnica i suspens.


Książka wciągnęła mnie do tego stopnia, że czytałam ją wszędzie, gdzie tylko mogłam: na łóżku, przed laptopem, w wannie, w pracy, w busie. Koniecznie chciałam odkryć prawdę. Ciekawość potęgowała chęć czytania, lekkie pióro autorki kusiło. Pogromca Lwów przesiedział troszkę na mojej półce - właściwie całkiem przypadkowo na niej się znalazł. Jednak okazał się strzałem w dziesiątkę. Po raz kolejny zakochałam się w kryminale skandynawskim. Pierwszy raz spotkałam się z nim dzięki niestety zmarłemu już Stiegowi Larsson, autorowi trylogii Millennium (przeczytałam póki co pierwszy tom, także kiedyś pojawi się recenzja całości). Klimat skutej lodem Fjällbaci szybko mnie wciągnął. Niestety pojawia się ALE. Jeżeli chodzi o końcówkę powieści. Naprawdę spodziewałam się czegoś... piorunującego? Wcale nie mówię, że końcówka okazała się niewypałem, bądź rozczarowaniem. Jednak myślałam, że TAKA historia zamknie się inaczej niż zaprezentowała to autorka. Że gdy zamknę książkę mimowolnie będą wystrzeliwać z niej fajerwerki, a w mojej głowie będzie jedno wielkie: CHOLERA JASNA, CO TO BYŁO?! Pogromca Lwów definitywnie zasługiwał na większe wow. Oczywiście kilka wątków nagle ucichło, rozpłynęło się - cisza, nie ma i chyba się już nigdy nie dowiemy co z nimi. Choć mam nadzieję, że kolejna część Sagi o Fjällbace będzie kontynuacją wątków kryminalnych z Pogromcy Lwów


 Tak jak mówiłam, całą sagę mam na liście i na pewno nie raz jeszcze wrócę do Fjällbaci. Pogromca Lwów przekonał mnie do pióra Läckberg, obudził zapomnianą miłość do kryminału skandynawskiego. Pomijając ALE to jestem zachwycona całością. 

Pogromca Lwów otrzymuje 8,5/10 punktów.   
Znowu połówka, ale inaczej nie mogę. Musi być sprawiedliwie. 

niedziela, 24 stycznia 2016

Liebster Blog Award


Hejka! Już po zjeździe. Jestem, przeżyłam, mam się (nawet) dobrze, chociaż po odebraniu karty egzaminacyjnej trochę mi słabo. 22 przedmioty do zaliczenia. Coś czuję, że ta sesja zostawi mnie w strzępach. Zostałam nominowana aż dwa razy do Liebster Blog Award, za co ogromnie dziękuje. Jest mi bardzo miło :) 

Pierwsza nominacja pochodzi od Poetki A:

1. Twoja ulubiona książka z 2015 roku?
Trudne pytanie. Chyba niestety nie mam takiej. Dużo mi się podobało, kilka nie, ale nie znalazłam takiej, którą mogłabym nazwać ulubioną. 

     2. Twój ulubiony autor 2015 roku?
Stephen King. Zawsze Stephen King - mój mistrz. 

     3. Ulubiona piosenka?
Kid Cudi - Pursuit of Happiness. Tylko nie ten tandetny remiks z Projektu X. Od kilku lat ten sam utwór jest moim numerem jeden i chyba już nim pozostanie. 

     4. Jakie seriale oglądasz?
Wikingów i czasami Kryminalnych. Brak czasu. Ale mam kilka w planach. Ragnar i Rollo to moje miłości. 

     5. Czytasz mangi?
Niestety nie.

     6. Oglądasz anime?
Również nie. Ale kiedyś oglądałam PokemonyToradora, które bardzo mi się podobało. Ale na tym zakończyła się moja przygoda z anime. 

     7. Ulubione imię męskie?
Michał, bo tak ma na imię mój chłopak. Ale poza tym do moich ulubionych należą Arek i Sebastian. Te już bez sentymentów :)

     8. Jaka książka najbardziej zapadła Ci w pamięć?
Chyba Cmętarz Zwieżąt autorstwa Stephena Kinga. Ta książka była dla mnie tak przerażająca, że do dziś jak sobie o niej pomyślę, mam ciarki. 

     9. Cytat na dziś.
Kiedy myślisz, że gorzej już być nie może, zacznij się walić deską po nodze. Zobaczysz jaką poczujesz ulgę gdy przestaniesz. ~Winston Groom

     10. Piosenka na dziś.

     11. Jak trafiłaś na mojego bloga i co Ci się w nim najbardziej podoba?
Chyba przypadkowo się na nim znalazłam.  Recenzje i autorka oczywiście. Wydajesz się być pozytywną osobą z pozytywną energią! 

Kolejna nominacja pochodzi od autorki bloga GeekBSF

1.Co uważasz na temat książek z gatunku fantastyki? 
Uwielbiam książki z tego gatunku. Najbardziej przypadły mi do gustu i najchętniej właśnie po takie sięgam. Osoba, która stroni od takiej tematyki dużo traci. Czasami fajnie się przenieść do zupełnie innego świata!  

2.Jaka jest Twoja ukochana książka?
Igrzyska Śmierci. Właściwie to seria, ale trudno. No kocham.  

3.Najlepszy film jaki widziałeś/widziałaś w poprzednim roku?
Still Alice. Jeżeli ktoś z Was jeszcze tego nie obejrzał, to proszę, proszę, proszę - zaufajcie mi. Ten film jest przepiękny, życiowy i każdy powinien go obejrzeć po prostu dla siebie.  

4.Utożsamiasz się z jakimś bohaterem książkowym?
Jeszcze nie znalazłam swojego książkowego odpowiednika. Ale uwierzcie mi, że szukam! 

5.Jakie magiczne zwierze chciałbyś/chciałabyś posiadać?
Moja pierwsza myśl to smok. No ale on z czasem by urósł i ciężko byłoby go schować, poza tym raczej ciężko nakarmić takiego wielkiego stwora. Może coś w stylu Pikachu? Nie wiem, czy można nazwać go magicznym zwierzęciem, no ale trudno. Zresztą, no kto by nie chciał takiego słodziaka? 


6.Marvel, czy DC?
DC.

7.Ulubiony serial?
Aktualnie Wikingowie. Już się nie mogę doczekać 4. sezonu, ale niestety trochę sobie poczekam. 
 

8.Jak układasz książki w swojej domowej biblioteczce?
Szczerze mówiąc to nie mam żadnego systemu. 2 półki mam zapełnione w książkach z czarną bądź bardzo ciemną okładką (są tak m.in. saga Zmierzch, cykl Dom Nocy, seria Upadli Lauren Kate), jedna jest zapełniona w 3/4 białymi książkami (seria Pretty Little Liars, Infoszok, Parabellum). Reszta półek niestety straszy i cierpię na brak miejsca.
  

9.Masz możliwość zamienienia się w jednego z superbohaterów. Którego byś wybrał/wybrała?
Wonder Woman! Seksownie zabójcza. Przez chwilkę zastanawiałam się nad Mystique, ale jednak Wonder Woman.  


10.Kogo chciałbyś/chciałabyś spotkać na swojej drodze: Dumbledora z listem do Hogwartu, czy Gandalfa, który wysłałby Cię na ważną misję?
Chyba żadnego z nich w tym momencie. No ale jak już muszę wybierać, to chyba Gandalfa. Przynajmniej mogłabym zwiać na chwilę i oderwać myśli od egzaminów, projektów i... egzaminów.  

11.Jaki jest Twój ulubiony czarny charakter?
Pamiętam, że ogromnie spodobała mi się postać Cama z serii Upadli Lauren Kate. Czarny charakter, w którym mogłabym się zakochać. Nie wiem co mnie tak w nim urzekło, ale zdecydowanie wolałam go bardziej od Daniela. 



Jeszcze raz dziękuję Wam za nominację :) teraz mój zestaw pytań:

1. Jaki zespół bądź wykonawca jest Twoim odkryciem muzycznym 2015 roku? 
2. Pies czy kot?
3. Najgorszy film jaki kiedykolwiek widziałaś?
4. Książka (bądź seria), którą uwielbiałaś, a wszyscy inni ją krytykowali?
5. Książka (bądź seria), która Ci się nie podobała, a wszyscy inni się nią zachwycali?
6.Ranny ptaszek, czy nocny marek?
7. Najbardziej przerażająca książka jaką przeczytałaś?
8. Preferujesz spokojne wieczory, czy wyjścia pełne wrażeń?
9. W jakie gry komputerowe grasz?
10. Czy stoisz przed jakimś wyzwaniem? (matura, egzamin na prawo jazdy, sesja, itd.)
11. Czy jest coś, co chciałabyś w sobie zmienić? (tu mam na myśli jakąś negatywną cechę, nie wygląd)

nominuję:
http://books-world-come-in.blogspot.com/
http://houseofreaders.blogspot.com/
http://wymarzona-ksiazka.blogspot.com/
http://bluszczowe-recenzje.blogspot.com/

We wtorek powinna się pojawić recenzja. Trzymajcie się.  

czwartek, 21 stycznia 2016

MARINA AND THE DIAMONDS BOOK TAG

Witam wszystkich w nie-recenzenckim poście. Tak jak wspominałam wcześniej, w tym tygodniu walczę z czasem. Tworzę projekty, uczę się, bo czeka mnie ciężki weekend. Jednak nie mam zamiaru spocząć na laurach. W związku z tym wymyśliłam taki o to tag o nazwie, która mówi właściwie wszystko: Marina and The Diamonds Book Tag. O co chodzi? Może słyszeliście o Taylor Swift Book Tag? Jeżeli tak, to jest to samo, tyle że mamy tutaj Marinę Diamandis i do jej utworów będziemy dopasowywać książki, a raczej do tytułów jej utworów. Skąd się wziął pomysł? Spodobała mi się koncepcja tagu z Taylor, a że uwielbiam Marinę, to czemu by nie spróbować? 

Mamy 10 tytułów piosenek Mariny, do których chciałabym żebyście dopasowali książki. Zacznę ja, a na końcu wytypuję osoby, jak w każdym book tagu. 




1. Gold - książka, która posiada złote elementy na okładce, bądź jest w tym kolorze.

Porwałam pierwszą lepszą książkę z brzegu, czyli Kolos: Cena Amerykańskiego Imperium autorstwa Nialla Ferguson. Nie przeczytałam jej jeszcze, dlatego, że jak sam tytuł mówi, ta książka jest kolosalna. 

2. Can't Pin Me Down - książka (bądź seria), w której bohater walczy z przeciwnościami losu i mimo, że nie zawsze wszystko idzie jak powinno - nigdy się nie poddaje!

Tutaj mogłabym wymienić Sabę z Kronik Czerwonej Pustyni, bądź Katniss z Igrzysk Śmierci, ale wydaje mi się, że Zoe z Domu Nocy bardziej się nadaję do tej kategorii. Zoe przez 12 tomów Domu Nocy zmaga się z życiem, złem i przeciwnościami losu i jak widać, nie poddała się, bo przetrwała z nami te 12 tomów. A może bardziej my z nią?

3. Sex Yeah - książka (bądź seria), która aż kipi seksem.

Nie czytałam zbyt dużo literatury erotycznej, a już na pewno nie Greya. Po Greya nie mam zamiaru sięgać. Dotyk Crossa to książka, która pasuje do tej kategorii i która mi się podobała. Jeżeli ktoś nie czytał, a lubi tego typu literaturę to polecam. 

4. Teen Idle - książka (bądź seria), którą uwielbiałaś jako nastolatka, ale teraz uważasz, że jest... głupia.  

Seria Pretty Little Liars Sary Shepard. Lubiłam ją, naprawdę! Dostała u mnie ocenę 6/10, więc całkiem niezłą mimo tego całego bałaganu, który zrobiła autorka. 

5. Obsessions - książka (bądź seria), na której punkcie miałaś totalną obsesję. 

Zmierzch. Uwielbiałam ten cykl. Miałam idealny wiek do tej lektury, więc nic dziwnego. Przeczytałam go jednym tchem i ogromnie żałowałam, że to TYLKO tyle. Później zachwycałam się filmem, czytałam fanfiki a teraz czekam na Życie i Śmierć. Tak, zdecydowanie na punkcie Zmierzchu miałam obsesję.

6. Primadonna - książka (bądź seria), z głównym bohaterem lub bohaterem, którego nie potrafiłaś znieść. 

Ever Bloom z serii Nieśmiertelni. W ogóle ta seria... mogiła. Aż mam ciarki. 

7. I'm a Ruin - książka (bądź seria), której zakończenie złamało Ci serce. 

Nie mam niestety takiej... chyba. Ale mogę wspomnieć tu o Niezgodnej, której ostatni tom, czyli zakończenie złamał mi serce, bo był tak kiepski, że nawet nie dotrwałam do końca serii.

8. Power & Control - książka (bądź seria), która przejęła nad Tobą kontrolę, do tego stopnia, że nie potrafiłaś skupić się na niczym innym.

Igrzyska Śmierci. W ciągu niecałego tygodnia przeczytałam calutką trylogię. Collins stworzyła niesamowity świat i niesamowitych bohaterów. Do dziś wielbię tę historię. #TeamPeeta!

9. Forget - książka (bądź seria), którą czytałaś, ale kompletnie nie pamiętasz o czym była.

Tu mam duży problem, bo mam dobrą pamięć. Może Bestia Alex Flinn? Pamiętam chłopaka i dziewczynę, ale to chyba... wszystko. Pamiętam również, że mi się nie podobała. 

10. The State of Dreaming - książka (bądź seria), która spełniła wszystkie twoje oczekiwania, a nawet je przerosła!  

Znowu Igrzyska Śmierci. No co poradzę, po prostu je uwielbiam od samego początku do końca. Nie wyobrażam sobie ani jednej rzeczy, która mogła być pominięta bądź zmieniona. 


no i teraz nominacje:
PięknoCzytania (bo widziałam w tle tekst z piosenki Mariny, więc celuje w ciemno, że może się spodobać)

Dziękuję za uwagę. W przyszłym tygodniu powinna się pojawić recenzja "Pogromcy Lwów" Camilli Lackberg. 

sobota, 16 stycznia 2016

10. Bursztynowy Dym, Kristin Cast


Bursztynowy Dym to kolejna książka z gatunku fantastyki młodzieżowej, którą przeczytałam w tym miesiącu. Dla części z Was zapewne nazwisko Cast otwiera jakąś szufladkę w pamięci. Jeżeli kojarzy Wam się z Domem Nocy, Wezwaniem Bogini lub cyklem Partholon to idziecie dobrym tropem. Kristin Cast to współautorka wielotomowego, bestsellerowego Domu Nocy i córka P. C. Cast, która napisała wyżej wspomniane cykle: Wezwanie Bogini i Partholon. Bursztynowy Dym to początek debiutanckiego cyklu młodej Cast zatytułowanego Uciekinierzy (The Runners). Kristin ewidentnie poszła w ślady matki zarówno w koncepcie jak i gatunku. 

Pierwsza część cyklu Uciekinierzy otwiera przed nami drzwi do świata mitologii, gdzie wysłannicy bogów muszą sprowadzić zło z powrotem do mitycznego Tartaru, najmroczniejszej części krainy podziemia, w której przebywają dusze skazane na wieczne cierpienie. I tak poznajemy Aleka - syna Furii i Evę - potomkinię wyroczni delfickiej, Pytii. Jednak zanim zmierzą się ze złem muszą odnaleźć siebie nawzajem. 


„Czas to zmienna bestia. Nie ma ustalonego początku ani końca, nie biegnie też jednostajnie, jak sobie wyobrażają śmiertelni. Zamiast tego zagina się i rozszczepia pod powierzchnią niczym korzenie drzewa.”*


Zanim zabrałam się za lekturę nie spodziewałam się niczego specjalnego. Nie robiłam sobie żadnych wywindowanych nadziei. Zwykła młodzieżówka dla osób troszkę młodszych ode mnie i częściowo dzięki takiemu podejściu książka mi się spodobała. Bardzo miłą niespodzianką jest to, że Eva, jedna z głównych bohaterów, ma 23 lata - co jest rzadko spotykane w tego typu seriach a nawet i gatunku jakim jest fantastyka młodzieżowa (zazwyczaj są to 16-17 letnie nastolatki; taki schemacik). Dzięki wiekowi Evy łatwiej wczułam się w fabułę, bo bliżej mi do takiego wieku niż do szesnastki.  Kolejnym plusem są zabawne dialogi. Tak jak wcześniej wspominałam: nie jest to literatura z górnej półki, więc należy do tego podejść z dystansem bez oczekiwań na łapiące za serce przemyślenia, opisy przyrody godne Sienkiewicza, czy uniesienia wprost z Dumy i Uprzedzenia.  
Bursztynowy Dym to książeczka na jeden, góra dwa dni. Dwieście-czterdzieści stron zapełnionych lekkim tekstem, w którym akcja dzieje się szybko, ale nie za szybko. Z rozbawieniem towarzyszymy Alekowi w zmaganiach z naszym światem i z przestrachem śledzimy losy Evy. Niestety (jak to często mi się zdarza) odniosłam wrażenie, że w książce brakuje jakichś stu stron, dzięki którym moglibyśmy bliżej poznać bohaterów, wczuć się i wciągnąć w fabułę oraz delektować historią, jaką przygotowała dla nas Cast. Prócz tego, często przewijał się motyw odcienia bursztynowego. Tak często, że gdy autorka chciała określić barwę jakiegoś zjawiska (niech zgadnę, znowu bursztynowy? Och, a jednak) prawie zawsze musiał być to bursztynowy. Wiem, czepiam się, no ale to było irytujące. Bursztynowy Dym to młodzieżówka przeznaczona dla nieco starszych nastolatków. Pojawiają się w niej wulgaryzmy, seks i używki - tu taka informacja dla rodziców, którzy być może chcą sprezentować tę książkę dziecku, i którzy BYĆ MOŻE akurat czytają mojego bloga. 
Cykl Uciekinierzy zapowiada się naprawdę bardzo fajnie. Autorce nie można odmówić oryginalności, pomysłowości i umiejętności oczarowania czytelnika. Na pewno sięgnę po kolejne części. Drugi tom cyklu będzie miał premierę w maju tego roku (za granicą, w Polsce jeszcze nie wiadomo), a jego tytuł to Scarlet Rain, czyli Szkarłatny Deszcz. Wydaje mi się, że właśnie tak będzie to brzmiało w Polsce, jako że Książnice nie poniosła wyobraźnia i tytuł pierwszego tomu przetłumaczyła zgodnie ze wzorem (Amber Smoke - Bursztynowy Dym). Spotkamy w nim bohaterów z pierwszego tomu,  na których będzie czekać zawartość Puszki Pandory.

Ocena to: 6/10

Recenzja nieco krótka (jak na mnie). Jednak to wszystko co mogę powiedzieć na temat tej książeczki. Ma 240 stron, więc... raczej ogromnego tekstu sklecić nie można. Ale przygotowałam dla Was coś jeszcze; taki o stosik: 

(proponuję kliknąć na obrazek)

Jestem bardzo ciekawa Podwodnego Świata Kat Falls oraz Ostatniej Sagi autorstwa Marcina Mortki. Jestem ogromną fanką serialu Wikingowie i wszystko co związane z nimi mnie aktualnie cieszy, więc mam wysokie oczekiwania.

Przyszły tydzień niestety będę musiała poświęcić nauce. Sesja się zbliża. Zaliczenia, projekty... bueh. Może uda mi się coś wstawić na bloga, ale szczerze wątpię, że będzie to recenzja. Może będzie to coś w stylu książek, na które czekam a które ukażą się w najbliższym czasie. Jeżeli jednak napiszę recenzję, to będzie to świadczyło o tym, że jestem superwoman (i że zamiast się uczyć, zabijam czas głupotami) ;) Pozdrawiam! 

*Bursztynowy Dym, Kristin Cast, str.62

środa, 13 stycznia 2016

9. Akademia Wampirów, Richelle Mead


        

           Ostatnimi czasy moja uwagę przykuły książki, które od dłuższego czasu znajdują się w mojej biblioteczce, a mianowicie te należące do gatunku fantastyki młodzieżowej. Jako nastolatka zaczytywałam się w niej, ale nie wszystko udało mi się pochłonąć - no wiecie, ten cały szał dorastania zabiera nam dużo czasu, który głównie przeznaczamy na głupoty. Wracając jednak do sedna sprawy. Bodajże 3 lata temu zakupiłam pierwszą i trzecią część cyklu Richelle Mead Akademia Wampirów. Tak, dobrze przeczytaliście. Pierwszą i trzecią. Dlaczego tak? Ach, mole książkowe będą wiedziały o co chodzi. Szybkie bicie serca, oczopląs. Masa książek wokół, nie wiadomo na którą patrzeć, a co dopiero którą kupić i tak też przez przypadek w moje ręce wpadły te dwie części: tytułowa Akademia Wampirów oraz Pocałunek Cienia. Pierwszą część przeczytałam jakoś świeżo po zakupie, no ale trzeciej nie opłacało mi się czytać - jak to tak bez drugiej części? Przecież to nie po Bożemu. No więc książeczka leżała tak tygodniami, miesiącami, latami. Dopiero jakiś czas temu zebrałam się na zakup drugiej części i po raz kolejny przekroczyłam bramy Akademii świętego Władimira - bo właśnie tam głównie ma miejsce akcja cyklu. 


W murach Akademii zagnieździły się intrygi i kłamstwa. Szepty snuły się w korytarzach, a prawda ukrywała po kątach.


         Powroty bywają ciężkie, nawet jeżeli wcześniej było się na samym szczycie. Właśnie o tym przekonała się główna bohaterka cyklu Richelle Mead. Wcześniej uwielbiana i podziwiana, teraz poniżana,  wytykana palcami i uznana za zdrajczynię. Akcja dzieje się w Akademii, czyli w zamkniętym terenie. Nie obejdzie się więc bez dramatów, intryg, konfliktów, zdrad oraz romansów.
         Losy Akademii przedstawia nam Rose Hathaway, dampirka. Dampir to wybuchowa mieszanka. Pół-człowiek, pół-wampir., którego zadaniem jest chronienie morojów - wampirów czystej krwi. Rose od dziecka przyjaźni się z jedną z nich, Wasylisą Lissą Dragomir - można nawet powiedzieć, że nastolatki łączy coś więcej. Odsuńcie od siebie te zbereźne myśli! Dziewczyny łączy tajemnicza więź. Rose potrafi przenikać do świadomości Lissy i to zupełnie nieświadomie. Dzięki temu Hathaway idealnie nadaje się na jej strażniczkę, a o niczym innym nie marzy! Lissa była dla mnie postacią mdłą, bez charakteru. Przerażona wampirza nastolatka, której każdy potrafił namącić w głowie i zaszczuć. Zupełne przeciwieństwo Rose, której temperament można było wyraźnie poczuć na kartach opowieści. Rose musiała bez przerwy być na baczności, by móc zapewnić bezpieczeństwo tak bezbronnej osobie, która w gruncie rzeczy była znacznie potężniejsza od większości bohaterów. W Lissie widziałam potencjał, który autorka wykorzystała w dalszych częściach (z czego bardzo się cieszę), ale o tym nie będę się rozwodzić teraz, bo to recenzja pierwszego tomu.


         Wątek miłosny między Rose a Dymitrem jak dla mnie wziął się tak nagle, że aż znikąd. Mam wrażenie, że autorka zgubiła kilka rozdziałów, w których ta relacja powinna się dopiero rozwijać, ale niestety zanim się rozwinęła to się pojawiła. Tak jak mówiłam: ciężko zdobyć moje uznanie, jeżeli chodzi o kwestie miłosne w książce. Jak dla mnie Rose i Mason byliby ciekawsi, choć pewnie nie znajdzie się tu osoba, która myśli tak jak ja. Dymitr to jak najbardziej bohater pozytywny. No wiecie, taki bohater z krwi i kości! Silny, umięśniony, zdyscyplinowany, całkowicie oddany swojej misji, jaką jest chronienie morojów. Zresztą tak samo jak Rose. Nie ma co ukrywać, że Rose i Dymitr pasują do siebie jak ulał, ale czy aż nie za bardzo? I to właśnie przez to podobieństwo pojawiają się ich dylematy. Miłość, czy obowiązek?


(...) wszyscy musimy czasem robić rzeczy, na które nie mamy ochoty. Takie jest życie.

         Akademię Wampirów czyta się bardzo szybko. Książka jest napisana prostym, łatwym do przyswojenia językiem, który nie wymaga wysiłku czytelnika. Jest to oczywiście plus. Po ciężkim dniu nie ma to jak zabrać się za tak lekką lekturkę. Bohaterowie szybko zdobyli moją sympatię (nie wszyscy, ale większość). Jeżeli chodzi o pomysł na książkę, to co prawda nie można powiedzieć, że błyszczy on oryginalnością, bo akademie, szkoły i inne tego typu organizacje, do których uczęszczają wampiry są dosyć oklepanym motywem (Akademia Wampirów pojawiła się na rynku mniej więcej w czasie boomu na wampiry, kiedy to ludzie szaleli na punkcie Zmierzchu, Domu Nocy, Błękitnokrwistych, Martwego aż Do Zmroku i innych tego typu książek, gdzie tematyka wampirów pojawiała się tak często jak niechciane ciąże w gimnazjum) ale autorka sprytnie wymyśliła dampiry, czyli pół-wampirów pół-ludzi, określiła ich rolę w świecie i nadała charakter. Jest to zużyty motyw zawierający jakiś tam powiew świeżości. Polubiłam tę historię, ale nie zakochałam się w niej. Czytałam chętnie, ale bez silnych emocji. Bohaterów darzyłam sympatią, ale żaden nie stał się moim ulubieńcem. Polubiłam to zdecydowanie dobre określenie.  
         Książkę czytałam rok temu, o ile nie więcej, a mimo to dalej mogę śmiało wypowiedzieć się na jej temat. To dosyć charakterystyczna seria, która na pewno nie jednemu czytelnikowi ukradła nockę. Jeżeli ktoś ma ochotę na lekturę  przy której można się zrelaksować, lubi serię Dom Nocy jak i książki z gatunku fantastyki (młodzieżowej) to polecam. W 2014 roku na ekrany kin trafiła ekranizacja powieści o tym samym tytule. Ogólnie to została przyjęta negatywnie, ale jak dla mnie to całkiem dobra robota. Podobieństwo filmu do książki jest naprawdę bardzo, ale to bardzo widoczne, a bohaterowie zostali trafnie dobrani. A chyba właśnie o to chodzi w ekranizacji, nie?
         Seria składa się z sześciu tomów, kolejno: Akademia Wampirów, W szponach mrozu, Pocałunek Cienia, Przysięga Krwi, W mocy ducha, Ostatnie Poświęcenie. Ja mam za sobą połowę, a za drugą połowę mam zamiar zabrać się w tym roku i mam nadzieję, że to zrobię.  




         Pierwszą część serii Richelle Mead o wampirach i dampirach oceniam 6,5/10. Zazwyczaj nie daję połówek, ale tutaj muszę, by mieć czyste sumienie. Może nie jest to jakaś wysoka ocena, ale dobra - tak samo jak książka.

         Bardzo dziękuję Wam za ciepłe przyjęcie mnie z powrotem. Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników - zarówno tych, którzy zostawiają po sobie jakiś znak, jak i anonimowych. Dziękuję za czas, który poświęcacie na przeczytanie moich wypocin. Jak widać, kolejną recenzję poświęcę książce Kristin Cast Bursztynowy Dym, którą mam już za sobą. Pozostało mi tylko sklecić tekst. Pozdrawiam!

niedziela, 10 stycznia 2016

8. Mara Dyer: Tajemnica, Przemiana, Zemsta; Michelle Hodkin




     Za debiutancką serię Michelle Hodkin sięgnęłam pod wpływem impulsu i wcale tego nie żałuję. Mara Dyer okazała się być niezwykle zaskakująca i choć czasem nieco mnie nużyła, to i tak brnęłam dalej pewna, że zaraz coś się wydarzy. Właściwie każdy rozdział przynosił coś nowego - coś, co na końcu trylogii okazało się być częścią skomplikowanej układanki. Seria Mara Dyer na pewno jest inna niż większość książek, które czytałam. Pełna zwrotów akcji - zwłaszcza finałowa część Zemsta; pięknych dialogów i trafnych sentencji, które można wykorzystać w życiu codziennym. Niby literatura młodzieżowa napisana prostym językiem, a jednak ma w sobie coś więcej. Tak jak wcześniej wspominałam, miejscami się nudziłam. Na początku trzeciej części wyjątkowo. Na pewno spotkaliście się z książką bądź serią, która w momencie czytania wydawała się nudna, miejscami dołująca, a odgłos przewracania stron rozlegał się znacznie rzadziej, jednak gdy (w końcu) egzemplarz wylądował na półce, zdawaliście sobie sprawę, że to była naprawdę dobra historia. Mara Dyer mniej więcej taka jest. Mniej więcej - bo w trakcie czytania odbiera się bardziej pozytywne odczucia. Chyba po raz pierwszy miałam okazję spotkać się z historią opowiedzianą z perspektywy bohatera negatywnego, bo w gruncie rzeczy Mara jest zła. Choć bardzo chciałaby być inna, to nie może. 

     Na początku warto odpowiedzieć sobie na pytanie - kim jest tytułowa Mara Dyer? To zwyczajna siedemnastolatka, której przydarza się tragedia. Jej przyjaciółka, chłopak i koleżanka giną pod gruzami starego szpitala psychiatrycznego. Mara jako jedyna wychodzi z tego żywa. Dziewczyna nie może poradzić sobie ze śmiercią przyjaciół. Wkrótce halucynacje i koszmary senne stają się jej nową rzeczywistością, a mroczne przebłyski pamięci doprowadzają nastolatkę do szaleństwa. Marze coraz trudniej oddzielić fantazję od rzeczywistości, gubi się we własnych myślach. Zdesperowani rodzice szukając rozwiązania decydują się na przeprowadzkę i pomoc specjalistów. I tak Mara ląduje w Miami ze stwierdzonym zespołem stresu pourazowego, PTSD. Jednak to wcale nie tłumaczy tego, co dzieje się z nastolatką... 

Czasami największą tajemnicę najłatwiej jest wyznać obcej osobie.
     
      Już od pierwszych stron Tajemnicy, czyli tomu rozpoczynającego serię o Marze Dyer wpadamy w sidła niezwykłego klimatu. Mocno psychodelicznego, enigmatycznego i mrocznego. Co właściwie dzieje się z Marą? Kim ona tak naprawdę jest? A może czym? W dość szybkim czasie rejestrujemy, że nie tylko główna bohaterka ma problem z rozróżnieniem fantazji od rzeczywistości, ale my, czytelnicy również. Sukcesywnie zostajemy wplątani w grę tak samo jak Mara. Powieść Michelle Hodkin to niewątpliwie powiew świeżości w literaturze młodzieżowej. Już w prologu mamy do czynienia z ciekawym zabiegiem. Mara Dyer zwraca się do każdego z nas z osobna wywołując gęsią skórkę - powierza nam tajemnicę, czyli swoją historię, którą będziemy odkrywać w trzech tomach serii. 
     

      W skomplikowanej historii pojawia się wątek miłosny. Osobiście nie jestem z niego zadowolona. Wiem, że większość osób zachwyca się miłością Mary, lecz mnie ona wcale nie urzekła. Być może jest to kwestia tego, iż potrzebuję więcej czasu na to, by dostrzec i docenić relacje, które autorka stara się przedstawić, a być może w prezencji Noah poszło coś nie tak. Zawsze irytuje mnie, gdy wybranek głównej bohaterki jest idealizowany do tego stopnia, że aż staje się niezjadliwy. Przez dwie części serii Noah wkurzał mnie niesamowicie. Zwłaszcza w Przemianie.  Ósmy cud świata. Najukochańszy chłopak pod słońcem. Spośród wszystkich przepięknych dziewcząt na wschodnim wybrzeżu wybrał akurat ją, szarą, kościstą myszkę... która w dodatku pojawiała się w jego snach. To na jego wzorzec powstała rzeźba Dawida. A gdy w końcu na tym przepięknym chłopcu pojawia się skaza, to i tak w gruncie rzeczy okazuje się być nieprawdą. W skrócie: weźciemigosprzedoczubozabiję. Szczerze mówiąc, dopiero na końcu zaczynam go lubić. Wiem, że gdybym to ja miała opisać swojego chłopaka, to też byłby pełen ochów i achów, no ale... Ogólnie rzecz biorąc, rzadko zdarza mi się shipować jakiejś parze. Może Katniss i Peeta z Igrzysk Śmierci, lub Wanda i Ian z Intruza Stephenie Meyer, ale nie Mara i Noah. Nie wiem dlaczego, jakoś nie mogę ich ze sobą... No wiecie. Jednak z drugiej strony podziwiam tą zażyłość i bolesną chęć bycia razem pomimo niesprzyjającego losu. Podoba mi się to, że Noah akceptuje Marę w każdej postaci - nawet tej, która może doprowadzić go do zguby. 

Jest powiedziane,że każdy bohater musi mieć swego łotra, każdy anioł - diabła i każdy bóg - potwora. A jednak, choć wiem, jacy jesteśmy, nie wierzę w to. Widziałem łotrów dokonujących heroicznych czynów i tych, których zwano bohaterami, gdy zachowywali się jak łotry.

      Mara to chodząca katastrofa. Jej historia Was zaskoczy, a Zemsta na pewno nie raz zostawi w stanie totalnego oniemienia. Jedno jest pewne, sięgając po Tajemnicę z pewnością nie będziecie spodziewać się tego, co czeka na Was w Zemście. Nawet Przemiana nie przygotuje czytelnika na to, co tak naprawdę kryje się w tej powieści. I to jest wystarczająco duży powód, by móc Wam polecić tę książkę - a raczej tym, którzy jej nie przeczytali, bo Mara Dyer nie jest nowością wydawniczą. Seria zebrała różne opinie. Zarówno negatywne, jak i pozytywne. Ja oceniam ją na plus. I to całkiem duży plus.

       Seria Mara Dyer zawitała na polskim rynku dzięki wydawnictwu YA! w 2014 roku w przepięknych, ale to naprawdę PRZEPIĘKNYCH okładkach:


Seria zdobywa u mnie 8/10 punktów.



Witam wszystkich po bardzo długiej przerwie spowodowanej po trochu lenistwem, po trochu brakiem czasu. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Pozdrawiam!